Co nam przyniesie 2021 rok w polityce? Zaczął się od trzęsienia ziemi, później napięcie będzie wzrastać?
Z profesorem Romanem Bäckerem, politologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu rozmawiamy o tym, co w tym roku może się wydarzyć na polskiej scenie politycznej, a także o kryzysie elit, przyszłości mediów lokalnych i o tym, do czego może doprowadzić polexit.
Rok nam się zaczął od szczepionkowego trzęsienia ziemi. Dalej, jak u Hitchcocka, napięcie na polskiej scenie politycznej będzie rosnąć?
Gdybym miał śmiałość i brawurę pana jasnowidza z Człuchowa, pewnie bym o wielu rzeczach mniej lub bardziej precyzyjnie opowiedział. Politolodzy nie są jednak wróżkami. Patrząc na to co się dziś dzieje, widać wyraźnie, że mamy do czynienia z pogłębiającymi się kryzysami wielu różnych aktorów politycznych. Pierwszy i najpoważniejszy jest związany z polskim Kościołem Katolickim i nie chodzi tu tylko o gwałtowny odpływ wiernych oraz wzrost poczucia nieufności do tej instytucji, ale również o niejednolite wizje chrześcijaństwa oraz brak strategii, w tym postępowania w przypadku kryzysu.
Drugi kryzys jest związany z błędami politycznymi i napięciami wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy. Te błędy to nie tylko tak zwana Piątka dla zwierząt, która spowodowała odejście części działaczy Prawa i Sprawiedliwości związanych z rolnictwem, ale przede wszystkim błędne decyzje związane z pozwoleniem magister Przyłębskiej na wydanie sławnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, a następnie nieadekwatne reakcje na protesty społeczne. Jednocześnie mamy do czynienia z bardzo silnymi, często nieujawnianymi napięciami nie tylko między Solidarną Polską i Porozumieniem Jarosława Gowina a PiS-em, ale też napięciami wewnątrz samego PiS-u. Jeżeli to wszystko złoży się razem to widać, że coraz wyraźniej rysuje się pytanie nie o to, jak zawłaszczać kolejne dziedziny życia społecznego, ale przede wszystkim - co robić, żeby uniknąć katastrofy polegającej na rozpadzie obozu rządzącego. Chodzi o to, w jaki sposób ten obóz jednoczyć i bronić się przed atakami. Wszystko przy tym zależy od zdolności oceny sytuacji, kalkulacji i decyzji Jarosława Kaczyńskiego, bez którego cały obóz rządzący nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Bardzo wyraźnie przy tym widać, że Kaczyński często odpoczywa, a jak już pracuje, to podejmuje czasami błędne decyzje. Mamy do czynienia z tzw. zmęczeniem materiału, czyli niezdolnością do ciągłego i skutecznego działania przez człowieka, który ma już ponad 70 lat i jest mocno schorowany.
Trzeci kryzys dotyczy opozycji, a szczególnie PO, która nie jest w stanie opracować i przedstawić strategii odpowiadającej wymogom współczesności. Zadanie opozycji w normalnych czasach ogranicza się do krytykowania rządzących. W gwałtownie zmieniających się trudnych czasach konieczne jest przedstawianie porywających propozycji programowych, nowych strategii na nowe czasy. Inaczej można stracić zaufanie wyborców. Wokół przecież wyrastają bardzo silni konkurenci - nie tylko młodzi i atrakcyjni, ale również z ciekawymi pomysłami.
Przy okazji afery szczepionkowej znów rozgorzała dyskusja na temat kryzysu elit.
Kryzys elit mamy już od wielu lat. Głównie dlatego, że te elity nie są w stanie właściwie diagnozować sytuacji. A jak już to robią, to emocje przeważają nad rozumem. Wadą jest też brak umiejętności rozmowy z tymi, którzy do tych elit nie należą. To co się teraz dzieje jest niczym innym jak igrzyskami, w których chodzi o to, aby kogoś poniżyć, bądź za wszelką cenę obronić. Nie chodzi natomiast o to, aby pomyśleć, dlaczego tak a nie inaczej działa np. cała służba zdrowia.
Brakuje nam też chyba autorytetów moralnych. Kiedyś w każdym razie mieliśmy kilka osób szanowanych przez zwalczające się strony, teraz ich nie widzę.
To nie jest tak, że w Polsce nie ma ludzi mądrych i przyzwoitych, którzy w dodatku potrafią myśleć strategicznie. Po prostu, w sytuacji gdy rządzący wszystkich, którzy ośmielają się ich skrytykować traktują jako najgorszych wrogów, których należy opluć i zniszczyć, zaś opozycja jest w stanie tylko krytykować rządzących, dla takich ludzi nie ma miejsca w przestrzeni publicznej. Każdy, kto mógłby stanąć na barykadzie, naraża się na to, że zostanie przynajmniej przez jedną stronę w ohydny sposób strącony.
Słyszałem już opinię, że po Zjednoczonej Prawicy władzę w Polsce powinni przejąć psychiatrzy, ponieważ nam wszystkim będzie potrzebna ogólnonarodowa terapia.
Nadal jesteśmy w o wiele lepszej sytuacji niż w latach 80. Przypomnę, że wrogość jaka wtedy panowała między twórcami stanu wojennego, którzy dążyli za wszelką cenę do całkowitego zniszczenia "Solidarności", a ludźmi represjonowanymi, była o wiele większa niż jest w tej chwili. Mimo wszystko, tamte dwie strony były w stanie dojść do porozumienia. Teraz takiego światełka w tunelu nie widać. Nie wiemy jednak, co przyniesie przyszłość. Pewne natomiast jest to, że wszyscy chcielibyśmy w dalszym ciągu żyć i to lepiej, niż w roku 2020.
