Codziennie o 21.00 przed sądem...
Protestują młodzi i starsi. Świece przed sądem okręgowym palą się nawet w strugach deszczu
Od tygodnia w całej Polsce trwają protesty przeciwko zmianom, jakie mają zajść w systemie sądownictwa.
- Ja się na to po prostu nie godzę. Nie godzę się, rozumie pani?! - mówi do dziennikarki pani Elżbieta. Na oko 50-letnia. W piątek przy ul. Mieszka I, przed Sądem Okręgowym w Gorzowie, była już drugi raz. - Nie godzę się na to, żebyśmy byli w rękach nie jednej partii, a jednego człowieka! Wszystkie wprowadzane przez partię rządzącą zmiany prowadzą nas do finansowych problemów i ograniczenia naszych swobód. To okropne! Dlatego tutaj jestem. Nie godzę się na to, by Jarosław Kaczyński ustawiał nam sądy - mówi zbulwersowana kobieta. A im dłużej mówi o tym, co ją boli, tym bardziej się denerwuje. Zresztą tak samo jak większość zgromadzonych przed sądem.
Ilu ich jest? Trudno dokładnie powiedzieć. Każdego dnia przychodzi coraz więcej osób. W czwartek i piątek uzbierało się już kilkaset. A zaczęło się od zgromadzeń maksymalnie 50-osbowych...
Coraz więcej gorzowian decyduje się wyrazić swój sprzeciw przeciwko ustawie o sądownictwie. I nic im nie przeszkadza. Nawet ulewny deszcz, nawet burza. Najwyżej, jak w sobotę, gromadzą się przed sądem w przeciwdeszczowych pelerynach, z parasolkami. I skandują. To samo od tygodnia: - Chcemy weta i wolnej Polski! - powtarzają jak mantrę.
Śpiewają i przemawiają
- Mój syn zapytał mnie, czemu ja na te protesty jeżdżę? Odpowiedziałem: jeżdżę, żebyś mógł mieszkać w tym kraju, żebyś mógł się tutaj uczyć, tutaj żyć i żebyś nie musiał stąd wyjeżdżać - mówi w piątek jeden z uczestników protestu. Bo mówić może każdy. Mikrofon jest dla każdego i każdy, kto to chce coś przekazać zgromadzonym, zabiera głos.
Jedni mówią: - Myśleliśmy, że czasy demonstracji przeciw władzy mamy już za sobą. Inni skandują po prostu: „Precz z Kaczorem - dyktatorem”, a kolejni zachęcają do tego, by spotykać się cały czas i zabierać ze sobą kolejne osoby. A tym, którzy głosowali na Prawo i Sprawiedliwość, „tłumaczyć” do czego prowadzi obecna władza. - Niech mają swoje poglądy. Ale niech zobaczą, że jedna osoba nie może mieć w rękach całego kraju - przemawia kolejna osoba...
Demonstracje trwają godzinę, od 21.00 do 22.00. Protestujący nie marnują czasu. Albo przemawiają, albo śpiewają hymn lub „Mury” Kaczmarskiego, albo krzyczą. Krzyczą, że chcą weta, że „pogonią partię PiS i jej prezesa”.
Krzysztof Nowicz, gorzowianin, 34 lata. - Nam nic innego nie pozostało, jak krzyczeć. Skoro w inny sposób nie udało się zahamować tej spirali zagrabiania kraju, to my musimy krzyczeć i wychodzić na ulice - mówi mężczyzna.
Jerzy z okolic Gorzowa, przedsiębiorca. - Te rządy Polska zapamięta na długo. Zawsze myślałem, że w naprawdę ciężkich czasach, to żyli moi rodzice. Ja początki dorosłości zaliczyłem w raczkującej wolnej Polsce. Ja i moi rodzice byliśmy więc pewni, że moje dzieci będą żyły dobrze. W wolnym, europejskim kraju. Myliliśmy się. Dlatego tutaj jesteśmy. Chcemy wolnej, demokratycznej, szczęśliwej Polski dla swoich dzieci, wnuków... Dla kolejnych pokoleń, dla Polaków! - mówi rozemocjonowany Jerzy.
Boją się o wolność i Unię
Oprócz „Trzy razy weto” krzyczą też „Wolna Polska! Europejska!”. Na piątkowym proteście oprócz biało - czerwonych flag są też niebieskie z gwiazdkami.
- Jeśli tak dalej pójdzie, wykluczą nas z Unii. Nie dziś, nie za rok, ale do tego może dojść. To bardzo realne, polityka PiS-u wyklucza nas z Europy i przybliża do Wschodu. Boję się, że będzie tu jak na Białorusi - mówi Karolina Kaszubska.