Co ptaki mają wspólnego z Bożym Narodzeniem? Rozmawialiśmy z ornitologiem z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu
Orzeł, kwiczoł, łabędź, a nawet kanarek i papuga – te i inne gatunki znajdziemy w staropolskich kolędach i pastorałkach. O roli zwierząt, a szczególnie ptaków w świętach Bożego Narodzenia oraz fenomenie rudzika w kulturze angielskiej rozmawialiśmy z prof. dr. hab. Piotrem Tryjanowskim, kierownikiem Katedry Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
Jakie zwierzęta znajdziemy w szopce bożonarodzeniowej?
Prof. Piotr Tryjanowski: Szopka to efekt tradycji, wprowadzonej przez św. Franciszka, który zwierzęta zaprosił po to, by było swojsko, ładnie i przyjemnie. Musiał być porządek, miały być miłe dla ludzi i się wzajemnie nie pokopać i nie pozagryzać [śmiech]. Choć rzecz działa się w średniowieczu (jako wystawienie pierwszej szopki podaje się rok 1223), to próbowano odtworzyć sytuację sprzed dwunastu wieków z Betlejem. Zapisków wiele nie było, więc pozostała pasterska intuicja. Jest więc wół, owca, osioł, pewnie też koza i wielbłąd.
Dlaczego akurat taki zestaw gatunków? Co je wszystkie łączy?
Dieta. Wszystkie są roślinożerne, można się nimi opiekować. Będą się pasły praktycznie same, jeśli im zapewnimy bezpieczeństwo przed drapieżnikami. W zamian dadzą mleko – od razu, a nieco później i wełnę, i mięso. Te wymienione szybko rosną, na dodatek dzielnie znoszą niedolę hodowli – na przykład szopy – i poza tym mają przyjazny charakter. W relacjach z człowiekiem są znośnie. Nie uciekają niepotrzebnie, nie wierzgają, dają się wydoić, a co najmniej spokojnie zagonić w dowolne miejsce pastwiska. Czasami w szopkach pojawiają się psy. Pilnują stada, pozwalają utrzymać porządek i zapewniają bezpieczeństwo.
A czy znajdziemy w szopce ptaki?
W klasycznej pewnie nie. Chyba że tam wpadły na chwilę – kury i kaczki – na zasadzie wiejskiego inwentarza, albo wróble wybrać nieco ziaren. Jednak, jeśli szopkę potraktować nieco szerzej, jako pewne skojarzenie z Bożym Narodzeniem, to już tutaj dla ptaków znajdziemy nieco miejsca…
To znaczy? Co Pan Profesor ma na myśli?
Choćby w staropolskich kolędach i pastorałkach występuje mnóstwo gatunków ptaków. Badania nad tym robiła poznańska badaczka, prof. Maria Borejszo. Ja znam je tylko z lektury i to dokonywanej nie literaturoznawczym, etnograficznym, a ornitologicznym okiem. Po prostu zafascynował mnie ten ptasi świat. Byłem zaskoczony olbrzymią liczbą gatunków przewijających się przez strofy kolęd i pastorałek.
"Olbrzymią liczbą gatunków" – wie Pan, ile ich tam było?
Z tego co pamiętam, to kiedyś wypisałem sobie więcej niż 60. Były orzeł, kaczka, kukułka, kwiczoł, łabędź, ale i egzotyczne – kanarek i papuga. Twórcy to mają wyobraźnię!
Jaką rolę w Polsce odgrywają ptaki w kontekście Bożego Narodzenia?
W zasadzie niewielką, ale też chyba nigdzie na świecie nie mówi się więcej, przynajmniej nie w kontekście szopki. No bo jak pokażemy te nasze wróble i kury i te dziesiątki ptaszków z pastorałek, to tak źle nie jest. A przecież i na choince czasem są piękne koguciki, bombki z ptakami. Jak ktoś ma fantazję, to dla ptaków miejsca wystarczy. A poważnej, to też pewnie dlatego, że woleliśmy konkret – jak święta to przywołana szopka z tradycjami pasterskim, a jak zwierzę to wprost z wody – po prostu karp. A teraz i to dla mnie przekleństwo pop-kultury – chyba najbardziej świątecznym zwierzęciem stał się renifer.
Dlaczego akurat renifer stał się dla Pana przekleństwem kultury popularnej?
Jedna marka spożywcza zawładnęła niemal świętami. Rudolf z czerwonym nosem. Renifer to zwierzę całkiem ciekawe, a i problem czerwonego nosa jest interesujący, ale trudno o poważny związek z Narodzinami Jezusa. To pokazuje, stety – niestety, siłę współczesnej kultury.
A jak jest w innych krajach?
