Ćwierć wieku smogu informacyjnego, czyli jak fałszywe informacje zaciemniają obraz świata
Rozwój internetu, który nie we wszystkim można kojarzyć z postępem, sprawił, że obecnie problem badania i zwalczania smogu informacyjnego jest naprawdę doniosły.
W zeszłym tygodniu mój felieton poświęciłem okrągłej rocznicy doniosłego wydarzenia naukowego, jakim było otwarcie grobu Tutanchamona. Tę rocznicę świętował cały świat, więc mój felieton współgrał z wieloma doniesieniami na temat tamtego odkrycia.
Dzisiaj dla odmiany chcę opowiedzieć o mniej okrągłej rocznicy zdecydowanie mniej ważnego wydarzenia naukowego, które jednak chcę przywołać, bo dotyczyło ono mnie osobiście, zaś istota sformułowanej wtedy koncepcji jest dziś obecna na każdym kroku.
Otóż w dniu 24 lutego 1998 roku, równe ćwierć wieku temu, miałem zaszczyt wygłosić referat na posiedzeniu Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych Polskiej Akademii Umiejętności. Tytuł referatu „Smog informacyjny” był potem wielokrotnie przywoływany przez różnych badaczy w wielu publikacjach, zaś ja sam 20 czerwca 1998 roku zostałem przez Zgromadzenie Ogólne członków PAU wybrany na członka tej Akademii.
Na czym polegała koncepcja, którą przedstawiłem w tym referacie i która jest aktualna do dziś?
Otóż twierdziłem, że w zasobach rosnącego już wówczas internetu pojawiło się zjawisko przypominające problem meteorologiczny, jaki zrodziła pierwsza rewolucja przemysłowa. Problem ten polegał na tym, że w miejscach, gdzie dymiło wyjątkowo dużo kominów (związanych z maszynami parowymi napędzającymi hale fabryczne) pojawiała się mgła pomieszana z dymem, wyjątkowo oślepiająca i niszcząca płuca ludzi oraz fasady budynków. Ten problem meteorologiczny nazwano smogiem, łącząc nazwę dymu (smoke) z nazwą mgły (fog).
W moim referacie dowodziłem, że podobny problem zaczyna się zarysowywać w internecie. Informatycznym analogiem mgły są rozdrobnione informacje, których ilość utrudnia orientację i docieranie do rzetelnej wiedzy. Kropelki wody, zawieszone w powietrzu i tworzące mgłę, gdyby zostały zebrane razem, mogłyby być pożyteczne jako zawartość szklanki napoju lub konewki do podlewania kwiatów. Ale rozdrobnienie różnych zapisów w internecie powoduje, że zamiast informować - one w istocie dezinformują, zwłaszcza że nie wszystkie zapisy są wiarygodne.
Mgła, chociaż utrudniająca działania (na przykład znajdowanie drogi), sama nie jest jeszcze tak bardzo szkodliwa. Ale zmieszana z dymem jest katastrofalna.
W internecie rolę dymu pełnią celowo umieszczane fake newsy, informacje z premedytacją sporządzane jako nieprawdziwe, zwykle dla osiągania jakichś niezbyt czystych celów. Najczęściej są to reklamy, które z natury nie przekazują całej prawdy, bo chodzi o skłonienie klienta do zakupu. Często są to także teksty związane z polityką, gdzie kogoś (lub coś) przesadnie się wychwala albo bezpodstawnie gani dla osiągnięcia korzystnych (dla piszącego) zachowań odbiorców komunikatu. Coraz częściej są to zwykłe hejty, które są prostą emanacją czyjejś nienawiści do kogoś lub czegoś. No i wreszcie teksty pozornie merytoryczne, oparte jednak na ignorancji. Różne przepisy na cudowne decyzje gospodarcze albo na graniczące z magią „niezawodne” metody leczenia naprawdę ogłupiają czytelników, a niektórych skłaniają do podejmowania niekorzystnych dla nich działań.
Tekst referatu został wydrukowany w 2. tomie Prac Komisji Zagrożeń Cywilizacyjnych PAU (1999), a potem w książce „Społeczność internetu” (2002) przetłumaczonej kolejno na język niemiecki, ukraiński, rosyjski, słowacki.
Gdy mówiłem i pisałem na ten temat pod koniec XX wieku, skala tych „smogowych” problemów w cyberprzestrzeni była jeszcze niewielka. Ale rozwój internetu, który nie we wszystkim można kojarzyć z postępem, sprawił, że obecnie problem badania i zwalczania smogu informacyjnego jest naprawdę doniosły.
A zaczęło się to wszystko równo ćwierć wieku temu, we wtorek 24 lutego 1998 roku.