Czeczeni skazani, ale sąd uznał, że ABW tworzyła dowody
Białostocki proces czterech obywateli Czeczenii miał pokazać, że organa ścigania i służby dbają o nasze bezpieczeństwo. Że terroryści islamscy są groźni, ale nie u nas. A wyszło inaczej.
To była pierwsza taka sprawa w kraju, więc na wyrok czekali wszyscy, a pewnie najbardziej prokuratura i służby. Niestety, okazało się, że oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, który nadzorował śledztwo poszedł na skróty. Zebrał dowody, które obiektywne nie były. A sąd to dostrzegł i orzekł, że: Czeczeni nie wspierali bojowników Państwa Islamskiego walczących w Syrii i Iraku, jak to było w akcie oskarżenia. Pomagali za to tzw. Emiratowi Kaukaskiemu - organizacji terrorystycznej z Północnego Kaukazu. I za to trzej zostali skazani. Czwarty (z braku dowodów winy) został uniewinniony. Jednocześnie sąd poinformował, że ABW poświadczyła nieprawdę.
- Służby specjalne i prokuratura mają służyć państwu i obywatelom najlepiej, jak potrafią, ale zgodnie z prawem. Gdy w ich pracy pojawia się niestaranność, trzeba to szybko wyjaśnić i ukarać. Niestety, służby mają tendencję do prowadzenia własnej polityki, a ona nie zawsze jest zgodna z interesami obywateli. Nie zawsze mogą ujawniać swoje działania, ale musi istnieć kontrola ich działań. By w razie nieprawidłowości wyciągać konsekwencje - uważa etyk prof. Jerzy Kopania.
I w prokuraturze, i w sądzie oskarżeni przeczyli, żeby jakkolwiek wspierali ISIS. Zdaniem sędziego Sławomira Cilulko, to prawda. Owszem, zbierali fundusze „na Emirat Kaukaski”, ale to nie oznacza poparcia dla ISIS. - Poza gromadzeniem i przekazywaniem pieniędzy, oskarżeni nic złego, w ramach grupy przestępczej, nie zrobili - stwierdził sędzia. Dodał, że na skutek działania ABW prawie dwa lata w areszcie przesiedział jedyny uniewinniony Alvi Y. Według sądu, zarzut wobec niego opierał się wyłącznie na poszlakach. To, że ktoś ma w telefonie np. nagrania związane z Państwem Islamskim czy przesłania przywódcy Al-Kaidy nie jest karalne, więc za to skazać nie można.
Uzasadniając wyrok, sędzia zwrócił uwagę na wiele błędów w śledztwie. Ich efekt był taki, że dopiero podczas procesu sąd, z pomocą tłumacza języka czeczeńskiego, przekładał pełną treść rozmów podsłuchanych operacyjnie przez ABW. Musiał, gdyż akta śledztwa zawierały jedynie streszczenia rozmów Czeczenów, a nie ich dokładne tłumaczenia. Zresztą od razu zakwestionowali je obrońcy. A właśnie materiał z podsłuchów miał być kluczowym dowodem winy czwórki oskarżonych.
W dodatku ABW zapomniała, że z odsłuchanych (i przetłumaczonych na polski) rozmów, trzeba sporządzić protokoły. Lepiej: wprowadziła sąd w błąd, udając, że takie czynności były i są na to dokumenty. Jak przyznał na rozprawie świadek - oficer Agencji, to on „uformalizował” czynności operacyjne zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego. - Rzecz w tym, że nie wskazał z jakimi - zauważył sędzia.
Czeczeni przed sądem. Według białostockiego oddziału Prokuratury Krajowej czterej Czeczeni działali w zorganizowanej grupie przestępczej i wspomagali Państwo Islamskie. Mieli to robić od maja do października 2014 roku w Białymstoku, Łomży, Warszawie i innych miastach Polski oraz Turcji. Według ABW, mężczyźni zebrali prawie 9 tys. euro, które miały wspomóc ISIS, kupili dwa plecaki taktyczne z kamuflażem (trafiły do Turcji, a gdzie dalej nie wiadomo) i celownik optyczny (okazał się być noktowizorem) oraz mieli rekrutować bojowników na tzw. dżihad.
Całą czwórkę ABW zatrzymała dwa lata temu. Zostali tymczasowo aresztowani. Wiosną tego roku sąd zamienił areszt na poręczenia majątkowe, zakaz opuszczania kraju i dozór policyjny.
- Kluczowy moment tej sprawy to złe (świadome lub nie) tłumaczenie podsłuchów. Taki błąd to pójście na skróty i złe wnioski, a bywa, że złe wnioski służb się mszczą. Trudno mi zrozumieć, dlaczego w śledztwie użyto tłumacza języka rosyjskiego, a nie czeczeńskiego, jak zrobił sąd. Wyszły błędy i szkoda, bo to w jakimś stopniu podważa nasze bezpieczeństwo - ocenia ekspert ds. bezpieczeństwa i zagrożeń terrorystycznych prof. Daniel Boćkowski z Uniwersytetu w Białymstoku.
Uformalizowanie, zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego, oznacza nowe odsłuchanie rozmów, ale tego już oficer ABW nie zrobił. Przed sądem przyznał, że tłumaczenie było dwustopniowe: z czeczeńskiego na rosyjski i z rosyjskiego na polski, oraz że przekładu nie dokonywali tłumacze przysięgli. - Tak się czynności śledczych nie prowadzi, tak się postępowania przygotowawczego nie prowadzi - podkreślił sędzia Cilulko. I dodał, że bariera językowa nie ma żadnego znaczenia. - Nie jest tak, że w Polsce jest tylko jeden tłumacz języka czeczeńskiego. Gdyby prowadzący śledztwo przyjrzał się dokumentom zauważyłby, że z tych, które nadesłał Urząd do Spraw Cudzoziemców wynika, iż tam z udziałem tłumacza są przesłuchiwane osoby narodowości czeczeńskiej. Także Podlaski Oddział Straży Granicznej korzysta z pomocy tłumacza i nie musi to być tłumacz przysięgły. Tłumaczem może być każda osobę, która ma umiejętności wymagane do spełnienia określonego zadania - wyjaśniał sędzia.
Ponieważ „streszczenia nie odpowiadały prawdzie”, sąd nakazał nowe tłumaczenie taśm. Już z czeczeńskiego na polski. I okazało się, że przekład z notatek ABW jest inny. - Takie zachowania to niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy w dokumencie. Z przykrością muszę to stwierdzić, a sąd z urzędu jest zobowiązany do zawiadomienia organów ścigania o popełnieniu tego czynu zabronionego - zapowiedział sędzia Sławomir Cilulko.
- Sprawa jest trudna do oceny, a zarzut o wspieranie terroryzmu islamskiego pojawił się pierwszy raz. Decyzja sądu to jedno, ale ważne, że ci ludzie zostali skazani. Nawet jeśli chodzi o mniej znany Emirat Kaukaski, który też jest organizacją terrorystyczną. Czeczeni, którzy przebywają w Polsce, chcą wyjechać do Niemiec, często są do nas odsyłani. Nie można więc wykluczyć, że przy jakiejś radykalizacji postaw, mogą być problemem dla bezpieczeństwa - przyznaje prof. Daniel Boćkowski.