Cudowna armia, która broni naszego ciała
Prof. Włodzimierz Ptak, immunolog, jeden z najbardziej znanych na świecie polskich naukowców z dziedziny biomedycyny, wyjaśnia naszym Czytelnikom jak działa układ odpornościowy człowieka. W rozmowie z Marią Mazurek udowadnia także, że fobia antyszczepionkowa jest groźna nie tylko dla dzieci, ale dla całego społeczeństwa.
Czy układ odpornościowy można porównać do armii, która broni naszego ciała?
I jest to armia bardzo wyspecjalizowana. Jej misja to: rozpoznać i unicestwić obcego.
Tym obcym wrogiem są…?
Bakterie, wirusy, pierwotniaki, grzyby - czyli tak zwane patogeny. Ta obrona odbywa się na kilku poziomach. Po pierwsze: mamy bariery fizyczne, które zapobiegają wniknięciu obcych w miejsce, gdzie nie powinny się znajdować. Można je więc porównać do murów obronnych. To przede wszystkim skóra i błony śluzowe, ale też łzy czy ślina.
Jeśli jednak wróg tę barierę pokona, trzeba go unicestwić. W sposób najbardziej pierwotny zajmują się tym fagocyty (makrofragi, neutrofile, monocyty) - one po prostu zżerają obce komórki.
W bardziej wysublimowany sposób działają z kolei limfocyty?
O tak, limfocyty dojrzewające na przykład w szpiku i w grasicy (ten narząd wraz z wiekiem zanika, maleje więc odporność - i tak pani będzie bardziej odporna na bakterie czy wirusy niż ja), mają bardziej wyrafinowaną taktykę. Część z nich - jak limfocyty B - wytwarza przeciwciała albo łączy się z patogenami i zmienia je w ten sposób, że ułatwia fagocytom ich trawienie. Inne - w tym specjalizują się limfocyty T - są w stanie rozpoznać i zniszczyć komórkę, w której chowa się szkodliwy antygen. Przy czym ten rodzaj limfocytów rozpoznaje też szkodliwe antygeny na własnych, zmutowanych komórkach, które tworzą nowotwór. Jest to więc nasz prywatny, wewnętrzny mechanizm obrony przed rakiem. W większości przypadków - bardzo skuteczny.
Fagocyty odpowiadają za odporność wrodzoną, a limfocyty - nabytą?
Dokładnie tak. Fagocyty są żołnierzami szwadronu odporności wrodzonej, czyli naturalnej, nieswoistej, która broni przed patogenami natychmiast, w sposób automatyczny. Jeśli chcemy dalej antropomorfizować, możemy powiedzieć o bezrefleksyjności takiego działania. Fagocyty atakują po prostu każdego, kto zjawi się na ich terenie. Z automatu. Zjadają na przykład cząsteczki kurzu i pyłu, które dostają się do naszych płuc, tak że w pewnym wieku nasze przybierają one szary kolor. Limfocyty natomiast wspierają szwadron odporności swoistej, czyli nabytej.
One wykorzystują mechanizm pamięci?
Układ immunologiczny to drugi układ, obok nerwowego, który ma zdolność pamięci. Przy czym to jest zupełnie inna pamięć niż neurologiczna. I o ile o tej drugiej pamięci wciąż niewiele wiemy - nie znamy do końca jej mechanizmów, to w przypadku układu immunologicznego sprawa jest praktycznie wyjaśniona.
Na czym ta pamięć swoistej odporności polega?
Jeśli do pani organizmu raz dostanie się jakiś konkretny patogen - weźmy na to, wirus różyczki - i pani zachoruje, to wytworzy się swoista odpowiedź immunologiczna; organizm nauczy się rozpoznawać ten wirus i walczyć z nim, na przykład wyprodukuje przeciwciała. Więc jak organizm zetknie się z takim patogenem po raz drugi, to już będzie mu łatwiej. I pani prawdopodobnie nie zachoruje lub upora się z chorobą szybciej.
Czy na tym mechanizmie opierają się szczepienia?
Właśnie tak. Po prostu podajemy pacjentom osłabione lub martwe drobnoustroje. One są unieszkodliwione; nie są w stanie wywołać choroby i zniszczeń w organizmie. Natomiast są w stanie pobudzić organizm do wytworzenia przeciwciał, które działają na taki patogen. Czyli „zapoznajemy” organizm z takim patogenem i uczymy, jak w przyszłości z nim walczyć.
Dlatego trzeba przekonać ogłupiałych rodziców, że nie szczepiąc dzieci szkodzą im oraz całemu społeczeństwu.
Dlaczego mają szkodzić całemu społeczeństwu?
