Cudem ocalał z Katynia. Los jeńców zależał od dziwnych przypadków
Pracował w "Orbisie" w Katowicach, nie opowiadał o wojnie. Tylko bliscy wiedzieli, że Ludwik Domoń w ostatniej chwili uniknął rozstrzelania w Katyniu. Pod Monte Cassino zdobył Order Virtuti Militari. Gdyby nie upór i ciekawość historyka z Ukrainy Ołeksandra Zinczenki, o Ludwiku Domoniu mało kto by dzisiaj wiedział.
Kiedy w 2011 roku, dwadzieścia lat po rozpadzie ZSRR, Zinczenko dostaje z telewizji prośbę o przygotowanie materiału o Katyniu, trudno uwierzyć, że nie ma o tym pojęcia. Na Ukrainie o Katyniu, o zbrodni na polskich oficerach, nic się nie mówi. Historyk jest zaskoczony, gdy odkrywa sprawy, które nim wstrząsają. Katyń wciąga go bardziej niż jest to potrzebne do programu w telewizji. Rozmawia z rodzinami jeńców, szpera w dokumentach, ujawnia niesamowite ludzkie życiorysy. W Polsce wyszła właśnie jego książka "Katyń. Śladami polskich oficerów".
Zinczenko chce odkryć, dlaczego niektórym jeńcom udało się uratować, z jakiego powodu nagle zniknęli z rejestru skazanych na rozstrzelanie. Nie znalazł żadnej zasady. To przypadek, zwykłe szczęście, zbieg okoliczności, czasem kaprys enkawudzisty. Prof. Stanisław Swianiewicz, jeden z ocalałych w Katyniu, uznał, że powody ocalenia 3 proc. jeńców są tak samo tajemnicze, jak i przyczyny zamordowania pozostałych 97 proc. jeńców.
Odwaga - nieprzeciętna
Polacy w obozach w Starobielsku, Kozielsku, Ostaszkowie cieszą się, gdy ich nazwiska wpisano na listę do wyjazdu. Wolą być tam, gdzie większość. Nieliczni, nie wyczytani, żegnają się z życiem, nie mają już żadnej nadziei. Wśród tej grupy jest major Ludwik Domoń. We wrześniu 1939 roku był oficerem łącznikowym Okręgu Korpusu Lwowskiego, po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną trafia do obozu w Starobielsku. Ma 40 lat, żonę, dwie córki.
Jego ocalenie nie daje Zinczence spokoju. Wydaje się całkowicie niemożliwe; w Starobielsku Domoń konspiruje, zakłada organizację pod przykrywką pracy kulturalnej. Jest zawodowym oficerem, w kampanii wrześniowej miał dowodzić sztabem 12. Dywizji Piechoty rezerwistów, ale dywizja już nie powstaje. Broni Lwowa u boku gen. Władysława Langnera, który stwierdził: "Ja Lwowa Niemcom nie oddam!". Ale 17 września Armia Czerwona wkracza na wschodnie tereny Polski.
- Domoń to typ uparciucha - określa majora Ołeksandr Zinczenko. - Syn chłopa; jako piętnastolatek wstąpił do Legionów Piłsudskiego, skąd zabrał go ojciec, żeby kończył szkołę.
Dwóch synów Jana Domonia, gospodarza spod Kielc, otrzyma Ordery Virtuti Militari. Władysław będzie obrońcą Westerplatte, Ludwik - Monte Cassino. Władysław trafi do niemieckiego lagru, Ludwik do sowieckiego. Obaj przeżyją wojnę.
W Centralnym Archiwum Wojskowym w Warszawie zachowała się charakterystyka Ludwika Domonia: "Poczucie godności - nieprzeciętne, odwaga osobista - nieprzeciętna, siła woli - ogromna, ambicje - wielkie". Józef Piłsudski osobiście nagradza go za wyniki. Twardy charakter być może uratował Domoniowi życie w Starobielsku.
