To morderca doskonały. Wystarczy mu dosłownie chwila, by zabić. W Lubuskiem ostatnio pozbawił życia trzy osoby, w tym dwuletnie dziecko.
Mowa o czadzie. Podstępnym, cichym i bezwzględnym zabójcy, który nie pachnie, nie piecze, nie boli, nie szczypie w oczy i... nie ma litości dla nikogo. Najpierw - 19 listopada - zabił w podgorzowskim Motylewie
77-letnią kobietę i jej 80-letniego męża. Małżonków nie udało się uratować mimo blisko 40-minutowej reanimacji, prowadzonej przez strażaków i lekarzy.
Podstępny zabójca
Niedługo potem, w nocy z 27 na 28 listopada, w domku jednorodzinnym w małej wsi Rąpice koło Cybinki zabił dwuletnią dziewczynkę. Ją też długo reanimowano, ale czad wygrał z ratownikami... - Straszna tragedia - pisała na naszym forum Joanna. - Zgasło takie młode życie - dodał Czytelnik Grzegorz. W zeszłą sobotę w Witnicy strażacy uratowali kolejną osobę w ostatniej chwili...
I oni, i wojewoda Władysław Dajczak na specjalnej konferencji prasowej przypominali, że w zeszłym sezonie grzewczym czad zabił w Polsce 50 osób. Aż 2.229 odratowano w szpitalach.
Czad to tlenek węgla. Jest bezwonny, bezbarwny, toksyczny. A powstaje, gdy dochodzi do „niepełnego spalania”. Czyli w trzech przypadkach: gdy mamy węgiel lub drewno kiepskiej jakości; gdy w pomieszczeniu jest mało tlenu i/lub zero przewiewu (bo pozatykaliśmy kratki wentylacyjne i uszczelniliśmy okna) albo gdy mamy niesprawny piecyk lub termę i ogień nie pali płynnie, mocno i bez przerw.
A czemu zabija podstępnie? Wyjaśnia nam to strażak z Gorzowa Bartłomiej Mądry. - Tlen z powietrza transportuje do każdej komórki krew, a konkretnie hemoglobina. Jednak jeśli w powietrzu jest i tlen, i tlenek węgla to niestety hemoglobina łączy się z tlenkiem węgla. Transportowany jest do komórek, ale one go nie chcą, więc wraca do płuc. Tylko że nie „puszcza” hemoglobiny! Dalej krąży w naszym organizmie. Przez to też tlen nie dostaje się do komórek, bo z każdym oddechem „wolnej” hemoglobiny, zdolnej do transportu tlenu, jest coraz mniej - tłumaczy B. Mądry.
Dlatego wystarczy dosłownie kilka wdechów i możemy umrzeć. W ciszy. Bo umierający nie ma siły krzyczeć, wzywać pomocy. Nie wie nawet, że umiera...
Gdy jeszcze walczymy o życie, podstępny czad nie znika z naszego ciała, gdy nagle ktoś np. wyniesie nas z zaczadzonej łazienki. Często potrzebna jest długa reanimacja, a potem pobyt w szpitalu - by udało się „oderwać” toksynę od hemoglobiny. Co więcej, nawet jeśli przeżyjemy zaczadzenie, może dojść do trwałego uszkodzenia niektórych funkcji organizmu.
Pomagaj z głową
Pierwsze objawy zaczadzenia nie są specyficzne. Jako że z każdym oddechem dostarczamy do komórek coraz mniej tlenu, organizm reaguje obronnie: pojawia się ból głowy, zawroty, szybszy, płytki oddech, wahania ciśnienia i temperatury, duszność, kaszel... To objawy, które często sygnalizują, że coś jest nie tak. Wtedy należy natychmiast otworzyć okna i wezwać pomoc.
- A co zrobić, gdy żona czy mąż nie odpowiadają nam z łazienki gdzie np. jest piecyk? Wchodzić? - pytam B. Mądrego.
Przyznaje, że to trudna decyzja. Bo ratujący też może ucierpieć. Dlatego najlepiej zrobić tak: wbiegamy do pomieszczenia, osłaniając usta i nos lub wstrzymując oddech, następnie natychmiast otwieramy okna oraz drzwi i wzywamy pomoc, dzwoniąc pod 112, 998 lub 999. Jeśli czujemy się na siłach, możemy wynieść zaczadzoną osobę z pomieszczenia.
Pamiętajcie o tym
A czy przed czadem można się jakoś zabezpieczyć? - Na pewno trzeba próbować - mówi Krzysztof Nowak, szef strażaków ochotników z Bogdańca, którzy ratował małżeństwo z Motylewa.
Pamiętajmy o wietrzeniu pomieszczeń. O regularnych przeglądach komina. Nie zatykajmy wentylacji. Sprawdzajmy stan urządzeń, z których korzystamy. Warto też zaopatrzyć się w czujkę, która zaalarmuje o czadzie. Są one fabrycznie tak skalibrowane, że zadziałają dużo szybciej, nim zrobi się groźnie dla zdrowia.