Sposobem „na uchodźców” raczej się prezydenta Bydgoszczy nie odwoła.
Mamy czas tuż po maturach, więc przynajmniej niektórym w pamięci, oprócz długu u wujka Wacka, siedzi Norwid. „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,/ Że ci ze złota statuę lud niesie,/ Otruwszy pierwej?” - retorycznie pyta smutny geniusz w znanym wierszu. A ja, znając proporcje, mocium panie (bo bliższy mi Fredro niż Norwid), pytam: Coś ty Bydgoszczy zrobił, Rafale? Na myśli mam prezydenta miasta Rafała Bruskiego. Nie wiem, czy lud Bydgoszczy przyniesie mu kiedyś na grób albo Stary Rynek złotą statuę. Pewne natomiast jest, że są tacy, którzy dziś gotowi go jeśli nie otruć, to utopić w łyżce wody. Ba, Młodzież Wszechpolska już mu nawet wystawiła akt zgonu! Na szczęście tylko politycznego...
Ni z gruszki, ni z pietruszki, bo w połowie kadencji i bez propagandowej nawały ogniowej kilkunastu szturmowców pod dowództwem posła Kukiz’15 Pawła Skuteckiego ruszyło we wtorek do ataku. Rozpoczęli zbiórkę podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania prezydenta.
Cel realny? Bardzo mało. Sztuka odwołania szefa gminy nie udała się ostatnio nawet w małym Dobrczu, mimo mocnych argumentów, mocno śmierdzących kurzym nawozem z ferm mających powstać w pobliżu domów.
Potężni sojusznicy? Brak na to widoków. Atak przybrałby na sile, gdyby uzgodniono go z bydgoskim PiS-em. Nie uczyniono tego. Trudno więc uwierzyć, by partia rządząca krajem chciała w Bydgoszczy być zaledwie wsparciem dla akcji kukizowców i prawicowej kanapy (obok Pawła Skuteckiego w grupie inicjatywnej są działacze Partii Wolność Janusza Korwin-Mikkego, Stowarzyszenia Endecja założonego przez część działaczy Kukiz’15 i Stowarzyszenia Piłkarskiego Zawisza).
Co zatem mogą osiągnąć? Dość długą promocję siebie. Zebranie 30 tys. podpisów w ponad 350-tysięcznym mieście przy dużej mobilizacji może się udać, a postępy zbiórki i ewentualne przygotowania do referendum będą smacznym pokarmem dla mediów. Pytanie tylko, czy grupa inicjatywna znajdzie wolontariuszy gotowych do zbierania podpisów przez wiele tygodni - a to przecież będą wakacje.
I najważniejsze: dlaczego ruszyli do boju właśnie teraz? W „preambule” do wniosku o referendum wymienionych jest dziewięć grzechów głównych prezydenta i dziesiąty - najgłówniejszy. To podpisanie przez niego, obok innych prezydentów największych miast, deklaracji o współdziałaniu „w dziedzinie migracji”. Chodzi o uchodźców, gotowość niesienia im pomocy przez samorządy. Bez żadnych konkretów, bo o konkretach bez otwarcia furtki przez polskie państwo nie może być mowy.
Nie ma żadnych decyzji dotyczących przyjmowania uchodźców. To kompetencja Rządu. Miasta zadeklarowały jedynie współpracę w zakresie wymiany doświadczeń, choćby z pomocy jakiej udzieliliśmy Polakom z Ukrainy, którzy uciekali przed wojną w Donbasie. Politycy cynicznie wykorzystują tragedię ludzi, w tym kobiet i dzieci, by straszyć Polaków. Nie podejmiemy żadnej decyzji wbrew mieszkańcom - prezydent Rafał Bruski
Nie sądzę zatem, by straszenie uchodźcami mogło być w istocie najmocniejszym argumentem antyprezydenckiej kampanii. Bardziej wyraziste będą zapowiadane, choć niekoniecznie zrealizowane, podwyżki opłat. Ratusz ostatnio podpadł bydgoszczanom, próbując znaleźć skuteczny sposób na zbieranie opłat za wywóz śmieci. Ostatecznie wycofano się zarówno z podwyżki stawek dla osób fizycznych, jak i zmiany sposobu ich naliczania. Niesmak jednak pozostał. To za mało, by poddać Rafała Bruskiego totalnej krytyce, lecz zdaniem Skuteckiego & s-ki, godzina W wybiła. Skończą jak powstańcy warszawscy?
PREAMBUŁA REFERENDUM W SPRAWIE ODWOŁANIA PREZYDENTA RAFAŁA BRUSKIEGO:
Bydgoszcz, to mała ojczyzna mieszkańców, którzy związali z nią swoje życie osobiste i zawodowe. Dlatego w poczuciu odpowiedzialności za przyszłość naszego miasta, po przeanalizowaniu wszystkich „za” i „przeciw”, zawiązał się komitet referendalny, który postawił sobie za cel, by jeszcze przed upływem kadencji Bydgoszczanie mogli zdecydować, czy Rafał
Bruski powinien w dalszym ciągu być prezydentem Bydgoszczy. W odczuciu wielu mieszkańców, każdy dzień sprawowania władzy przez obecnego prezydenta, jest dla Bydgoszczy dniem straconym.
Rafałowi Bruskiemu zarzucamy w szczególności:
1. Brak strategii i wizji rozwoju Bydgoszczy;
2. Fatalną postawę w stosunku do przedsiębiorców tworzących i utrzymujących miejsca pracy w naszym mieście poprzez nieliczenie się z ich oczekiwaniami;
3. Podwyższanie czynszów w mieszkaniach komunalnych i socjalnych bez liczenia się z możliwościami finansowymi ich najemców;
4. Katastrofalną politykę czynszową w stosunku do najemców lokali komercyjnych, skutkującą upadkiem wielu rodzinnych sklepów i warsztatów usługowych w budynkach będących własnością miasta;
5. Nieracjonalne podwyższanie opłat (woda, śmieci, podatki lokalne, itp.) wbrew woli mieszkańców;
6. Upadek bydgoskiego sportu, którego kompromitującym obrazem jest stan seniorskiej piłki nożnej (Zawisza Bydgoszcz) i żużla (Polonia Bydgoszcz) oraz uniemożliwianie realizowania swoich pasji przez najmłodszych piłkarzy Zawiszy;
7. Upolitycznienie spółek miejskich, w których zatrudnienie na kluczowych stanowiskach znalazły osoby związane z zapleczem politycznym prezydenta;
8. Brak zdolności negocjacyjnych, a tym samym skuteczności w pozyskiwaniu i rozdysponowywaniu środków unijnych dla Bydgoszczy;
9. Niedostateczne realizowanie inwestycji w zakresie utwardzania dróg osiedlowych.
Za szczególnie aroganckie, nieliczące się z odczuciami większości mieszkańców Bydgoszczy, uważamy podpisanie przez Rafała Bruskiego „Deklaracji Prezydentów o współdziałaniu Miast Unii Metropolii Polskich w dziedzinie migracji”. Deklaracja ta wikła nasze miasto w partyjną wojnę polsko-polską, a ponadto nie uwzględnia konsekwencji, jakie niesie ze sobą uleganie presji migracyjnej dyktowanej polityczną poprawnością. Bydgoszczanie są gotowi pomagać osobom dotkniętym skutkami konfliktów zbrojnych, ale bez ideologicznego przymusu i moralnego szantażu, któremu są poddawani. Bydgoszcz zasługuje na Prezydenta, który byłby w stanie unieść ciężar odpowiedzialności, jaka ciąży na tym urzędzie. Bydgoszcz zasługuje na Prezydenta, który rozumie i wsłuchuje się w potrzeby jej mieszkańców, kierującego się ich interesem, a nie partii politycznej, która go nominowała. Bydgoszcz potrzebuje wreszcie Prezydenta z klasą i autorytetem, nieskłóconego ze swoimi mieszkańcami, w których tkwi siła do tego, by stworzyć z Bydgoszczy rzeczywistą, a nie wirtualną metropolię, metropolię na miarę jej potencjału, z którego obecny prezydent nie tylko nie potrafi skorzystać, ale wręcz go marnotrawi. Dlatego chcemy oddać głos Bydgoszczanom, bo mają prawo do wyrażenia swojej woli nie tylko podczas wyborów, które odbywają się co cztery lata, ale także wówczas, gdy w ich odczuciu prezydent działa przeciwko ich interesom. Demokracja daje nam wszystkim takie prawo.
