"Czarny wrzesień" sportu. W 1972 roku terroryści zaatakowali w wiosce olimpijskiej

Czytaj dalej
Fot. ASSOCIATED PRESS/FOTOLINK
Michał Kurowicki

"Czarny wrzesień" sportu. W 1972 roku terroryści zaatakowali w wiosce olimpijskiej

Michał Kurowicki

45 lat temu świat z przerażeniem obserwował atak palestyńskiego komanda, które uderzyło w światowe święto sportu, Olimpiadę w Monachium. Nieudolność niemieckiej policji sprawiła, że doszło do masakry. Zaraz potem rozpoczęła się operacja „Gniew Boży” i izraelscy agenci zaczęli likwidować po kolei terrorystów.

Już wiadomo, że w 2024 r. igrzyska olimpijskie odbędą się w Paryżu. Trudno nie spytać, czy w sytuacji terrorystycznego zagrożenia w Europie, a we Francji w szczególności, będzie to bezpieczna olimpiada. Od razu pojawia się skojarzenie z olimpiadą w Monachium w 1972 r. i z ówczesnym zamachem terrorystycznym na izraelskich sportowców, dokonanym przez palestyński Czarny Wrzesień.

W 1972 r. w Monachium bezpieczeństwa w trakcie olimpiady strzegło 15 tysięcy niemieckich policjantów. Mieli do dyspozycji 25 śmigłowców i wsparcie 12 tysięcy żołnierzy Bundeswehry. A jednak nie uchronili olimpijskiego święta. Zamach był totalnym zaskoczeniem dla zachodnioniemieckich służb. Kilka miesięcy przed olimpiadą, kiedy kreślono w Niemczech 26 najgorszych scenariuszy, jakie mogą wydarzyć się w czasie igrzysk olimpijskich, możliwość ataku arabskich terrorystów na izraelskich sportowców zapisano dopiero na 21. miejscu. Uznając go zresztą za niedorzeczny. Czy także dlatego nie wzbudziło zaniepokojenia przydzielenie akurat Izraelczykom zakwaterowania w niewielkim, stojącym trochę na uboczu budynku niedaleko bramy wejściowej?

Od czego koleżeńska pomoc?
Ochrona wioski olimpijskiej jako całości też nie powalała na kolana. Ochroniarze nie mieli broni osobistej. W atmosferze sportowego święta, mieszkańcy wioski mogli wchodzić bez okazywania dokumentów. Wielu, wracając z nocnych eskapad, przeskakiwało po prostu przez okalający ją płot. Tak też zresztą dostało się do niej nad ranem 5 września 1972 r. pięciu palestyńskich terrorystów. Ubrani w dresy, nieśli torby z karabinami, pistoletami i granatami. Sforsowanie wysokiego ogrodzenia z takimi bagażami mogło sprawiać trudności nawet wysportowanym członkom Czarnego Września.

Ale od czego koleżeńska pomoc? Udzielili jej zawodnicy z Kanady. Uznali, że grupka mężczyzn to sportowcy, którzy - podobnie jak oni - wracają po kryjomu o świcie w nocnego wypadu do miasta. Potem poszło już łatwo, bo Palestyńczycy nie musieli się włamywać do mieszkań izraelskich sportowców. Mieli po prostu klucze. Skąd?

Otóż terrorystów było tak naprawdę ośmiu, a nie pięciu. Trzech pozostałych nie musiało przeskakiwać przez płot, bo jako pracownicy obsługi wioski mieli przepustki. Jeden pracował jako kucharz, dwóch jako ogrodnicy. Mogli swobodnie poruszać się po całym terenie, zrobić jego rozeznanie, postarać się o zdobycie kluczy itd.

Czara palestyńskiej goryczy
Od momentu przyznania organizacji igrzysk olimpijskich w 1972 r. Republice Federalnej Niemiec, w Izraelu sprzeczano się, czy powinni w nich uczestniczyć sportowcy tego kraju. Pamięć o Holocauście, którego autorem były nazistowskie Niemcy, była w Izraelu żywa. Do tego Monachium od Dachau, gdzie był pierwszy niemiecki obóz koncentracyjny, dzieliło zaledwie 16 km. W końcu zapadła decyzja: - Jedziemy, żeby pokazać, że plan zniszczenia narodu żydowskiego nie powiódł się.

