Coś ją przeraża, coś ekscytuje
Ziomara Morrison, koszykarka Wisły Can-Pack Kraków, już jako nastolatka musiała opuścić swoją ojczyznę, by spełniać marzenia. Od niedawna czyni to pod Wawelem, gdzie przeżyje pierwszą prawdziwą europejską zimę
Cel, do którego dążysz, powinien cię nieco przerażać i jednocześnie bardzo ekscytować - te słowa zainspirowały ostatnio Ziomarę Morrison. Podzieliła się tym hasłem z fanami na Twitterze. Sama o ich prawdziwości przekonała się już wtedy, gdy jako piętnastolatka opuściła rodzinne Chile i przeniosła się do dalekiej Europy, by zacząć swoją przygodę życia - z profesjonalną koszykówką.
Musiała radzić sobie sama na nowym kontynencie. Rodzina została w Chile.
- Jak się ma 15 lat, to człowiek jest jednak jeszcze dzieciakiem. Nie było łatwo, ale byłam zdeterminowana i zdecydowana. I myślę, że także dojrzała, jak na swój wiek - wyznaje.
Starała się nie myśleć o tęsknocie za ojczystymi stronami, tylko o spełnianiu sportowych marzeń. - Dzięki temu, że byłam skoncentrowana na realizacji swojego celu, wszystko było znośniejsze.
Wyjścia nie miała
W pewnym sensie nie miała wyjścia. Jeśli chciała spełnić marzenia o poważnej koszykarskiej karierze, musiała emigrować. Morrison przyznaje, że w jej ojczyźnie kobieca koszykówka nie funkcjonuje na najwyższym poziomie.
- W przypadku męskiej koszykówki jest nieco lepiej, bardziej profesjonalnie, ale też nie jest to w naszym kraju dyscyplina bardzo rozwinięta- nie ukrywa. - Wiedziałam, że jeśli nie wyjadę, nie zrobię kariery. Można uznać, że to Europa ukształtowała mnie jako koszykarkę.
Najpierw trafiła do Włoch.
Grała w juniorskim zespole klubu z gorącej Sycylii. - Tęskniłam za wszystkim po trochu. Przez pierwsze kilka miesięcy było mi też trudno się odnaleźć ze względów językowych. W ogóle nie mówiłam po włosku. Niby to podobny język do hiszpańskiego, ale nie było mi łatwo w szkole - wspomina.
Teraz włoskim włada równie dobrze jak ojczystym hiszpańskim.
Od trudnych początków na Sycylii minęło już prawie dwanaście lat. Teraz Morrison cieszy się już w swoim kraju statusem koszykarskiej gwiazdy. Ale wciąż ma jeszcze sporo sportowych marzeń do spełnienia.
Teraz Kraków
Niedawno przyleciała do Krakowa, by rozpocząć treningi z mistrzem Polski i jedną z ośmiu najlepszych drużyn Europy w żeńskiej koszykówce - Wisłą Can-Pack.
Wiedziała czego się spodziewać po mieście i klubie spod Wawelu. Nawet halę przy Reymonta dobrze znała, bo wystąpiła tu swego czasu w barwach Rivas Madryt.
- Bardzo chciałam wrócić do rywalizacji na poziomie Euroligi - tłumaczy. To elitarne europejskie rozgrywki koszykarskie, w których wcześniej grała tylko jako zawodniczka madryckiego klubu. - Znam też sporo zawodniczek, które kiedyś grały w Wiśle i wypowiadały się o klubie w samych superlatywach, jak choćby Laura Nicholls.
W Hiszpanii Morrison spędziła kilka sezonów, ale nigdy wcześniej nie miała okazji współpracować z trenerem Jose Hernandezem. Do Madrytu obecny szkoleniowiec Wisły trafił, gdy Chiljika już opuściła ekipę Rivas. - Słyszałam jednak na temat tego trenera same pozytywne opinie. I rzeczywiście, od razu złapaliśmy dobry kontakt - zaznacza.
Do tej pory Ziomara wybierała kluby na południu Europy. Tam, gdzie klimat jest zbliżony do latynoamerykańskiego. Przenosiny do Polski będą zupełnie nowym doświadczeniem.
Polskiej zimy się nie boi
- Po raz pierwszy poczuję na własnej skórze, co to znaczy zima w Europie. Ale jestem otwarta na nowe doświadczenia, to i do polskiej zimy się pewnie przyzwyczaję - śmieje się. I dodaje: - Wszystkie wiślaczki są strasznie sympatyczne, miasto też mnie zachwyciło od pierwszej chwili. Nie mogę się doczekać początku sezonu.
