Czas katedr? U nas to czas ołtarzy. W szafach
Zielona Góra. W owych czasach rzeźby sakralne nie były jedynie pomalowanymi kawałkami drewna. To była świętość. A święci byli jak gwiazdy Hollywood.
Wspaniałe dzieła antyku, potem długo, długo nic i wreszcie imponujący renesans... Co było w międzyczasie? Jak z pogardą mówiono mroczne wieki średnie. Do dziś, gdy chcemy powiedzieć o czymś prymitywnym, ciemnym mówimy... „średniowiecze”.
- Bzdura - reaguje Longin Dzieżyc, historyk sztuki z Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze. I żeby nie być gołosłownym natychmiast zabiera nas na ekspozycję sztuki sakralnej.
- Zacznijmy od tego, że nie jest to jakaś tam kolekcja - tłumaczy. - Gdy niedawno w Poznaniu, w Muzeum Narodowym, organizowano wystawę poświęconą 1050. rocznicy chrztu Polski, byliśmy jedyną z nielicznych placówką, którą poproszono o wypożyczenie dwóch eksponatów - Chrystusa Zmartwychwstałego z Witoszyna oraz św. Anny Samotrzeciej z Borowa Polskiego. I kolekcja nasza budowana jest już dziesiątki lat. Najpierw robiło to przedwojenne Heimatmuseum, później dołączono zbiory z Nowej Soli, a wreszcie w latach 60. i 70. trafiały tutaj dzieła ze zniszczonych kościołów.
Święci w szafie
Te wspaniałe zbiory muzeum zawdzięcza także położeniu geograficznemu. Południe regionu znajdowało się zawsze w kręgu Śląska, na którym to sztuka sakralna, zwłaszcza właśnie gotycka, była szczególnie mocna, tutejsze warsztaty miały wspaniałą renomę. Kraina ta przeżywała wówczas rozkwit gospodarczy, czego dowód stanowiły kolejne kościoły. Jedne budowano. W innych zmieniano wystrój podążając za zmieniającą się modą. Ten dawny trafiał do uboższych świątyń. Do tego Śląsk stosunkowo wcześnie otworzył się na wpływ południa, na nowinki płynące z Italii.
- Takim symbolem gotyku są chyba ołtarze? - Tak i jak chcą niektórzy kwintesencją - tłumaczy pan Longin. - Mamy tutaj dwa ołtarze szafiaste, czyli tryptyki umieszczone w tzw. szafie ołtarzowej. Jeden jest po pełnej, drugi po częściowej konserwacji. Warto zwłaszcza przyjrzeć się temu drugiemu, aby też zauważyć jak współcześnie postępujemy z podobnymi dziełami. Wyraźnie widać elementy dorobione współcześnie, wtórne. Nie chcemy udawać, oszukiwać. I zapewne nigdy nie pokryjemy tego ołtarza polichromią, gdyż mamy zbyt skąpe informacje na temat oryginalnych malowań. Naprawdę warto przyjrzeć się zarówno całości, jak i każdej z figur z osobna. A przede wszystkim spojrzeć na ten ołtarz inaczej.
Tak, to nieco „przaśne” spojrzenie na sztukę, ale wyobraźmy sobie ludzi tamtej epoki, którzy zasiadają przed ołtarzem trochę jak przed ekranem telewizora. Dla nich każda z figur ma swoją historię, nie jest jedynie anonimowym, obrobionym kawałkiem malowanego drewna. Wierni ze świętymi się identyfikują, nadają ich imiona dzieciom, prawie słyszą ich głosy. Nawet na jednym z ołtarzy jesteśmy świadkami Sacra conversatione, czyli świętej rozmowy.
- Bardzo nie lubię podobnego wartościowania, podobnie jak rozstrzygania, czy wolę gotyk, czy też barok - dodaje Dzieżyc. - Byłem niedawno na spotkaniu, gdzie zestawiano naszego Mistrza z Witem Stwoszem. Bardzo ciekawe, ale to przecież inna skala, możliwości i nawet nieco czas. Spotkałem się również z opinią, że Mistrz Ołtarza z Gościeszowic był lepszym malarzem niż rzeźbiarzem, o czym można przekonać się oglądając tzw. plecy ołtarza w Dzikowie. Pamiętajmy, nie na darmo obowiązuje określenie „warsztat”. Mistrz zapewne wyznaczał jedynie kierunek. Zamawiający, zapewne, określał w miarę dokładnie, czego się spodziewa, być może wskazywał ołtarz, który miał być wzorcem. Trudno nawet powiedzieć, czy twórcy tych ołtarzy czuli się artystami, a nie podpisywali się, gdyż twierdzili, że wszystko robią na chwałę bożą.
Warsztat? Wszystko dlatego, że piętno tego mistrza nosi tak wiele prac, że nie mógł ich wykonać jeden człowiek, nawet najbardziej pracowity. Na jego miano i popularność pracował zastęp uczniów, co w tamtych czasach było często praktykowane. W warsztacie wykonywano przede wszystkim nastawy ołtarzowe, składające się zwykle z rzeźbionych części środkowych oraz skrzydeł - malowanych i rzeźbionych. W środkowej części większości ołtarzy można zazwyczaj zobaczyć trzy postacie - Marię z Dzieciątkiem oraz dwoje świętych. Pojedyncze figury świętych często wypełniają drugą stronę skrzydeł.
