Cypryjski zwrot akcji w sprawie Marcina Dubienieckiego: „Pranie brudnych pieniędzy”
Gdy sprawa Marcina Dubienieckiego, któremu śledczy zarzucają wyłudzenie 14,5 mln złotych z państwowego funduszu, miała trafić do sądu, po kilkunastu miesiącach milczenie przerwał cypryjski resort sprawiedliwości. Wysłane z turystycznego i podatkowego raju pudło z dokumentami może potwierdzić tezę śledczych o przelewach pieniędzy mających ukryć ich przestępcze pochodzenie. - Nie było żadnych podstaw do aresztowania niewinnego człowieka, a zarzuty są bezpodstawne - twierdzi z kolei obrona.
- Cypryjskie organy wymiaru sprawiedliwości po naszym półtorarocznym oczekiwaniu wykonały prośbę i w poniedziałek prokurator referent rozmawiał z policjantem i urzędnikiem Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy tego samego dnia nadali paczkę z dokumentami. Na ile informacje, o które wystąpiliśmy, okażą się kompletne, przekonamy się, kiedy otrzymamy przesyłkę - mówi prok. Włodzimierz Krzywicki, rzecznik prasowy prowadzącej postępowanie, dotyczące grupy rzekomo dowodzonej przez znanego trójmiejskiego prawnika, Prokuratury Regionalnej w Krakowie.
Jak udało nam się dowiedzieć - paczka z dokumentami ma gabaryty ryzy papieru. Zanim śledczy ocenić będą mogli jej przydatność jako materiału dowodowego w sprawie, potrzebne będą specjalistyczne tłumaczenia, a to może przedłużyć śledztwo o około dwa miesiące.
Co ciekawe - papiery z raju podatkowego zupełnie niespodziewanie trafiły do polskich prokuratorów w momencie, kiedy właściwie zamykali sprawę: na poniedziałek zaplanowane było zakończenie zaznajamiania z aktami śledztwa Marcina Dubienieckiego i - podobno - były nawet przymiarki do konferencji prasowej podsumowującej trwające od ponad 2,5 roku postępowanie. Tymczasem o te dokumenty do cypryjskich władz śledczy wystąpili już na początku 2016 roku.
- Do prania pieniędzy wykorzystano rachunki bankowe firm działających na Cyprze. Pieniądze wędrowały z konta na konto - im dalej były od przestępczego źródła, tym trudniej znaleźć dowody ich pochodzenia - wyjaśnia działanie mechanizmu z tezy przyjętej przez śledczych prok. Włodzimierz Krzywicki.
Prokurator: Do prania pieniędzy wykorzystano rachunki bankowe firm działających na Cyprze. Pieniądze wędrowały z konta na konto - im dalej były od przestępczego źródła, tym trudniej znaleźć dowody ich pochodzenia.
- Postępowanie w chwili zatrzymania i stawiania zarzutów nie pozwalało na tymczasowe aresztowanie. Z kolei dalsze czynności Prokuratury Regionalnej w Krakowie jednoznacznie pozwalają na wyciągnięcie wniosków zmierzających do tego, żeby uwolnić pana Dubienieckiego od stawianych mu zarzutów - przekonywał z kolei w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” mec. Łukasz Rumszek.
- Jestem osobą niewinną - stwierdził z kolei w listopadzie 2016 roku sam Marcin Dubieniecki, gdy publicznie zabrał głos w sprawie, bezskutecznie domagając się przywrócenia do zawodu adwokata.
Prawnik przekonywał wówczas trzyosobowy skład orzekający, że śledczy mieli wykorzystywać służby - w tym CBA - do „zbierania haków”, które miały skłonić najbliższych do zeznań przeciw niemu. Tłumaczył ponadto, że nie może doczekać się zakończenia śledztwa, kiedy będzie mógł mówić o „awansach” i „romansach”, jakie w prokuraturze stały za jego sprawą.
Zobacz też: Marcin Dubieniecki ostro o prokuraturze (listopad 2016):
Aresztowany w sierpniu 2015 roku 36-letni dziś Marcin Dubieniecki na wolność wyszedł po 14 miesiącach i wpłaceniu 3 milionów złotych poręczenia majątkowego. Według prokuratury, w latach 2012-2015 kierowana przez niego grupa przestępcza dokonała z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych wyłudzeń szacowanych na ok. 14,5 mln zł. Oprócz prawnika, któremu grozi do 10 lat więzienia, w procederze uczestniczyć miało jeszcze 8 osób (w tym jego partnerka życiowa oraz kuzyn).
Mechanizm działania miał być prosty: za niewielką gratyfikację niewidome i niedowidzące osoby miały godzić się, by na papierze figurować jako pracownicy spółek Dubienieckiego, przedsiębiorstwa inkasowały dopłaty i przesyłały pieniądze do rajów podatkowych - m.in. właśnie na Cypr. Tym sposobem wyprane miało zostać co najmniej 6,5 mln zł.