Zinczenko dowiaduje się, że protokoły NKWD w Charkowie, które, jak myślał, dawno temu "stały się popiołem rozwianym przez wiatr gdzieś w stepie nad rzeką Ajdar", jednak istnieją. Mówi mu o tym historyk Ihor Szujski. I Zinczenko w Charkowie dociera do teczki z numerem 148 597. To sprawa tzw. komisji kulturalnej, którą w Starobielsku zakłada Domoń z czterema oficerami; są to: Mieczysław Ewert, Stanisław Kwolek, Ludwik Domel i Józef Rytel. NKWD uznaje, że nie chodzi o pogadanki o poezji, ale o konkretną działalność przeciw ZSRR.
Ze świata do Katowic
Wydział Specjalny NKWD uważa, że władze obozu przymykają oczy na komisję kulturalną. A trwa właśnie szukanie haka na naczelnika obozu w Starobielsku i jego ekipę, w stalinowskiej Rosji nikt nie może czuć się pewnie. Domoń i jego koledzy stają się pionkami w tej grze. Nie są już nikim w tłumie jeńców, można ich wykorzystać. Trafiają na osobną listę "kontrrewolucjonistów".
Zinczenko przyznaje, że krążyły pogłoski o współpracy Domonia z NKWD. Ale nigdzie nie znalazł na to dowodów. Poza tym ocaleli wtedy wszyscy założyciele komisji, żaden z tych oficerów nie zginął w Katyniu, nie został rozstrzelany. Siedzieli w więzieniu czekając na proces, jeden z nich, por. Kwolek, zmarł w celi na gruźlicę. Pozostałych wypuszczono, gdy Niemcy zaatakowali Rosję w 1941 roku.
Niewielu polskich jeńców miało szczęście. Ekonomista prof. Swianiewicz przeżył, bo świetnie znał się na niemieckiej gospodarce, NKWD chciała to wykorzystać. Ale żona profesora twierdziła, że to chleb św. Agaty, jaki wszyła mu w ubranie, co uznał za zabobony, uratował mu życie. Józef Czapski, który zdobył Order Virtuti Militari w wojnie polsko-bolszewickiej ocalał, bo jego arystokratyczna rodzina w Niemczech mogła sprawiać kłopoty. Jeden z oficerów zniknął z listy, znał z dzieciństwa starobielskiego oficera NKWD. Inny dlatego, że wzięto go za Czecha.
Józef Czapski napisał, że o tym, kto zginie w Katyniu, a kto nie, decydował ślepy los, tak jakby papuga wyciągała wróżbę z kapelusza kataryniarza.
Ludwik Domoń dostaje niezły los. Trafia w największe zagrożenia II wojny światowej, jest dwukrotnie ranny, ale wychodzi z opresji cało. W armii Andersa dzielnie walczy pod Monte Cassino, jest dowódcą 18. Lwowskiego Batalionu Strzelców. Z armią przechodzi cały szlak bojowy. Po wojnie dosięga go wieść, że zmarła mu żona, córki dorosły, postanawia nie wracać do Polski. Wyjeżdża do Argentyny, gdzie ma rodzinę. Prowadzi tam bar, bardzo jednak tęskni. W 1958 roku wraca do kraju, z drugą żoną mieszka w Katowicach.
Opowiada o nim bratanek Andrzej Domoń. Ludwik zna świetnie siedem języków, zatrudnia się w orbisowskim hotelu w Katowicach. W wolnych chwilach pisze wspomnienia, zamierza je wydać, ale już nie zdąży. Po śmierci drugiej żony słabnie. W 1977 roku prosi, żeby przyjechał do niego na noc brat Władysław. Po długiej rozmowie zasypia, brat rano zastaje go bez życia. Ludwik Domoń, ten ryzykant, urodzony żołnierz, bohater, umiera spokojnie we własnym łóżku. Spoczywa na katowickim cmentarzu.
W zbrodni katyńskiej zginęło ok. 22 tys. Polaków, ocalało 395. Każdy z innego, zaskakującego powodu
17 września 1939 roku. Zbrojna napaść ZSRR na Polskę, bez wymaganego w prawie międzynarodowym wypowiedzenia wojny, w czasie, gdy Polska zmagała się z agresją Niemiec. Rząd II Rzeczypospolitej opuścił granice Polski 17 września, po otrzymaniu informacji o ataku ZSRR. Armia Czerwona wzięła do niewoli 250 tys. żołnierzy, kilka tysięcy poległo w walkach.
W 1940 r. w zbrodni katyńskiej zginęło co najmniej 21 768 obywateli Polski.