Czas ze skazą
Wczoraj minęła symboliczna, aczkolwiek zapewne zapomniana, rocznica. 20 lat temu w wypełnionej po brzegi hali Włókniarza polscy koszykarze rozgromili Litwinów opromienionych brązem wywalczonym podczas igrzysk olimpijskich w Atlancie.
Co prawda przy Antoniukowskiej nie zagrały dwie gwiazdy europejskiego basketu i NBA: Argidas Sabonis oraz Sarunas Marculionis, ale pozostali medaliści wyszli na parkiet. I dostali ciężkie lanie od biało-czerwonych. Andrzej Pluta, Maciej Zieliński i spółka pokonali Litwinów 19 punktami. Po ostatnim gwizdku hala dosłownie odleciała z euforii. Nic dziwnego, w połowie lat 90. Białystok był mocnym punktem zarówno w męskiej (Dojlidy), jak i żeńskiej koszykówce (Włókniarz).
Przypomniałem wydarzenie sprzed dwóch dekad nie tylko ze względów sportowych. Białystok pewnie nie zorganizowałaby tego meczu (i wielu innych imprez rozrywkowych), gdyby nie miał gdzie. Choć już wtedy hala przy Antoniukowskiej nie dawała widoków na spełnienie standardów, które stawały się normą nie tylko w świecie sportowym. Tę na miarę XXI wieku miała początkowo budować politechnika. Dopiero, gdy uczelnia spasowała na dobre, gmina zaczęła własne przymiarki. Chwilę potem z Brukseli popłynęła rzeka euro na samorządowe inwestycje użyteczności publicznej. Wydawało się, że sen białostoczan o wielotysięcznej hali obsługującej wydarzenia sportowe i widowiska artystyczne wreszcie się spełnił. A jednak...
Po hali Włókniarza zostały wspomnienia, nowej jak nie było, tak nie ma. Na dodatek nie tylko sportowy Białystok się szarpie, czy ma być ona z bieżnią czy bez. A tymczasem w innych miastach mecz za meczem, koncertem za koncertem.