Co zrobi z dziedzictwem najbogatsze rodzeństwo

Czytaj dalej
Fot. archiwum "Gazety Pomorskiej"
Anita Czupryna.czupryn@polskatimes.pl

Co zrobi z dziedzictwem najbogatsze rodzeństwo

Anita Czupryna.czupryn@polskatimes.pl

Sebastian Kulczyk zdaje sobie sprawę, że teraz przyszło mu chodzić w butach, które są jeszcze za duże. Dlatego decyzje co do firmy, jaką odziedziczył z siostrą po ojcu Janie Kulczyku, podejmuje w sposób wyważony.

Pisząc dziś o fortunie Jana Kulczyka, należy na początek uściślić jedną rzecz - zgodnie z jego wolą równorzędnymi spadkobiercami są jego dzieci - czyli Sebastian i Dominika Kulczykowie (Dominika po rozwodzie z Janem Lubomirskim zrezygnowała z nazwiska męża, pozostając przy panieńskim). Jan Kulczyk zadbał o to, aby zabezpieczyć właściwie interesy obojga rodzeństwa, podzielił więc majątek w sposób de facto niepodzielny. A to oznacza, że zarówno Sebastian, jak i Dominika mają po 50 procent udziałów i jedno nie może podejmować decyzji bez akceptacji drugiego. Decyzje mają podejmować jednogłośnie. Znajomy rodzeństwa w rozmowie z „Polską” mówi, że Jan Kulczyk, jeśli już czymś się zajmował, to robił to w sposób systemowy, trochę w wojskowym stylu i tak też zaplanował sukcesję. A zrobił to, przypomnijmy - już 3 lata przed śmiercią, której przecież nie zaplanował.

Co zrobi z dziedzictwem najbogatsze rodzeństwo
Grzegorz Dembiński, piotr smoliński Sebastian Kulczyk odziedziczył fortunę Jana Kulczyka wspólnie ze swoją siostrą Dominiką. Decyzje w sprawie przyszłości firmy Kulczyk Investments mają podejmować jednomyślnie. To dla nich nowe wyzwanie.

W 2013 roku, jak wówczas pisaliśmy, dokonała się pokoleniowa zmiana warty w firmie Jana Kulczyka. Już wtedy zdecydował on, że w styczniu 2014 r. jego syn Sebastian zostanie prezesem holdingu Kulczyk Investments. Osobiście go do tej roli przygotowywał i to od dłuższego czasu. Również i Dominika, która terminowała już w firmie ojca, zaczynając niemal od szeregowego pracownika, równocześnie z pojawieniem się informacji o przyszłym stanowisku brata, została członkiem rady nadzorczej spółki. Kiedy w lipcu 2015 roku Jan Kulczyk zmarł, dzieci przejęły rodzinne imperium przygotowane, bo plan włączenia ich do twardej biznesowej gry ojciec rozpisał im precyzyjnie - na lata. Wówczas przedsięwzięcia składające się na majątek Jana Kulczyka - spółkę Kulczyk Investments z siedzibą w Luksemburgu przedstawiały kilka filarów, wśród których prawdziwą skarbonką był (i jest) ponad 3-procentowy pakiet akcji globalnego koncernu SABMiller - producenta znanych piw jak Pilsner Urquell, Grolsch czy Tyskie. Do tego dochodziły spółki, w które Kulczyk zainwestował, zajmujące się wydobywaniem gazu i ropy w ponad 20 krajach na świecie. Jego holding budowały też spółki związane z poszukiwaniem minerałów oraz nieruchomości.

Jak wtedy obliczało „Wprost”, same nieruchomości, jakie posiadał Jan Kulczyk, warte były około miliarda złotych: luksusowy biurowiec Ufficio Primo, budynek Warty, Holland Park, kamienica przy Kruczej w Warszawie, gdzie mieści się siedziba firmy. Do tego dywidendy wpływające rocznie z jednego pakietu akcji Kulczyka liczone były na kilkaset milionów złotych rocznie. Czy to biznes chemiczny, czy autostradowy, jaki zostawił im ojciec, nie spędza rodzeństwu snu z powiek, bo można powiedzieć, że to są biznesy samoobsługowe, wpływy są niejako z automatu. Ale patrząc całościowo, zrozumiałym jest, że można mieć dziś olbrzymią tremę przed udźwignięciem takiej schedy.

Czy dzieci Jana Kulczyka potrafią powtórzyć albo i przebić sukces ojca? Czy rozwiną międzynarodową firmę? A może zdecydują się wieść luksusowe życie, wygodnie i bez wysiłku? W końcu i dwa pokolenia nie są w stanie roztrwonić takiego spadku.