W Niemczech, Czechach czy krajach bliskich nam kulturowo jest pod tym względem bardzo podobnie. Jedynym ptasim wyjątkiem bożonarodzeniowym jest Anglia. A i tam całość opanował w zasadzie jeden gatunek – rudzik.
No właśnie, co z rudzikiem w Anglii – dlaczego akurat ten ptak związany jest z tym krajem?
To prawdziwy fenomen. Zdobi kartki świąteczne, opakowania herbaty, papier do zawijania prezentów. Wydaje się częstszy niż św. Mikołaj czy betlejemski żłóbek. Związek rudzika z Bożym Narodzeniem sięga czasów wiktoriańskich. Wtedy to rudzika nie nazywano jeszcze Robinem, a był znany z nieco dłuższej nazwy Robin Redbreast. Nazwę te zapożyczyli sobie królewscy listonosze, którzy podczas Świąt Bożego Narodzenia mieli pełne ręce roboty.
Dlaczego akurat ta grupa zawodowa zapożyczyła sobie tę nazwę?
By nie niszczyć całorocznych uniformów. Na te dni zwiększonego wysiłku nakładali na nie czerwone tuniki i z tego powodu nazywano ich nie inaczej jak właśnie Robin Redbreast. Byli wyczekiwani i radośnie witani, bo przecież każdy chciał otrzymać świąteczny prezent albo choćby życzenia. W podziękowaniu za okazywaną przez adresatów życzliwość, pracownicy poczty postanowili umieścić wizerunek rudzika na znaczkach pocztowych i świątecznych kartkach. Pozostał na nich do dziś.
Święta, prezenty…, ale nie było tam wątku religijnego? Czegoś, do czego odnosi się sens Bożego Narodzenia?
Czy w angielskim rudziku to nie wiem, ale jeśli chodzi o samego ptaszka, to łatwo go wpisać w betlejemski klimat sprzed dwóch lat. Jest on bohaterem jednej z legend.
Mógłby Pan Profesor ją opowiedzieć?
Oczywiście. Piękna opowieść głosi, że Maryja tuż po narodzinach Jezusa była bardzo zajęta opieką nad Dzieciątkiem. Poprosiła więc towarzyszące zwierzęta o pomoc w utrzymywaniu płonącego ogniska. By było ciepło, stale należało delikatnie dmuchać w żar, a żadne ze zwierząt nie chciało się podjąć tego zadania, tylko mały brązowy ptaszek. Skakał i dmuchał, ale i podśpiewywał. Choć był mały, to dał radę i utrzymał płomień, a małemu Jezusowi zrobiło się cieplej. Niestety jeden z płomieni buchnął z wielką siłą i poparzył ptaszkowi brzuszek. Na prośbę Maryi, w nagrodę za pomoc i odwagę, plamka po oparzeniu stała się prawdziwą ozdobą rudzika.
Dlaczego akurat rudzik, a nie inny ptaszek jest takim symbolem świąt?
Czasami trudno o pełne wyjaśnienia przyrodniczych fenomenów kulturowych, ale rudzik rzeczywiście pasuje do Bożego Narodzenia. Jest w miarę pospolity, rozpoznawalny i nie stroni od towarzystwa człowieka. Lubi zaśpiewać nawet zimą, więc naprawdę mógł ukołysać płaczące Dzieciątko, a piosenkę ma przy tym wyjątkowo miłą dla ucha. W Anglii rudziki zimują i są obecne cały rok, to jednak dość wyjątkowa sytuacja, bo większość europejskich, w tym polskich, populacji rudzika podejmuje tradycyjne wędrówki.
Jaka jest ich trasa migracyjna?
Rudzik migruje m.in. przez Izrael do Afryki, co oznacza, że spotkać je można także w okolicach Betlejem. Rudziki lecą nocą, mają świetny kompas magnetyczny, więc ze znalezieniem właściwej stajenki zapewne nie miały problemów. To naprawdę fascynujące ptaszki. W Polsce, wraz ze zmniejszeniem ostrości zim, coraz częściej zimują, podśpiewują i wygląda na to, że razem z nami cieszą się z Bożego Narodzenia. Warto ich wypatrywać w swoich ogrodach.
Czy poza tą legendą o rudziku, są jeszcze inne tego typu opowieści dotyczące innych ptaków?
Związanych z Bożym Narodzeniem nie znam… ale jak wyjrzymy przez okno, będzie padał śnieg, a gdzieś tam wisi karmnik. To pewnie przylecą dzwońce, wróble, sikory i każdy z nas może sobie ułożyć swoją legendę. Przecież w Boże Narodzenie spełniają się życzenia.
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?
Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus
Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.
Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień