6 sierpnia 1944 r. W niedzielny poranek wyloty wszystkich ulic prowadzących do centrum Krakowa zostają obsadzone przez siły policyjne. Wczesnym popołudniem Niemcy ruszają do akcji.
Obławę przeprowadzono jednocześnie w wielu punktach miasta. Silne oddziały SS i policji obstawiły główne arterie. Celem było zatrzymanie młodych mężczyzn. Wyławiano ich z ulic, parków, lokali gastronomicznych, tramwajów i dorożek. Ofiarami łapanki padli korzystający z sierpniowego słońca panowie wypoczywający nad Wisłą i Rudawą, czy na Błoniach. Ulice szybko opustoszały, jednak Niemcy przeczesywali także domy.
Największa łapanka
Obława trwała do późnej nocy, a w jej wyniku około 6 tys. mężczyzn trafiło do mieszczącego się na terenie Krakowa KL Plaszow. Związek akcji z wybuchem powstania w Warszawie był ewidentny, a zamiar prewencyjny - przeszkodzić ewentualnym próbom wywołania zrywu w Krakowie. Po wojnie były dowódca SS i Policji na dystrykt krakowski Theobald Thier potwierdził, że rozkaz przeprowadzenia obławy wydał dowódca policji bezpieczeństwa i SD w Generalnym Gubernatorstwie SS-Oberführer Walter Bierkamp. Była to największa tego rodzaju akcja w czasie okupacji na terenie miasta.
Zatrzymanych traktowano jako zakładników. Adam Kamiński, jeden ze schwytanych , zapisał w dzienniku: „Po południu o godz. 17.15 patrol policyjny wyciągnął mnie z tramwaju przy ul. Limanowskiego. […] Mnie i innych towarzyszy podróży zapakowano do auta i przewieziono do obozu w Płaszowie, gdzie nas spisano, odebrano wszystkie dokumenty, kosztowności i pieniądze. […] Operację taką zrobiono tylko na stu kilkudziesięciu osobach, bo wkrótce za nami zaczęto zwozić autami z miasta całe masy mężczyzn i nie było czasu na rejestrację i odbieranie pieniędzy”.
KL Plaszow
Obóz pracy przymusowej powstał jesienią 1942 r. na terenie gminy, a następnie dzielnicy Krakowa Wola Duchacka w pobliżu stacji kolejowej Płaszów. Jego oficjalna niemiecka nazwa brzmiała Zwangsarbeitslager Plaszow des SS- und Polizeiführers im distrikt Krakau (ZAL Plaszow). W styczniu 1944 r. obóz przekształcono w Konzentrationslager Plaszow bei Krakau (KL Plaszow). W początkowej fazie istnienia obóz przeznaczony był wyłącznie dla więźniów żydowskich, którzy zresztą zdecydowanie przeważali do końca jego istnienia.
Kluczowym momentem było umieszczenie w nim w marcu 1943 r. około 8 tys. osób z likwidowanego getta krakowskiego. Według szacunków Ryszarda Kotarby, badacza dziejów obozu, przez Płaszów przeszło ponad 30 tys. więźniów. LJego likwidacja rozpoczęła się już latem 1944 r. W końcu lipca ewakuowano część Polaków do KL Gross-Rosen, a na początku sierpnia ruszyły transporty Żydów w kierunku KL Mauthausen i KL Auschwitz oraz innych obozów.
Powiedzieć tu trzeba, że Żydzi w miarę możności podchodzili pod druty naszego ogrodzenia i dostarczali po trochę chleba ze swoich porcji i w ogóle co mogli
W „czarną niedzielę” obóz był częściowo opróżniony po pierwszej ewakuacji. Pojmanych w łapance odseparowano od pozostałych więźniów i umieszczono w pięciu barakach o numerach 52 do 56 oraz dodatkowych dwu barakach w tzw. obozie górnym. Nie wciągano ich do kartotek obozowych, nie byli też zmuszeni do żadnej pracy. Wszystkich natomiast poddawano kontroli, sprawdzano dokumenty. Niemcy starali się wychwycić osoby podejrzane, zwłaszcza mające związki z podziemiem, które były przekazywane gestapo. Pojmanym towarzyszył strach, co do dalszych losów. Kamiński zapisał: „Rozmowy, jakie się dokoła słyszy, dokoła jednego przeważnie obracają się tematu: po co nas tu zamknęli, co z nami zamierzają zrobić, czy i kiedy nas wypuszczą, czy nas nie będą strzelać itp.”