Jednak wiele wskazuje na to, że zarówno Sebastian, jak i Dominika zamierzają wypełnić testament ojca, ale też rodzeństwo musi odrobić kilka poważnych lekcji. Syn Jana Kulczyka ma odpowiadać za biznes bezpośrednio, Dominika ma wspierać, odpowiadając za drugi filar - fundację, relacje międzynarodowe. Z jednej strony muszą się zmierzyć z tą rzeczywistością, kiedy taty, który był osobą opiniotwórczą nie tylko dla nich, już nie ma. Są ludźmi młodymi, którzy jednak tak wielkiego doświadczenia biznesowego nie mają. Tymczasem wszyscy patrzą na nich, jak na naturalnych następców, choć można by powiedzieć, że ani ich życiorys, ani wiek nie upoważnia do prowadzenia największej fortuny w Polsce. - Dlatego jest to tak wielkie dla nich wyzwanie. Dlatego dzisiaj trwają bardzo roztropne prace, żeby nie popełnić żadnego fałszywego ruchu. Ryzyko popełnienia błędu jest ogromne, stąd prace nad nową strategią firmy, nad docelowym jej kształtem, czym ona ma się zajmować, w jakich sektorach ma być obecna - trwają i pewnie będą trwały jeszcze kilka miesięcy. Na pewno elementem przełomowym dla firmy będzie największa transakcja związana z fuzją SABMiller i AB InBev - mówi „Polsce” jeden z pracowników firmy.

Co zrobi z dziedzictwem najbogatsze rodzeństwo
Grzegorz Dembiński, Piotr Smoliński Dominika Kulczyk ma zostać szefową rady nadzorczej firmy Kulczyk Investments. Skupia się na fundacji, buduje nowoczesny ogólnoświatowy projekt pomagania.

O tej transakcji w biznesowych kręgach mówi się już od miesięcy i wiele wskazuje na to, że, jeśli rodzeństwo zdecyduje się sprzedać swoje akcje SABMiller, to może być punkt zwrotny ich firmy. Przypomnijmy: Jan Kulczyk budował wartość piwnego sektora w grupie przez ponad 20 lat. Jak mówią jego znajomi, miał ogromne szczęście, bo związał się z właściwym partnerem, czyli spółką SABMiller, stworzył największą firmę piwną w Polsce, lidera rynkowego, jaki powstał z połączenia browarów w Poznaniu i w Tychach.

I w odpowiednim momencie zdecydował, że chce się przesiąść z tego wehikułu polskiego na międzynarodowy. Jego kompanię piwowarską wyceniono na 3 procent akcji globalnej spółki SABMiller. Wielu biznesmenów do dziś twierdzi, że rzeczywiście to była jedna z najlepszych inwestycji, kiedy to największy indywidualny inwestor dostaje 3 procent akcji. Ale Kulczyk nie doczekał już tego, że największy producent piwa na świecie, koncern Anheuser-Busch InBev zaproponował SABMillerowi - firmie nr 2 na świecie przejęcie. Jak mówi znajomy biznesmena, pewnie Doktor, jak nazywano Jana Kulczyka, miałby z tego ogromną frajdę i satysfakcję, bo to ma być gigantyczna fuzja, w której wartość transakcji opiewa na 106 mld dolarów. Z czego 3 proc. akcji SABMiller należące do Kulczyk Investments wynosi prawie 12 mld złotych! Tyle dostaną dzieci Jana Kulczyka, jeśli zdecydują się te akcje sprzedać.

Wiele wskazuje na to, że się na taki ruch zdecydują, mając świadomość, że transakcja w takim wymiarze finansowym może się już nie powtórzyć, a im 12 mld zł pomogłoby zredefiniować strategię firmy.

Sprawa tej fuzji ciągnie się już wiele miesięcy, ale spowodowane jest to tym, że transakcja ma wymiar globalny, potrzebuje wielu zgód antymonopolowych, typowo procesowych, wynikających z synergii wielu firm. Jak nieoficjalnie dowiedziała się „Polska”, to wszystko idzie w dobrym rytmie i transakcja ma zostać sfinalizowana do września, a będzie to też moment, kiedy Sebastian i Dominika Kulczyk dostaną 12 mld zł. Do tego też czasu ma być ustalona już nowa strategia spółki, stąd dziś Sebastian nie chce podejmować żadnych chaotycznych i pośpiesznych decyzji. W końcu i jego, i siostrę czeka ogromne wyzwanie i ogromne ryzyko - jak w sposób mądry wydać taką sumę pieniędzy.