Bo jak znaczna część społeczeństwa nie uodporni się na dany patogen, to jest szansa, że pojawi się epidemia. Teraz na przykład powraca odra. Zupełnie niegroźna w wieku dziecięcym (za moich czasów przechodziły przez nią wszystkie dzieci i nic złego się nie działo), może prowadzić do bardzo groźnych powikłań u dorosłych pacjentów. A nieszczepione dzieci będą przecież zarażać dorosłych. Dorośli z kolei będą ciężko chorować, a nawet umierać. Dziwaczna maniera nieszczepienia dzieci może więc mieć bardzo groźne skutki społeczne.
Fagocyty są żołnierzami szwadronu odporności wrodzonej
Skąd ta maniera się wzięła?
Wszystko to wina jednego angielskiego lekarza - na szczęście pozbawiono go już prawa wykonywania zawodu, odebrano dyplom - który opublikował, niestety w poważnym czasopiśmie naukowym, artykuł o szkodliwych, neurologicznych skutkach szczepionek.
Twierdził, że szczepionki mogą powodować autyzm?
Tak. Nie miał prawa tak napisać. Miał jeden - jeden! - przypadek chłopca, który po szczepieniu miał zmiany neurologiczne i kilka kolejnych przykładów, które wymyślił. I tyle szkód, tym jednym artykułem, wyrządził.
„Mój syn ma sześć miesięcy, nie był na nic szczepiony. Jego spojrzenie jest wnikliwe, inteligentne, skubany wszystko rozumie. Szczepione maluchy w jego wieku patrzą tempo (pisownia oryginalna), cielęco”. Ten wpis antyszczepionkowej mamy pan profesor zna?
Trzeba przekonać ogłupiałych rodziców, że nie szczepiąc dzieci szkodzą im oraz całemu społeczeństwu
I jak z tym polemizować? Takich legend wokół szczepień niestety można wyczytać więcej. Ludzie niestety nie są wrażliwi na fakty dotyczące zdrowia - coś usłyszą i naiwnie to przyjmą, bo nie mają wiedzy.
W Polsce, niestety, informacje na różne tematy, a już szczególnie medyczne, szerzą się drogą: bo jedna pani powiedziała mi, że...
A dodatkowo do tej niechęci wobec szczepionek przyczynia się fakt, że po szczepieniu człowiek przez jeden wieczór naprawdę nie najlepiej się czuje…
Więc tok rozumowania jest taki: moje dziecko po szczepieniu źle się czuło, więc szczepionki są złe, a potem może jeszcze od nich poważnie zachorować.
Świetny argument, żeby dziecka nie szczepić, prawda? Tylko że ta kilkugodzinna reakcja na szczepionkę, która może wystąpić - osłabione samopoczucie, podwyższona temperatura, krócej: subtelny stan zapalny - jest naturalną reakcją organizmu na jakiekolwiek inne obcogatunkowe białko wprowadzane do organizmu. Taka sama delikatna reakcja obronna mogłaby pojawić się, jak wprowadzilibyśmy do organizmu inną, neutralną substancję. I proszę przyznać, że to nie jest chyba zbyt wygórowana cena, jaką można zapłacić za spokój przed epidemiami?
No nie jest.
Ale taka jest świadomość. Ludzie za to naiwnie wierzą we wszystkie cudowne leki. Weźmy cudowny preparat profesora Tołpy, sprzedawany jako specyfik dobry na wszystko. Zwykły wyciąg z torfu, który znamy z rynku kosmetyków… Albo ci cudowni znachorzy, którzy wynajmują całe stadiony, od każdego z wielu tysięcy ludzi biorąc za wstęp grube pieniądze. Widzi pani, jaki to jest potężny biznes? I to czasem wspierany przez Kościół. Zresztą, Kościół ma sporo grzechów na sumieniu w kwestii profilaktyki zdrowia. Chyba mam jeszcze zachowany egzemplarz jakiegoś czasopisma przykościelnego z 1905 roku, które potępia używanie szczepionek.
Dlaczego? Z tych samych powodów, z których kiedyś potępiał przeszczepy - czyli że to zbyt duża ingerencja w dzieło Stworzenia?
Tak, jeszcze do niedawna Kościół uważał, że każda choroba jest skutkiem decyzji pana Boga. Zatem jeśli choroba atakowała, to trzeba było przyjąć ją z godnością - jako wyrok Najwyższego.
Powracając do odporności nabytej. Skoro kontakt z konkretnymi drobnoustrojami uczy nasz organizm, jak w przyszłości ma z nimi walczyć, to czemu w taki razie są schorzenia, które jak już się raz przyplączą, to później przez całe życie lubią powracać? Mam na myśli między innymi opryszczkę, grzybicę, zapalenie pęcherza. Przecież w myśl tej zasady jeśli raz przejdziemy którąś z tych dolegliwości, powinniśmy mieć z nią spokój do końca życia?
Grzyby same w sobie są stosunkowo odporne na działanie układu odpornościowego. O ile nasz system immunologiczny - jeśli działa sprawnie - na ogół świetnie radzi sobie z bakteriami czy z wirusami, to w gorzej z grzybami czy z pierwotniakami. To właśnie pierwotniak wywołuje malarię, na którą można chorować całe lata. Więc to nie jest kwestia tego, że te choroby ciągle do nas wracają, ale że tak naprawdę my nigdy się ich nie pozbywamy. Bakterie wywołujące zapalenia pęcherza moczowego bytują na śluzówce, która jest trudno dostępna dla naszej armii układu odpornościowego. Ten również do końca nie może zabić wirusa opryszczki. Wystarczy zarazić się nim raz, a nosimy go w sobie przez całe życie - i w momentach zaburzonej homeostazy, kiedy się nie wysypiamy, nie dojadamy, czymś się stresujemy - problem powraca.
Jeśli jednak przypatrzymy się wysoce wyspecjalizowanemu działaniu naszego systemu immunologicznego, to i tak docenimy, w jak genialne narzędzie wykształciła nas ewolucja. Każdy z nas ma miliony komórek, które rozpoznają i niszczą obce antygeny. Mam oczywiście na myśli zdrowy, dobrze działający układ immunologiczny, bo niestety - on czasami szwankuje. Odporność (konkretniej: limfocyty T CD4+) niszczy na przykład wirus HIV, z którym owszem, można żyć wiele lat, ale i tak prędzej czy później doprowadza do AIDS - zespołu nabytego niedoboru odporności - a w konsekwencji do śmieci.
Czasem też układ immunologiczny reaguje bardziej, niż byśmy chcieli. To dlatego przeszczep może się nie przyjąć?
Tak, bo zadaniem komórek układu odpornościowego jest rozpoznać obcość. I walczyć z nią. Wszczepiony obcy organ, czy jego fragment, jest niewątpliwie ciałem obcym. Układ odpornościowy zaczyna więc z nim walczyć.
Natomiast teraz już leki immunosupresyjne - a więc obniżające odporność - są na tyle skuteczne, że odrzucenie przeszczepów jest zahamowane. Po prostu podaje się odpowiednie substancje usypiające nasz układ odpornościowy i wszystko powinno być w porządku.
Z kolejnych pułapek układu odpornościowego mamy jeszcze alergie. Nasze ciało traktuje na przykład nieszkodliwe pyłki roślinne jak najgorszego wroga.
Kiedyś, jak człowiek nie bronił się przed drobnoustrojami tak, jak dzisiaj, alergie były rzadkością. Sądzę - jak wielu naukowców - że za rozwój alergii odpowiada nadmierna higienizacja życia. Unikamy kontaktu z drobnoustrojami, nasze dzieci żyją w niemal sterylnych warunkach, sami co chwilę myjemy ręce. Nasz układ odpornościowy prawie nie styka się więc z bakteriami, ale wciąż styka się z innymi antygenami. Więc, skoro się nudzi, to te inne antygeny, zupełnie nieszkodliwe - białko mleka, ryb, czy nawet truskawki - zaczyna traktować jak wroga. Stąd pojawiają się wypryski, mrowienia, duszności, kaszel czy katar. Alergia może występować w bardzo wielu odmianach. Ogólnie u dzieci miejski akie czynności alergiczne zdarzają się częściej, niż u tych mieszkających na wsiach, które dotykają zwierząt, bawią się na trawie i niekoniecznie zawsze są czyste.
Momentem, kiedy dziecko po raz pierwszy na dużą skalę styka się z drobnoustrojami, jest pójście do żłobka czy przedszkola. Niektórzy z tego powodu nie posyłają dzieci do takich placówek.
Dzieci na początku chorują, bo mają jeszcze niedojrzały układ odpornościowy. Rozumiem, że to może być nieprzyjemne - i dla dziecka, i dla rodziców. Ale ten układ odpornościowy dojrzewa właśnie wtedy, kiedy dziecko choruje. A ja jestem zdania, że choroby wieku dziecięcego powinno się przechodzić w dzieciństwie, a nie jak już człowiek jest dorosły. Ludzie wydają niepotrzebnie grube pieniądze na leki czy suplementy wspierające odporność (na przykład modny miłorząb japoński - nie ma żadnych dowodów na to, żeby on działał), tymczasem bardziej szkodzą sobie stylem życia, chociażby nieodpowiednią dietą.