Cud Świętego Ognia. Błękitne światło rozjaśnia ciemność
O cudzie Świętego Ognia, który dokonuje się około godz. 13 (polskiego czasu) w Wielką Sobotę przed prawosławną Paschą opowiada ks. Bazyli Sawczuk
Cud Świętego Ognia. Można się spotkać ze stwierdzeniem, że to jeden z największych cudów chrześcijaństwa. Czy jest ono uprawnione?
Rzeczywiście jest jednym z największych, ale nie największym. Tymi są cuda związane z doświadczeniem Łaski Bożej podczas sakramentów chrztu, eucharystii, wyświęcenia kapłana. Wielkim cudem jest też zstąpienie Ducha Świętego oraz inne cuda opisywane w Piśmie Świętym. W odróżnieniu od nich, w przypadku cudu Świętego Ognia możemy mówić o jego namacalnym charakterze w obecnych czasach.
Czym to się objawia?
Zstępuje ogień, czyli niestworzone światło przemienia się w formę ognia. By go doświadczyć, w czasach przedpandemicznych przybywało do Jerozolimy dziesiątki tysięcy pielgrzymów z całego świata. Dla wielu był to kulminacyjny punkt ich pielgrzymek do Ziemi Świętej.
Na czym polega jego wyjątkowość?
Dokonuje się zwykle około godz. 13 czasu polskiego w Wielką Sobotę przed prawosławną Paschą. Ma miejsce w Świętym Kuwuklionie, czyli kaplicy Grobu Pańskiego. Naprzeciw wejścia do greckiej cerkwi, nazywanej Martyrionem, przychodzi procesja, której przewodzi patriarcha. Po zdjęciu szat liturgicznych patriarcha wchodzi sam do kaplicy Grobu Pańskiego, a chór śpiewa starochrześcijańskie hymny. Panuje półmrok. Na czas modlitwy patriarchy w kaplicy zapada cisza. Patriarcha odmawia błagalną modlitwę o zstąpienie Świętego Ognia, po czym wychodzi z zapalonymi pękami świec.
Co wtedy dzieje się w świątyni?
Przepełnia ją wielka radość rozentuzjazmowanego tłumu wiernych. A jest on nieprzebrany. Zazwyczaj w świątyni i wokół niej mieści się około 8 tys. ludzi. Ale w Wielką Sobotę ta liczba może zwiększyć się nawet 4-krotnie, ludzie zapełniają uliczki wokół Bazyliki Zmartwychwstania Pańskiego. Ale jeśli przyjrzymy się historii Jerozolimy, to takie tłumy nie powinny nas dziwić, tłumy w Jerozolimie są od zawsze. W zeszłym, pierwszym roku pandemii, ceremonia została ograniczona do udziału kilkunastu osób. Teraz rygory te zostały trochę poluzowane, choć na pewno nie na tyle, by znowu brali w niej liczny udział pielgrzymi.
Każdy ze zgromadzonych ma własne świece?
Tak, są odpalane od tych, które niesie patriarcha. Słychać okrzyki zachwytu, widać łzy radości. Błękitne światło rozjaśnia wnętrze świątyni. Patriarcha błogosławi wiernych. Towarzyszy temu wielkim entuzjazm. Reakcje są żywiołowe. Nie da się ukryć, że wiernym udziela się stan egzaltacji.
Czy ten ogień różni się w jakiś sposób od tego, z którym obcujemy na co dzień?
Na początku jest bardzo delikatny. Można nad nim przez pewien czas nawet trzymać ręce. Pamiętajmy, że Mojżesz widział krzew gorejący, który płonął, ale nie trawił samego krzaku. Płomień ognia prowadził też Izraelitów w czasie wędrówki z Egiptu do ziemi obiecanej. Cud ognia towarzyszył Machabejczykom przy odzyskaniu świątyni jerozolimskiej. Gdy apostołowie weszli do Grobu Pańskiego w noc zmartwychwstania, panowała w nim ciemność, a mimo to ujrzeli szaty Chrystusa. Oznacza to, że była w nim już wtedy poświata –symbol zwycięstwa życia nad śmiercią. Powtarzalne zapisy cudu Świętego Ognia, utożsamiane z Wielką Sobotą, pojawiły się w dziewiątym stuleciu. W tym w kilku przypadkach były dziełem muzułmanów, nieprzychylnych przecież chrześcijanom.
