Czego Bolesław nie nauczył się od swojego zdolnego praprawnuka
Dwie daty z zamierzchłej przeszłości sąsiadują ze sobą w historycznym kalendarzu - dzieli je prawie sto lat, a łączy odpowiedzialność władców i zdolność do przewidywania konsekwencji swoich działań.
11 kwietnia 1079 roku biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa zginął okrutną śmiercią - na rozkaz króla Bolesława Śmiałego został poćwiartowany za zdradę stanu. Na obrazie anonimowego XVI-wiecznego malarza, to już nie jest egzekucja, ale mord. Król z uniesionym mieczem wpada przed ołtarz, gdzie biskup unosi hostię. To wstrząsające zdarzenie mocno wpisało się w historię Polski, zyskując nowe interpretacje w zależności od czasów. W 1972 roku na ekrany kin wszedł na przykład film „Bolesław Śmiały”, z dość nachalną propagandową wymową, która bardziej odpowiadała relacjom państwo-Kościół w PRL niż rzeczywistości z mroków historii.
Pomijając przyczyny konfliktu między królem a biskupem, które nie są jasne, warto zwrócić uwagę na następstwa królewskiej decyzji. Czymkolwiek by nie była „zdrada” biskupa i jakie nie byłyby przyczyny skazania kościelnego dostojnika na śmierć, Bolesławowi zabrakło wyobraźni jakie mogą być konsekwencje wyroku. Jeszcze w tym samym roku 1079 wybuchł bunt możnowładców i Bolesław musiał uchodzić na Węgry.
Bolesław nie mógł też przewidzieć innych, dalekosiężnych konsekwencji swojej decyzji. Z czasem poćwiartowane ciało biskupa nabrało symboliki podzielonego na dzielnice Królestwa Polskiego, a 200 lat po śmierci Stanisław został świętym i stał się jednym z głównych patronów Polski.
Niecałe sto lat przed Bolesławem inną, brzemienną w skutki decyzję podjął Mieszko I. Przyjmuje się, że 14 kwietnia 966 roku przyjął chrzest wraz z najbliższym otoczeniem, zapoczątkowując chrystianizację państwa. Dla poddanych Mieszka być może był to szok, a może trochę i fanaberia władcy. W każdym razie nie doszło do żadnego buntu, który pozbawiłby Mieszka władzy. Choć nietrudno taki scenariusz sobie wyobrazić. Szczegółów przeprowadzania chrystianizacji zapewne nigdy już nie poznamy, ale można się domyślać, że Mieszko na tyle rozłożył ją w czasie i był na tyle elastyczny, że przyjmowanie nowej wiary „na rozkaz” nie zamieniło się w krwawą łaźnię.