Nastrojów nie poprawiały warunki obozowe. Więźniom dokuczał sierpniowy upał, stłoczenie na niewielkiej powierzchni, wszechobecne insekty, pragnienie i głód. W pierwszych dniach po łapance pojmanym nie wydawano żadnego jedzenia. Z pomocą przyszli więźniowie o dłuższym stażu. „Powiedzieć tu trzeba, że Żydzi w miarę możności podchodzili pod druty naszego ogrodzenia i dostarczali po trochę chleba ze swoich porcji, trochę zupy w południe, po kilka papierosów i w ogóle co mogli” - odnotował Kamiński. Była to kropla w morzu potrzeb, niemniej pomoc udzielona przez żydowskich więźniów odegrała istotną psychologiczną, rolę.
Los Żydów wywarł na „sierpniowych” więźniach porażające wrażenie. Stanisław Strzelichowski, osiemnastoletni wówczas żołnierz podziemia, wspominając pobyt w Płaszowie napisał: „Z dolnej części obozu zaczęły nadchodzić na plac apelowy kolumny więźniów w pasiakach (przeważnie Żydów), popędzanych kijami i gumowymi „knyplami” kapo. Dozorcy ustawili więźniów w szeregi i zaczęło się widowisko dobijające do reszty ogromną część aresztowanych. […] Uderzenia i kopniaki kapo sypały się gęsto. Co chwila któryś z Żydów walił się na rozgrzany piasek i powstawał pod gradem ciosów, chwiejąc się na nogach”. Opisał też rozszarpanie więźnia przez psy komendanta obozu: „Obydwa psy rzuciły się na krzyczącego przeraźliwie Żyda. Po kilku sekundach krzyk urwał się. […] na piasku pozostały szczątki czegoś, co jeszcze przed chwilą było człowiekiem”. Niektórzy załamywali się psychicznie, zdarzały się próby samobójcze.
Zwolnienia
W poniedziałek po wielkiej obławie miasto było opustoszałe i sparaliżowane. Brak kilku tysięcy mężczyzn odczuły działające na terenie miasta przedsiębiorstwa i urzędy. Ci, którzy uniknęli aresztowania również przezornie nie pojawili się w pracy. Taka sytuacja nie była korzystna także z niemieckiej perspektywy. Zaczęły się zwolnienia zakładników.
W pierwszej kolejności uwolniono Ukraińców, Volksdeutschów i obcokrajowców oraz pracowników prasy gadzinowej. Następnie zwolniono kolejarzy, tramwajarzy, pracowników zakładów użyteczności publicznej, osoby poniżej 16. i powyżej 52. roku życia. Pozostali opuszczali obóz sukcesywnie, w wyniku licznych interwencji pracodawców. Od 9 sierpnia działała komisja zwalniająca, której dowodził major gestapo Bielecki.
Gustaw Głowacki, tak opisał jej prace: „Zwalnianie odbywało się w ten sposób, że przyjeżdżało auto osobowe z głośnikiem. Z auta tego wyczytywał Bielecki przez głośnik z list reklamacyjnych nazwiska i imiona osób, o które poszczególne firmy się starały, by je zwolnić. Wyczytany wychodził z kłębowiska osób na plac do komisji. […] W trzecim tygodniu zaczęło się zwalnianie na większą skalę. Już nie wyczytywano z list, tylko zwalniano poszczególne zawody najpotrzebniejsze w życiu gospodarczym. […] Ja zostałem zwolniony w sobotę 26 sierpnia o godz. 14.00. […] Gdy odchodziłem jako jeden z ostatnich, pozostało niezwolnionych jeszcze około 300 osób”.
Zdecydowana większość pojmanych podczas „czarnej niedzieli” odzyskała wolność przed końcem sierpnia. Zanim to nastąpiło ich sytuacja w obozie uległa poprawie. Zaczęli otrzymywać obozowe racje żywotności, dotarła do nich pomoc Rady Głównej Opiekuńczej, część więźniów nawiązała kontakt z rodzinami i przyjaciółmi, od których otrzymywali żywność i papierosy.
Wielka obława na ulicach miasta wywarła jednak na krakowianach ogromne wrażenie. Informacje o niej pojawiają się w większości wspomnień i pokazują klimat ostatnich miesięcy w okupowanym mieście. Wiadomości o łapance przeplatają się z hiobowymi wieściami z powstańczej Warszawy, informacjami o oswobodzeniu Paryża oraz przygotowaniami Niemców do odparcia sowieckiej ofensywy. Wobec zbliżającego się frontu Niemcy podjęli bowiem decyzję o budowie tzw. wału wschodniego czyli linii umocnień na wschód i częściowo na południe od Krakowa. Od sierpnia 1944 r. trwały intensywne prace przy budowie szańców. Do ich prowadzenie wykorzystano młodych Polaków, co miało jednocześnie zapewnić wydajność prac i odciągnąć młodzież od ewentualnych wystąpień przeciw okupantowi. Niemcy nie zaprzestali zatem działań prewencyjnych wykorzystując w tym celu roboty przy okopach.