Jak później ogień roznoszony jest na świat?
Najczęściej specjalnie do Jerozolimy przybywają delegacje, które odbierają ogień. Następnie samochodem wracają na lotnisko w Tel Avivie i stamtąd samolotami przewożą go do swoich krajów. W naszym przypadku – do Warszawy, skąd trafia do wszystkich diecezji. Oczekiwanie na przyjazd ognia to ważne wydarzenie dla wiernych Kościoła prawosławnego.
Wszystko odbywa się w Wielką Sobotę?
Tak. Trzeba pamiętać, że Wielka Sobota jest czasem, kiedy wspomina się zstąpienie Zbawiciela do otchłani. To, co widzimy w formie tego ognia, to jest cień tego strasznego wydarzenia, jakim było przezwyciężenie sił piekła. Zbawiciel schodząc do otchłani wyprowadził stamtąd zmarłych. Mówią o tym ewangeliści. Pamiętamy, że w Wielki Piątek ciemność spowiła Golgotę, potem było złożenie Chrystusa do grobu, po którym nastąpiło trzęsienie ziemi. Jego ślady w Jerozolimie widać do dzisiaj. To pęknięcia, które pamiętają czas ukrzyżowania Chrystusa.
Niektórzy pielgrzymi mówią, że doświadczenie Świętego Ognia jest tak wielkim przeżyciem, że stanowi dla nich swoistą cezurę czasową w życiu. Dzielą je na dwa etapy: czas przed cudem Świętego Ognia i czas po nim.
Każdy doświadcza cudu i przeżywa go indywidualnie. Dla niektórych rzeczywiście stanowi to moment nawrócenia. Nic dziwnego, że spotyka się w Jerozolimie niemal cały świat. Przyjeżdża tam bardzo dużo Greków, Rumunów, Bułgarów, Serbów i wielu pielgrzymów z innych krajów. Przyjeżdżają tam z licznymi troskami, by doświadczyć cudu Świętego Ognia. Pamiętajmy jednak, że nie jest on samoistnym bytem, a wiąże się z głęboką rzeczywistością zbawienia człowieka. Trzeba to mocno akcentować, bo niekiedy pojawia się obawa, że czasami ogień staje się celem samym w sobie pielgrzymek, przedmiotem empirycznej ciekawości. Niektórzy bardziej szukają takiego doświadczenia niż tego, który wynika z misterium wielkanocnego. Trzeba pamiętać bowiem o tym, że mamy Wielki Piątek – dzień Męki Pańskiej, następnie złożenie Zbawiciela do grobu, zstąpienie Chrystusa do otchłani, przezwyciężenie śmierci. Dopiero w całości Zbawienia pojawia się symbol płomienia jako delikatny znak rzeczywistości daleko wychodzącej poza zstąpienie ognia.
A dla księdza czym jest doświadczenie cudu Świętego Ognia?.
Wielkie szczęście, że mogłem pielgrzymować do świątyni Grobu Pańskiego. To ogromne przeżycie. Najlepiej oddaje to troparion drugiego tonu – tekst towarzyszący Wielkiej Sobocie: „Kiedy zstąpiłeś ku śmierci ty który jesteś życiem nieśmiertelnym, napełniłeś otchłań blaskiem swojego Bóstwa”. Mówimy zatem o blasku cudownego światła, które w cudowny sposób przemienia się w święty ogień.
Ks. Bazyli Sawczuk urodził się i wychował w podlaskich Koryciskach (pow. hajnowski), a od ponad 20 lat jest proboszczem parafii Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Jeleniej Górze.