Ale to nie koniec wyzwań, przed jakimi stoją spadkobiercy Jana Kulczyka. Pierwszym wciąż jest odbudowanie się po nagłej śmierci ojca.

- O tym się nie mówi, ale oni muszą się oswoić nie tylko w roli spadkobierców po stracie ojca, rodzeństwa, które odziedziczyło taką fortunę, ale też w roli wspólników - to kolejny wymiar ich relacji - zauważa dobry znajomy Kulczyków.

Jeśli chodzi o nową strategię, to wiadomo już, że Sebastian i Dominika nie chcą inwestować w biznesy regulowane, tradycyjną energetykę, to nie jest dziś dla nich priorytetem. Nie jest dla nich priorytetem wchodzenie w branże surowcowe, poszukiwania i produkcje ropy i gazu. Z informacji, jakie uzyskaliśmy, wiadomo, że chcieliby się skupić na czterech podstawowych obszarach: to, co odziedziczyli po ojcu, czyli z jednej strony infrastruktura, biznes autostradowy, z drugiej strony - chemia, czyli Ciech SA, ostatnia, najświeższa transakcja Kulczyka, która jest analizowana pod kątem długofalowym, jako narodowy prywatny champion. Ciech może być też beneficjentem części tych pieniędzy pochodzących z pakietu SABMiller, choć nie na zasadzie bezpośredniego dokapitalizowania. Kulczykowie, wierząc w rozwój tej spółki sektora chemicznego, co zresztą wynika z ogólnoświatowych trendów, być może część pieniędzy przeznaczą na to, by Ciech był elementem jakiejś większej rozgrywki na poziomie europejskim czy światowym, jeżeli chodzi o konsolidację czy akwizycję. - Ale wbrew temu, co pisano w mediach, nie jest na sprzedaż, a już na pewno żadni Rosjanie nie będą go kupować - śmieje się jeden z pracowników firmy.

Sebastian z Dominiką chcą też zbudować nowy model biznesowy, jeśli chodzi o spółkę energetyczną, notowaną na giełdzie, która jest jednym z liderów energii odnawialnej w Polsce, czyli farm wiatrowych. To ma być zupełnie inne podejście, w oparciu o energetykę niekonwencjonalną, rozproszoną. Ale też języczkiem u wagi dla Sebastiana Kulczyka są nowe technologie.

Od lat syn Kulczyka nie ukrywa, że to jego fascynacja, ale też ma na tym polu doświadczenia, zarówno dobre, jak i złe, co też buduje jego siłę. Dziś Sebastian Kulczyk ma 37 lat i talent do liczb i szybkich analiz. Nie można jednak tego powiedzieć o nim, jeśli chodzi o relacje z ludźmi. Zamknięty, introwertyczny, zdystansowany. Nie widzi się w roli wizjonera. Nie udziela się w mediach. Jedyny wywiad, jakiego udzielił magazynowi „Forbes”, ukazał się w dzień śmierci jego ojca.

- Sebastian jest bardziej zamknięty, skupiony na zadaniu, celu. On chciałby obejmować nieco mniej, ale lepiej - mówi jego znajomy. Stąd też wszystkie te aktywa, przedsięwzięcia, jakie zbudował jego ojciec, a które, jak uważa, nie będą dla niego osobiście w obecnej sytuacji geopolitycznej atrakcyjne, będą po prostu sprzedawane. Zresztą Sebastian doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dziś przyszło mu chodzić w butach, które są jeszcze za duże, dlatego stara się podejmować decyzje co do przyszłości firmy w sposób ostrożny, wyważony.

Dziś trudno uwierzyć, że w dzieciństwie marzyła mu się nie kariera biznesmena, a muzyka - chodził do szkoły muzycznej, grał na saksofonie i fortepianie. Ciągnęło go też do fotografii - w Nowym Jorku skończył szkołę fotograficzną. Podjął jednak świadomą decyzję - chce robić to, co jego ojciec. Pierwszy interes - rodzice dali na jego rozkręcenie 100 tys. zł - to była interaktywna agencja GoldenSubmarine. Pierwsze zlecenie - założenie strony internetowej - otrzymał od firmy, która handlowała maszynami budowlanymi. Potem był projekt dla Telekomunikacji Polskiej. Kolejny jego biznes - sieć internetowych kawiarni pod hasłem E24 w Poznaniu - to była już biznesowa porażka. Sebastian nie przewidział, że internet stanie się tak dostępny i tak tani. Dziś Sebastian ma też swoją firmę Beyond.pl - centrum przetwarzania danych, z których korzystało m.in. Allegro. Korzystało, bo od niedawna ta współpraca się zakończyła.