Do Monachium nie zaproszono natomiast reprezentacji olimpijskiej Palestyny, mimo jej zgłoszenia. Niektórzy uważają, że ten fakt mógł być przysłowiową kroplą, jaka przelała czarę palestyńskiej goryczy. Goryczy, która narastała od czasu narodzin Izraela i przeprowadzonych w związku z tym w 1948 r. wysiedleń w Palestynie.

To wszystko oczywiście nie usprawiedliwia zamachu na izraelskich sportowców, bo dla żadnego z tego typu ataków nie ma usprawiedliwienia. Warto jednak pamiętać, że to, co wydarzyło się na olimpiadzie w Monachium nie wzięło się znikąd.

Porwijmy ich i wymieńmy na naszych!
Plan ataku narodził się przypadkowo na spotkaniu członków palestyńskiej ekstremistycznej grupy o nazwie Czarny Wrzesień w Rzymie w lipcu 1972 r. - Odmówili naszym sportowcom udziału w olimpiadzie! Zróbmy coś, żeby Palestyńczycy jednak wzięli jakiś udział w zawodach! - domagali się. Wtedy pojawiła się koncepcja porwania izraelskich sportowców i wymienienia ich na więźniów przetrzymywanych w żydowskich zakładach karnych.

Zamachowcy, którzy o świcie 5 września wdarli się do olimpijskiej wioski, byli właśnie członkami Czarnego Września. Skąd ta nazwa? Otóż we wrześniu 1970 r. w palestyńskich obozach uchodźców w Jordanii wojsko dokonało krwawej pacyfikacji. Zginęły tysiące Palestyńczyków, dziesiątki tysięcy zmuszono do ucieczki do Libanu. Te wydarzenia przeszły do historii pod nazwą „czarny wrzesień” i przyczyniły się do stworzenia kolejnego terrorystycznego skrzydła w al-Fatah - organizacji Jasera Arafata. Czarny Wrzesień działał w latach 1971-73. Zamach na olimpiadzie w Monachium był jego najgłośniejszym.

Izrael nie negocjuje z porywaczami
Po przeskoczeniu płotu grupa Palestyńczyków weszła do budynku izraelskiej ekipy. Próba otworzenia drzwi do pierwszego mieszkania nie od razu się powiodła. Dziwne hałasy i arabskie rozmowy usłyszał trener izraelskich zapaśników. Zatarasował drzwi własnym ciałem, a ważył 135 kg. Seria z kałasznikowa spowodowała, że musiał ustąpić. Zamachowcy biorą pięciu zakładników. Palestyńczycy szukają kolejnych. Zakładnikami zostaje następna szóstka. Napastników próbują obezwładnić dwaj trenerzy izraelskiej ekipy, zresztą oficerowie służby bezpieczeństwa. Jeden ginie na miejscu, drugi umiera od ran w szpitalu. Dziewięciu zakładników ze związanymi rękami i nogami Palestyńczycy umieszczają w jednym pokoju.

Zamachowcy domagają się, żeby Izrael uwolnił Palestyńczyków przetrzymywanych w izraelskich więzieniach. Na imiennej liście są 234 nazwiska. Członkowie Czarnego Września chcą, żeby ich żądania zostały spełnione do dziewiątej rano. Od razu wiadomo, że to nierealny termin. Przede wszystkim na żadne negocjacje z Palestyńczykami nie zgadza się izraelski premier Goldy Meir.

Niemcy nie chcą pomocy
Tymczasem w budynku sąsiadującym z tym, w którym są terroryści i ich zakładnicy obraduje niemiecki sztab operacyjny. Dowodzi nim szef monachijskiej policji, jednocześnie szef ochrony igrzysk. W składzie sztabu mnóstwo „szych”, jak choćby minister spraw wewnętrznych Hans Dietrich Genscher. Potem będzie się mówić, że zamiast nich powinno być tam więcej specjalistów antyterrorystów. Być może ich niedostatek wpłynął na przebieg akcji odbijania zakładników przez niemiecką policję.