Przywiązanie do takiej kompozycji głównego otwarcia ołtarza świadczy - zdaniem historyków sztuki - o zdecydowanym tradycjonalizmie naszego artysty. Dlaczego jeszcze fachowcy uważają Mistrza za tradycjonalistę? Oto powtarza właściwie jeden kobiecy i jeden męski typ fizjonomiczny, pozbawiony emocji. Postacie różnią się między sobą jedynie nakryciem głowy, a w wypadku mężczyzn - zarostem i fryzurą. Stąd stosunkowo łatwo stwierdzić, że to prace Mistrza. Jeszcze jedno. Przyjrzyjmy się postaciom. Te w kwaterach głównych mniej więcej mają zachowane proporcje, a na skrzy¬dłach są nieco zbyt przysadziste.
Gwiazda stoi w środku
A nasz przewodnik prowadzi nas dalej do walki ze stereotypami. przede wszystkim z przekonaniem, że sztuka gotycka była obwarowana ciasnymi regułami, kanonami. Oglądamy trzy przedstawienia Chrystusa. Na pierwszym widać niezwykły dramatyzm twarzy i... drobne oszustwo. Postać wisieć musiała wysoko i rzeźbiarz tak manipulował proporcjami, aby skoncentrować uwagę widza na twarzy. Obok twarz Chrystusa jest spokojna kontemplująca, nie ma dramatycznie zarysowanych żeber, i szata jest odważnie udrapowana odsłaniając biodro.
- Spójrzmy na nasze madonny - dodaje pan Longin. - Na tej pierwszej widzimy jak symetrycznie, kanciasto układają się szaty. Postać Chrystusa niemal siedzi na kolanach Matki Boskiej. Tutaj czuć jeszcze wyraźne piętno stylu romańskiego. Na innych przedstawieniach każda z postaci stoi niemal na baczność, postać jest, delikatnie mówiąc, nienaturalna. A nieco dalej mamy tzw. miękki gotyk, niemal idylliczny. Do tego kontrapost, czyli widać, że postać opiera ciężar ciała w sposób naturalny, na jednej nodze. Stąd to przegięcie. Do tego szerokie draperie szat tworzą kaskady. I wreszcie Matka Boska i Dzieciątko Jezus nie patrzą sztywno na wprost, ale skłaniają głowy ku sobie.
Wreszcie stajemy w samym centrum sali ekspozycyjnej. Nie tylko organizatorzy poznańskiej wystawy uznali św. Annę Samotrzecią za gwiazdę. To nieco zagmatwane miano to po prostu przedstawienie matki Matki Boskiej, św. Anny, z córką i wnukiem, czyli Jezusem. To franciszkanie jako pierwsi już w wieku XIII rozwinęli kult liturgiczny św. Anny. Fachowcy są rzeźbą zachwyceni, porównując ją do najwybitniejszych dzieł śląskiego gotyku. Tu jednocześnie czuć już renesansowe klimaty, wystarczy spojrzeć na twarz św. Anny.
Do sąsiedniej sali już tylko zaglądamy. Tutaj króluje barok. Nasz przewodnik oczywiście rwie się już do opisów egzaltacji barokowych postaci i o „ubezpieczeniowej” roli św. Florina (od ognia) i św. Nepomucena (od wody). Ale to już inna historia...
Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze
W poniedziałek i wtorek muzeum jest nieczynne. Od środy do piątku placówka zaprasza od godz. 11.00 do 17.00, w soboty od 10.00 do 15.00, a w niedziele od 10.00 do 16. Bilet normalny: 8 zł, ulgowy (dzieci i młodzież szkolna, studenci, emeryci i renciści): 4 zł, grupowy (10 osób i powyżej): 4 zł od osoby w grupie, opłata za przewodnika w języku polskim: 30 zł, opłata za przewodnika w języku obcym: 40 zł. W soboty wstęp wolny na ekspozycje stałe.
Największą kolekcję Działu Historycznego stanowi ikonografia miejska. Zalicza się do niej wizerunki miasta na pocztówkach (przedwojennych i powojennych), zdjęciach i fotogramach. Najbardziej interesujące są pocztówki przedwojenne pokazujące urokliwą, osobliwą i atrakcyjną Zieloną Górę. Niektóre budynki, zakątki czy uliczki niewiele zmieniły swój wygląd i niemal w takim stanie możemy je podziwiać do dziś.
Przed- i powojenne fotografie miasta stanowią niezwykłą dokumentację zmian, jakie nastąpiły w rozwijającym się po wojnie mieście. Szczególnie nieszablonowa jest kolekcja zdjęć wykonana na płytach szklanych przez zielonogórski Urząd Budowlany w latach 20. i 30 XX wieku. Urzędnicy dokumentowali zmiany zachodzące w mieście. Na płytach szklanych zapisywali oblicza miasta w różnych sytuacjach np. podczas remontów ulic, przebudowy domów, kanalizacji miasta, zmian nawierzchni ulic itp...
Zbiory Działu Winiarstwa liczą ponad 1.540 eksponatów , a ich początki sięgają jeszcze okresu Heimatmuseum. Do najważniejszych kolekcji należą narzędzia i naczynia związane z produkcją wina np.: prasy winiarskie, beczki, konwie. Wśród zabytków z tej grupy na szczególną uwagę zasługują XVIII-wieczne koryto i miazgownica ręczna, drewniane dna beczek oraz elementy wielkich pras winiarskich.... (Materiały Muzeum Ziemi Lubuskiej).