MOIM ZDANIEM
Jednym z punktów we wniosku referendalnym jest nieracjonalne podwyższanie opłat (woda, śmieci, podatki lokalne, itp.) wbrew woli mieszkańców.
Państwo polskie ma do dyspozycji policję, fiskusa, służby specjalne, a od wielu lat nie może się uporać z egzekucją tak niewielkiej daniny, jak abonament RTV. Niewielkiej, bo abonament ów w minionym roku był w Polsce siedem razy niższy niż w Szwajcarii, cztery razy niższy niż w Niemczech, dwa razy niższy niż w Chorwacji, półtora razy niższy niż w Czechach i niemal identyczny jak w Słowacji i Serbii. A jak w Polsce dzielone są wpływy z abonamentu? Otóż z ubiegłorocznych ponad 700 mln zł, które udało się zebrać, połowę otrzymuje telewizja, 24,6 proc. Polskie Radio, a resztę regionalne spółki radia publicznego (takie jak bydgoski PiK, jest ich w Polsce 17).
Tymi danymi zainteresowałem się dlatego, że najczęstszą reakcją, jaką można usłyszeć od ludzi, którzy odmawiają zapłaty abonamentu, jest atak na telewizję publiczną: że nudna, zbyt upolityczniona albo za bardzo komercyjna. W związku z tym ciekaw jestem, czy powiódłby się następujący eksperyment, który odwoływałby się do lokalnego patriotyzmu i do zainteresowań Polaków. Połowa abonamentu byłaby dzielona w podobny sposób, jak teraz. Drugą połowę natomiast można byłoby przekazywać jako darowiznę dla konkretnego medium publicznego: np. dla lokalnego radia albo dla konkretnej anteny ogólnopolskiego radia i telewizji (słucham „Trójki” to płacę na „Trójkę”, oglądam TVP 3 Bydgoszcz, to płacę na TVP 3 Bydgoszcz). Nie sądzę, by spowodowałoby to szybkie bankructwo TVP 1 i TVP 2. Te kanały każdym rządom potrzebne są do utrzymania się przy władzy, więc na pewno znalazłaby sposób na ich dokarmianie.
Coś mi jednak szepce do ucha, że proponowane przeze mnie rozwiązanie pomogłoby tyle, co umarłemu kadzidło. Mieszkańcy połowy gospodarstw domowych w Polsce, którzy obecnie nie mają zarejestrowanego odbiornika telewizyjnego ani radiowego, pewnie znaleźliby inną wymówkę, by nie płacić. A fakt, że to oszukiwanie państwa trwa od lat, wcale nie musi świadczyć o słabości państwa, które przecież nieźle radzi sobie ze ściąganiem podatków, składki zdrowotnej czy składki dla ZUS. Podejrzewam, że władza zrobiła sobie bilans zysków i strat, po czym doszła do wniosku, że kilkaset milionów złotych to za mały zysk, by ryzykować niezadowolenie społeczne i w efekcie porażkę w wyborach. Jedni więc udają, że płacą, a inni, że łapią tych, którzy nie płacą.
Zastanawiam się, czy podobny mechanizm nie działa na szczeblu samorządu w Bydgoszczy. Myślę o kłopotach ze ściąganiem opłat za wywóz śmieci. Owszem, dostrzegam dysproporcję sił. Ratusz nie ma do dyspozycji policji, służb specjalnych czy inspektorów skarbowych, a tylko urzędników i strażników miejskich. I żadna z podległych prezydentowi Bruskiemu sił nie ma tak dużych uprawnień jak służby państwowe. Nawet jednak gdyby udało się wydać ostrą wojenkę tym 40 czy 50 tysiącom bydgoszczan, którzy nie płacą za śmieci, to warto wcześniej sporządzić bilans zysków i strat. Za sprawą śmieciowych oszustów z ratuszowego skarbca w ubiegłym roku wyciekły niecałe 3 mln zł. Ostra wojenka wszczęta w celu odzyskania tej kwoty musiałaby kosztować sporo, a zwycięstwo na niej nie byłoby przesądzone. Może więc chodzi o to, by gonić króliczka, aby nie zdeprawował swych braci, ale nie złapać go?
Jarosław Reszka