Nieoficjalnie mówiło się, że niemiecki rząd odrzucił izraelską propozycję wysłania do Monachium z Tel Awiwu jednostki sił specjalnych Sayeret Matkal. Wtedy oficjalnie zaprzeczano. Jednak kiedy pięć lat temu, w 40. rocznicę dramatu na olimpiadzie, która zresztą przypadła akurat 5 września, Izraelczycy ujawnili tajne dokumenty dotyczące także tej sprawy. Okazało się, że to była prawda. Tymczasem minął termin pierwszego ultimatum. Potem granicznych terminów było jeszcze kilka.

A co z zawodami? Ani władze Niemiec, ani MKOL nie zgodziły się na przerwanie igrzysk. Jednym z głównych argumentów przeciw ogłoszeniu przerwy w olimpiadzie był fakt, że… niemiecka telewizja nie miała alternatywnych programów, żeby wypełnić ramówkę. Odbyła się tylko krótka ceremonia żałobna, a flagi na stadionie zostały opuszczone do połowy masztu. Z wyjątkiem flag krajów arabskich, które się na to nie zgodziły. W końcu ogłoszono przerwę w zawodach.

Los ludu pod okupacją
Ponieważ nie było szansy na uwolnienie arabskich więźniów z izraelskich więzień, Niemcy próbowali innych sposobów rozwiązania konfliktu. To, że zakładnicy byli Żydami, było dla nich dodatkowym bodźcem do działania. Prawdopodobnie niemieckie władze zaoferowały Palestyńczykom ogromną kwotę za uwolnienie zakładników, albo nawet wymianę ich na ważne osobistości niemieckie. Obie propozycje zostały odrzucone. Członkom Czarnego Września wyraźnie nie zależało na pieniądzach.

Zamachowcy coraz bardziej zdawali sobie jednak sprawę z tego, że żądanie zwolnienia „uwięzionych braci” nie ma szans. Zresztą chyba tak naprawdę nigdy na to nie liczyli. Świadczą o tym późniejsze wypowiedzi jednego z nich, Dżamala Al-Gaszeja, że było to żądanie symboliczne, a jedynym celem zamachu było zszokowanie światowej opinii publicznej i zwrócenie uwagi świata na los ludu palestyńskiego pod izraelską okupacją. To akurat się udało, bo po Monachium znacznie więcej o tym mówiono. W 1974 roku Jaser Arafat stanął na czele palestyńskiej delegacji na XXVII sesję ONZ. Wygłosił tam płomienne wystąpienie i uzyskał dla OWP status obserwatora przy ONZ.

Strzelaniny na lotnisku
6 września o 18.00 terroryści wysunęli nowe żądanie. Dotyczyło przewiezienia ich samolotem do Egiptu (oczywiście razem z zakładnikami). Do Kairu zgodzili się jednak odlecieć tylko wtedy, jeśli rząd Izraela rozpocznie z nimi rozmowy. To było nierealne. Poza tym egipski rząd nie godził się na przyjęcie samolotu. O tym jednak zamachowców nie informowano.

Cztery godziny później Niemcy pozwolili terrorystom wsiąść z zakładnikami do dwóch helikopterów, które miały ich zawieźć na lotnisko. Tam chcieli odbić zakładników. W podstawionym Boeingu byli niemieccy policjanci przebrani za załogę samolotu. I może plan by się powiódł, gdyby nie to, że tuż przed przylotem helikopterów, niemieccy policjanci postanowili… opuścić samolot, z nikim się zresztą swojej decyzji nie konsultując. Tragedia wisiała już wtedy na włosku.

Palestyńczycy zorientowali się, że zastawia się na nich pułapkę. Ruszyli w stronę helikopterów. Strzelanina trwała prawie dwie godziny. Zakończyła się zastrzeleniem zakładników w jednym z helikopterów i wysadzeniem go w powietrze. W ogromnym zamieszaniu, kiedy już nie było wiadomo, kto do kogo strzela i kto ucieka, zastrzeleni zostali pozostali zakładnicy. Nie do końca wiadomo, czy zginęli od kul terrorystów czy policjantów. Zginęło też pięciu członków Czarnego Września i jeden policjant. Temu wszystkiemu przyglądał się bezradnie z wieży kontrolnej lotniska szef Mosadu.