W ojczyźnie fani wołają na nią po prostu „Zio”. Jaki przydomek wymyślą jej koleżanki z Wisły?
- „Ziomek”? Nie...- śmieje się Ewelina Kobryn, druga z podkoszowych Wisły. - Coś wykombinujemy.
Podobnie, jak Kobryn, Morrison ma na koncie występy w słynnej amerykańskiej WNBA. W odróżnieniu od Polki, nie może jednak pochwalić się zdobyciem mistrzowskiego pierścienia.
W wieku 23 lat Chilijka zadebiutowała w San Antonio Silver Stars. Przygoda z amerykańską ligą nie spełniała jednak jej oczekiwań. Dwa lata później próbowała przekonać do siebie Indianę Fever, ale ostatecznie nie rozegrała kolejnego sezonu za Oceanem.
- Myślałam, że już raczej nie wrócę do WNBA, byłam zła. Czułam, że to rozgrywki, w których preferuje się zupełnie inny styl gry, niż w Europie. Ale teraz zmieniłam zdanie i chętnie znów spróbowałabym gry w Stanach. Również po to, by wymazać tę zadrę w sercu, jaką miałam w sobie - przyznaje.
Ostatnie lata Morrison spędziła w Turcji. Wcześniej - w Besiktasie Stambuł, a ostatnio w położonym blisko granicy z Syrią mieście Osmaniye. Dni wolne nadal spędzała jednak w Stambule. - Jak tylko miałam chwilę dla siebie, od razu wsiadałam w samolot - wspomina.
Turcja? Nie, dziękuję
Obecnie jednak sytuacja w Turcji zrobiła się na tyle napięta, że niektórzy sportowcy wykreślają turecki kierunek ze swoich planów zawodowych.
W Ameryce media sportowe wprost odradzają swoim koszykarkom wyjazdy w ten region ze względów bezpieczeństwa.
- Opuściłam turecką ligę jeszcze zanim doszło do ostatnich zawirowań politycznych - wspomina Morrison. - Gdybym teraz miała rozważać powrót do Turcji, nie zdecydowałabym się na taką opcję.
Sportowców odstrasza też zagrożenie związane z terroryzmem.
- Niby mam w Turcji znajomych i zapewniają mnie, że panuje spokój, ale jednak sytuacja jest skomplikowana. Co chwilę słyszy się o kolejnych zamachach bombowych. A trzeba pamiętać, że jako koszykarki ciągle przebywamy na lotniskach - zwraca uwagę Chilijka. - W Turcji zdarzało mi się to nawet i po kilka razy w tygodniu. A lotniska są przecież miejscami, gdzie trzeba zachować szczególną ostrożność.
Przywiozła jednak z tego regionu ciepłe wspomnienia. - Spędziłam tam trzy sezony, w trzech różnych klubach. I muszę przyznać, że Turcy potrafią gorąco przyjąć każdego. Poza tym, mają niezwykłą pasję do sportu - podkreśla. Zachwyciła ją też architektura. - Pejzaże pełne meczetów, malownicze mosty... - wylicza. - W Stambule człowiek czuje niesamowitą energię, niemal mistyczną.
Morrison uwielbia podróże, ale stara się też możliwie często odwiedzać ojczyznę.
- Każdemu polecam wizytę w moim mieście, jeśli tylko będzie miał okazję znaleźć się w Chile. Valdivia to miejscowość bardziej na południe, niż stołeczne Santiago. Leży u zbiegu trzech rzek i jest tam przepięknie. Blisko są góry, ale też i malownicze plaże - rozmarza się. -Te krajobrazy są unikalne, czegoś takiego nie można zobaczyć nigdzie na świecie.
Pani psycholog
Gdy trwa koszykarski sezon i z podróżowania nici, w wolnym czasie Ziomara „pochłania” masę książek.
- Zwłaszcza te dotyczące psychologii i coachingu. Strona mentalna jest we współczesnym sporcie niesamowicie ważna. Ale nie koncentruję się tylko na psychologii sportowej - zaznacza. Zapewnia jednak, że trener i koleżanki z drużyny nie muszą się obawiać. - Staram się za bardzo nie analizować osób z mojego otoczenia pod kątem psychologicznym - śmieje się.