Sebastian zdobywał doświadczenie w znanych światowych korporacjach: Sony BMG, w banku inwestycyjnym Lazard w Londynie. W momencie, kiedy był tuż przed podpisaniem wieloletniego kontraktu, sięgnął po niego ojciec - i zaproponował mu współpracę przy potężnej transakcji zakupu pól naftowych w Nigerii, w tzw. projekcie konsorcjum Neconde.

Sebastian Kulczyk chciałby zbudować na nowo portfel nowych technologii, choć nie będzie to zakup akcji Tesli, Google, czy Apple, co mogłyby sugerować medialne doniesienia. Z informacji, jakie uzyskaliśmy, wynika, że chodzi o zakup spółek średniej wielkości, które mają już swoje rynki zbytu, które są na rynkach wschodzących, mają dobre zarządy, sukcesy na koncie, do których można wejść i pomóc w dalszym rozwoju.

- Niezależnie od tego, że będą poszukiwane spółki na całym świecie, chcielibyśmy, aby miały atrybut polski, mimo że firma jest luksemburska, chcemy pamiętać o korzeniach polskich. I takie poszukiwania spółek trwają, Sebastian widzi holding jako aktywnego gracza, zarówno we współzarządzaniu, jak i budowaniu wartości - słyszymy w firmie. I to jest pomysł Sebastiana.

Prywatnie pasjonuje się zabytkowymi samochodami. A ma ich całą kolekcję, począwszy od mercedesów, po jaguara, którym zresztą czasem przyjeżdża do firmy.

Od 7 lat jest też mężem - ślub z córką poznańskiego biznesmena Katarzyną Jordan wziął na Lazurowym Wybrzeżu. A, jak donoszą plotkarskie portale, wieczór kawalerski spędzał ponoć w Moskwie, a jego wybranka swój panieński w Barcelonie.

Z kolei jego siostra w perspektywie kilku najbliższych miesięcy ma zostać szefową rady nadzorczej firmy. Ale rola, jaką rozpisał jej ojciec, jest inna - ma się skoncentrować na fundacji, budować element nowoczesnego, ogólnoświatowego projektu, bardzo nowatorskiego, który uczy pomagać. Jej rolą jest więc wnoszenie wizji, wiedzy i profesjonalizacji w procesie pomagania. Ma świadomość, że nie sztuką jest pomagać, sztuką jest pomagać w sposób bardzo pożyteczny, produktywny, długofalowy i pozwalający na realizację kolejnych etapów. I nie chodzi tu o pomoc doraźną, jednorazową, tylko raczej o budowę przestrzeni dla całego systemu pomagania. Głównym elementem składowym jest program w TVN „Efekt domina”, który jest klamrą spinającą zakres geograficzny i tematyczny, czyli wszystkie kwestie, które wchodzą w obszar działania fundacji.

Rodzeństwo ma więc przed sobą bardzo dużo pracy, bo i świat jest dziś wymagający, a inwestowanie obarczone jest dużym ryzykiem. Będzie więc to dla nich największa próba przez najbliższe lata. Plan jest taki, aby firma nadal poszukiwała najlepszych projektów i aktywów na całym świecie, korzystając z tego, co jest jej siłą - czyli umiejętność niestandardowego podejścia, niekorporacyjność, dostęp do własnego kapitału, szybkość w podejmowaniu decyzji, elastyczność w myśleniu, interdyscyplinarność. - I to wszystko, co ojciec zostawił w spadku obojgu, a zwłaszcza Sebastianowi, to będzie procentować - zapewniają pracownicy Kulczyk Investments. Nikt nie chce zmienić schedy po Janie Kulczyku w małą korporację. Nadal ma to być firma niezbiurokratyzowana, elastyczna, kreatywna, bardziej oddział specjalny niż armia zaciężna.

Jeden z moich rozmówców zwraca jednak uwagę na inny szczegół. Problemem takich młodych spadkobierców jak Kulczykowie jest to, że momentalnie obrastają oni doradcami, kumplami ojca różnego autoramentu. I ci doradcy zwykle mówią im tylko to, co pozytywne, nie ostrzegają przed ryzykiem. A słuchając tylko klakierów i potakiwaczy - można się przykro zawieść.

Autor: Anita Czupryn

Anita Czupryna.czupryn@polskatimes.pl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.