O godz. 1.30 akcja została zakończona. W telewizji podano, że wszyscy terroryści zginęli, a zakładnicy zostali odbici. Dwie godziny później musiano jednak skorygować wiadomość. W świat poszła informacja o śmierci sportowców Izraela.

Dziś akcję odbijania zakładników w Monachium pokazuje się jako przykład wyjątkowo nieudolnego działania i katastrofalnego braku przygotowania niemieckich służb specjalnych. Wystarczy powiedzieć, że wysłani na lotnisko snajperzy (zresztą w zbyt małej liczbie), nie mieli kontaktu radiowego ani między sobą, ani z dowództwem akcji. Nie mieli też odpowiedniego uzbrojenia. Żaden z karabinów nie posiadał urządzeń optycznych lub na podczerwień. Snajperzy nie mieli stalowych hełmów, kamizelek kuloodpornych. Błędnie ich też rozlokowano. Wysłane na lotnisko do wsparcia akcji transportery opancerzone utknęły w korku i zjawiły się dopiero w trakcie trwania strzelaniny.

Do niepowodzenia akcji odbicia zakładników jeszcze w wiosce olimpijskiej przyczynili się nieświadomie dziennikarze telewizyjni. Mimo zakazu, nadawali relacje niemal spod budynku, w którym byli przetrzymywani zakładnicy, bo kordon policyjny był nieszczelny. Porywacze widzieli na ekranie telewizora, jakie działania podejmuje strona przeciwna. Kiedy policjanci w dresach odkręcali kraty szybów wentylacyjnych, żeby dostać się do środka i zaskoczyć zamachowców, ci oglądali to na żywo. Podobnie jak to, że pod budynek podjeżdżają wozy opancerzone, a snajperzy zajmują stanowiska na dachach i w oknach sąsiednich budynków.

Nic dziwnego, że bilans tego wszystkiego był tragiczny. Zginęło 11 członków izraelskiej olimpijskiej ekipy. Spośród ośmiu zamachowców, pięciu zastrzelono, a trzech schwytano. W niemieckim więzieniu przebywali oni jednak tylko niecałe dwa miesiące. 30 października 1972 r. palestyńscy zamachowcy porwali pasażerski samolot Lufthansy, lecący z Bejrutu do Frankfurtu. Zagrozili, że wysadzą go w powietrze, jeśli nie zostaną uwolnieni ich zatrzymani bracia. Po kilku godzinach ich warunki zostały spełnione.

Zgoda na „Gniew Boży”
W odwecie za Monachium samoloty izraelskie dokonały serii nalotów na obozy uchodźców palestyńskich w Libanie i Syrii. Zginęli cywile, a przy okazji pewnie i jacyś terroryści. Takie akcje nie mogły liczyć na zrozumienie światowej opinii publicznej, już wcześniej mającej wątpliwości, co do metod stosowanych przez izraelski rząd na terenach okupowanych. Trzeba było zmienić sposób działania. Działać precyzyjniej, nie uśmiercając na oślep, ale zabijając potajemnie konkretnych ludzi. I tak, doszło do spotkania, na którym narodził się „Gniew Boży”.

Na początku października 1972 r. dwóch generałów i szef wywiadu wojskowego poprosili o spotkanie z premier Goldą Meir. Szefowa rządu podejmowała zawsze najważniejszych polityków herbatą i ciasteczkami. Podczas tej wizyty goście poinformowali premier, że palestyńscy terroryści zamierzają rozpętać nieformalną wojnę przeciw Izraelowi, organizując liczne zamachy. - Trzeba temu zapobiec. Najlepiej namierzając i zabijając wszystkich bez wyjątku przywódców terrorystycznych, a zwłaszcza przywódców Czarnego Września - przekonywali, aż wahająca się Golda Meir odpowiedziała: - Zgoda! Ustalono, że każdy tajny wyrok wydany na przywódców terrorystów będzie osobiście zatwierdzany przez premier Meir i dwóch ministrów.

