Za sprawą Janusza Bończaka z Krakowa - człowieka zafascynowanego końmi, powstał list otwarty w sprawie zmiany statusu prawnego konia w Polsce. Może przyniesie on poprawę losu tych zwierząt.
Przez wieki ciężko pracowały dla człowieka w czasie pokoju i wojny. Ciągnęły pług, pchały kierat na ziemi i pod ziemią. Zanim człowiek wymyślił maszynę parową, a potem silnik spalinowy, były niezastąpionym środkiem transportu ludzi i towarów. Ginęły na polach bitew. Na ich grzbietach Polacy zwyciężali i przegrywali bitwy, czasem ich siła mięśni i szybkość ratowały ludziom życie.
Na polach chwały
Ludzie walczyli i ginęli za wolność, za swoje ideały. Konie to bohaterowie mimo woli, ich o zdanie nikt nie pytał. W służbie Rzeczpospolitej Obojga Narodów husaria na koniach gromiła w 1605 roku Szwedów pod Kircholmem, w 1673 roku pod Chocimiem, a w 1683 roku Imperium Osmańskie pod Wiedniem.
Według tradycji (choć nie ma to raczej związku z prawdą historyczną), w zdarzeniu opisanym w jednej ze strof Mazurka Dąbrowskiego, miał swój udział koń Tarant - wierny druh hetmana Stefana Czarnieckiego. To na jego grzbiecie Czarniecki, walczący ze Szwedami, miał przeprawić się wpław przez cieśninę oddzielającą duńską wyspę Als od Półwyspu Jutlandzkiego. Legenda głosi, że gdy hetman umierał, poprosił, by przyprowadzono do izby Taranta. Wierny towarzysz Stefana Czarnieckiego miał skonać kilka dni po swoim panu.
W 1808 roku na przełęczy Samosierra pod dowództwem pułkownika Jana Leona Kozietulskiego niewiele ponad stu polskich szwoleżerów pokonało w ciągu paru minut ośmiotysięczną armię Królestwa Hiszpanii. Dwudziestu dwóch jeźdźców zginęło lub zmarło z powodu ran odniesionych w bitwie, a większość koni przypłaciła szarżę życiem. Podczas ostrzału padł też koń dowódcy, a dosiadający go pułkownik Kozietulski, został lekko ranny.
Tuż po odzyskaniu niepodległości, w czasie wojny z bolszewikami w 1920 r. w zwycięskiej bitwie pod Komarowem poległo 300 kawalerzystów i 500 koni.
Wśród zasłużonych i słynnych koni II Rzeczpospolitej jest Kasztanka, ulubienica Józefa Piłsudskiego. Po jej śmierci w 1927 „Dziennik Poranny” pisał: „Stara Kasztanka Marszałka padła wczoraj. Przez trzynaście lat, od krwawych bojów Pierwszej Kadrowej pod Kielcami służyła Komendantowi - wtedy, gdy był On Szarym Brygadierem, a potem, gdy po zwycięskim pochodzie na Kijów i pokonaniu wroga u wrót stolicy przyjmował hołd Narodu.”
Więź i konina
Dziś konie służą w wojsku, policji, straży miejskiej, są wykorzystywane w sporcie, rekreacji, pomagają rehabilitować dzieci i dorosłych. W rolnictwie to już rzadkość, w górach jeszcze ciężko pracują przy zrywce drewna. Przez wieki uwielbiane za piękno, siłę i symboliczną wolność. Nierozłącznie związane z polską historią, kulturą, są częścią naszej narodowej świadomości i dumy z historycznych zwycięstw . Jesteśmy znani z emocjonalnego stosunku do koni, ale jednocześnie w dwudziestym wieku Polska stała się poważnym eksporterem koni rzeźnych.
W 2004 roku w dwudziestu pięciu krajach Unii Europejskiej wyprodukowano 69 tys. ton mięsa końskiego, z czego jedną trzecią w Polsce. Najwięcej żywych koni i mięsa eksportujemy do Włoch. W Polsce nie ma tradycji spożywania koniny, ale doskonale rozwinęła się hodowla koni na rzeź.
Zwierzę towarzyszące
W 2014 roku za sprawą Janusza Bończak z Krakowa, człowieka zafascynowanego końmi, niezwiązanego z żadną organizacją prozwierzęcą, powstał list otwarty w sprawie zmiany statusu prawnego konia w Polsce. A oto jego treść:
„My niżej podpisani zwracamy się do Państwa z prośbą o poparcie naszego postulatu dotyczącego zmiany statusu prawnego żyjących wśród nas koni. Konie od wieków dzieliły z nami historię. Historię związaną z dramatycznymi wydarzeniami, jak wojny, podczas których ginęły równie licznie jak ludzie. Służyły człowiekowi swoją ciężką i mozolną pracą, zdobywały laury w sporcie. Dla wielu koń był i jest towarzyszem, przyjacielem, bliską istotą jak pies albo kot. Konie zostały udomowione około 3000 lat przed naszą erą. Wrażliwość na los zwierząt jest ponad podziałami, nie zależy od światopoglądu, dlatego liczymy na wsparcie wszystkich nieobojętnych. Wydaje się więc oczywiste, że zapracowały poprzez te 5000 lat na uznanie ich zwierzętami nam towarzyszącymi, a nie rzeźnymi.”
List podpisali: Agata Gawrońska - prezes Fundacji PEGASUS, Ewa Kubala z Klubu Jazdy Konnej, Ewa Podolska - dziennikarka Radia TOK FM, Jacek Bożek - założyciel i prezes Klubu Gaja, Marek Kryda - publicysta, szef Instytutu Ochrony Zwierząt, Scarlet Szyłogalis - założycielka Fundacji Tara, Wojciech Muża - prezes Towarzystwa Obrony Zwierząt w Rzeczypospolitej Polskiej, Janusz Bończak. I ja też mam zaszczyt być sygnatariuszką tego listu - apelu, by koń został uznany tak jak pies czy kot zwierzęciem towarzyszącym. Dla wielu to propozycja rewolucyjna, ale kropla drąży skałę. W końcu nie tak dawno prawa wyborcze dla kobiet przez wielu były uważane za fanaberię.
Symbol
W tym roku Janusz Bończak razem z sygnatariuszami listu otwartego przedstawił posłom z Parlamentarnego Zespołu Przyjaciół Zwierząt projekt uchwały, ustanawiającej jeden z majowych dni „dniem konnym” i dołączającej konie do panteonu symboli Polski, takich jak bocian i orzeł. Uchwała byłaby swoistym podziękowaniem, uhonorowaniem tych zwierząt i szansą na polepszenie ich życia.