Powstały więc specjalne grupy szturmowe i operacyjne. Byli w nich agenci Mosadu i wojskowi, młodzi wykształceni mężczyźni i kobiety, ideologicznie bardzo zmotywowani. Mieli wytropić i zlikwidować wyznaczone cele. Werbowano ich według specjalnego klucza, co sprawiało, że byli niezwykle skuteczni. Ich głównym zadaniem było zabicie przywódców Czarnego Września.

Operacja „Gniew Boży” stała się inspiracją filmu „Monachium” z 2005 r. w reżyserii Stevena Spielberga, z Erikiem Baną i Danielem Craigiem w rolach głównych.

Turyści z Mosadu spacerem po Bejrucie
Działania „Gniewu Bożego” były coraz skuteczniejsze. Ginęli kolejni, groźni dla Izraela przywódcy. Palestyńczycy nie pozostawali dłużni i planowali akcje odwetowe. Lała się krew i wybuchały bomby. W tej sytuacji Golda Meir nakazała rozpoczęcie kolejnej fazy „Gniewu Bożego”, operacji „Wiosna Młodych”. Miała być ostateczną rozprawą z Czarnym Wrześniem.

Widząc skuteczność operacji Mosadu, wielu palestyńskich bojowników szukało schronienia w libańskiej stolicy. To wymusiło nielegalne działanie izraelskich służb na terenie innych, często nieprzyjaznych państw, np. w Libanie.

I tak kwietniu 1973 roku w bejruckich hotelach zameldowali się, każdy osobno, izraelscy agenci. Mieli fałszywe dokumenty i wyglądali na zwykłych turystów, którym pokoje wynajęły europejskie biura podróży. Zwiedzali miasto, a przy okazji obserwowali dwie kamienice w Bejrucie, w których mieszkali członkowie Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny i Czarnego Września.

Kiedy wszystko było już rozpracowane, z bazy w Hajfie wyszło w morze dziewięć jednostek izraelskiej floty z żołnierzami. Ich misją było zabicie terrorystów, a zwłaszcza Alego Hassana Salameha, odpowiadającego bezpośrednio za masakrę sportowców na igrzyskach.

Plan przebiegł bez zakłóceń. Izraelscy komandosi wdarli się do mieszkań, w których spali niczego nie podejrzewający terroryści. Zabijali jednego po drugim. Zginęli niemal wszyscy przywódcy Czarnego Września, a siedziba Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny przestała istnieć. Przeżył tylko Ali Hassan Salameh, numer jeden na izraelskiej liście celów do likwidacji. Spał w budynku oddalonym 50 m od miejsca likwidacji terrorystów. Udało się go wytropić dopiero w 1979 r., zresztą też w Bejrucie. Tym razem nie uniknął śmierci.

Ponad pół wieku po Monachium
Wśród miast odwiedzanych w poszukiwaniu palestyńskich terrorystów była też Warszawa. To tu, w sierpniowy wieczór w 1981 r. w holu hotelu Victoria, dopadnięto numer dwa na izraelskiej liście, czyli Abu Dauda. Był mózgiem operacji w Monachium. Mimo odniesionych poważnych ran, przeżył dzięki szybkiej operacji w szpitalu MSW. W dobę po zdarzeniu został ewakuowany przez odpowiedzialnych w tamtym czasie za Arabów w bloku komunistycznym agentów Stasi.

Po powrocie do zdrowia, kontynuował swoją działalność. Zmarł w 2010 roku. Operacja "Gniew Boży", będąca przejawem zaostrzenia polityki Izraela wobec skrajnych ugrupowań palestyńskich i organizacji terrorystycznych, spotkała się z krytyką i sprzeciwem na arenie międzynarodowej. Chodziło zwłaszcza o działania Izraela na terenie innych państw, bez porozumienia z nimi. Doszło tam do aresztowań i procesów izraelskich agentów. Olimpiada paryska w 2024 roku, rozgrywana 52 lata po tej w Monachium, na pewno będzie pod szczególną ochroną. Z monachijskiej tragedii świat na pewno wyciągnął nauczkę .

Michał Kurowicki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.