W styczniu ma zostać opublikowany "aborcyjny" wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Zapewne znów ludzie wyjdą na ulice. Czy protesty będą jednak tak liczne jak pod koniec października i na początku listopada?
Protesty w Polsce mają taką samą trajektorię jak te na Białorusi. Najpierw masowy wybuch, setki tysięcy ludzi na ulicach, później stopniowo liczba demonstrujących zaczyna spadać, aż do całkowitego zaniku. Protesty przechodzą wtedy na inny poziom, najczęściej jest to aktywność organiczna. Tak np. było w Polsce po 1982 roku. Po masowych demonstracjach przeciw stanowi wojennemu ludzie zaczęli szukać innej drogi. Znaleźli, a rządzący nie potrafili sobie z tym poradzić. W tej chwili w Polsce masowy poziom niezadowolenia z poczynań rządzących jest nadal dość wysoki, ale jednocześnie widać, że trwają już poszukiwania innych sposobów na wyrażanie tego niezadowolenia.
Taktykę zmieniają nie tylko protestujący, w połowie listopada zrobiła to również policja. Początkowo zabezpieczała ona demonstracje, później zaczęła spisywać i zatrzymywać protestujących, co w wielu przypadkach prowadziło do eskalacji napięcia.
Żaden komendant nie wystawi policji przeciw stutysięcznemu tłumowi. Można wtedy tylko strzelać albo przechodzić na stronę demonstrantów. Kiedy jednak na protest przychodzi kilkadziesiąt osób, można z nimi zrobić wszystko, ponieważ ma się nad nimi absolutną przewagę fizyczną. W Polsce ludzie nadal będą demonstrować. Ewentualne represje raczej temu nie przeszkodzą, a mogą spowodować jeszcze większą chęć udziału w tych protestach.
W grudniu Orlen wykupił spółkę Polska Press, do której należała większość prasy lokalnej. Co to oznacza dla polskich mediów? Czas gazet papierowych się kończy. Wiemy, że przyszłość należy do mediów elektronicznych, ale jaka ona będzie?
Do tej pory prasa lokalna miała całkowitą swobodę wypowiedzi, byleby tylko przynosiła zysk. Orlen nie kupił jej jednak dla zysku, ale po to, żeby ta prasa służyła rządzącej partii. W tej chwili PiS może liczyć na około 30-procentowe poparcie tych osób, które są gotowe wziąć udział w wyborach. Jeżeli więc prasa lokalna stanie się tubą propagandową partii rządzącej, straci czytelników. Orlenowi może to przynieść spore straty, a media lokalne doprowadzić do katastrofy. Stracić może na tym także PiS, ponieważ mogą zniechęcić się do niego nawet jego wyborcy zmęczeni nachalną propagandą.
Monopolizacja mediów może również spowodować narodziny niezależnej konkurencji?
Uważam to za wysoce prawdopodobne, chociaż będą to raczej portale informacyjne a nie gazety.
W jakiej kondycji jest Unia Europejska i czy groźby niektórych polityków oraz sympatyków prawicy o polexicie mogą się okazać realne?
Unia staje się coraz silniejszym i sprawniejszym organizmem politycznym. Radzi sobie ze wszystkimi kryzysami i tym samym staje się niesłychanie atrakcyjna dla tych narodów europejskich, które jeszcze w Unii nie są. Ewentualne referendum w sprawie wyjścia Polski z UE byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby PiS mógł liczyć na zwycięstwo. Jeżeli PiS rozpisze referendum i je przegra, będzie to początek jego dramatycznego końca. Poza tym pamiętajmy, że ogromna większość polskiego handlu zagranicznego związana jest z państwami Wspólnoty. Opuszczenie Unii spowoduje w Polsce katastrofę gospodarczą nie tylko z powodu odcięcia wszelkich dotacji, ale również gwałtownego zredukowania kontaktów gospodarczych ze wszystkimi naszymi sąsiadami z wyjątkiem Ukrainy, Białorusi i Rosji.
W Stanach Zjednoczonych zmienia się władza i dzieje się to w sposób w USA niespotykany. Zdjęcia człowieka z rogami i z konfederacką flagą na Kapitolu już stały się symbolami. Czego?
W USA flaga konfederacka jest symbolem nie tylko Południa, ale też niechęci do zniesienia niewolnictwa, przywiązania do dziwnie
rozumianej tradycji oraz walki ze wszystkim co odmienne od naszego rozumienia świata. Wdarcie się na Kapitol demonstrantów chcących za wszelką cenę przeszkodzić w ostatnim etapie zatwierdzania wyboru większości Amerykanów jest pięknym przykładem nieracjonalnej i nieskutecznej walki z demokracją. Gdyby udało się demonstrantom opanować na stałe Kapitol, Trump mógłby rządzić do końca życia, a o demokracji Amerykanie mogliby tylko pomarzyć i to tylko wtedy, gdyby udali się na emigrację.
Jaki wpływ będą miały wydarzenia w USA na sytuację w Polsce? U nas, wśród zwolenników obozu władzy, sympatyków Donalda Trumpa nie brakuje.
Lepsze byłoby użycie czasu przeszłego. Gdyby Trump zwyciężył w walce o unieważnienie wyników wyborów, to zapewne by miał miliony zwolenników na całym świecie. A tak pozostaje mu los całkowicie przegranego polityka opuszczonego nie tylko przez sympatyków, ale i najbliższych współpracowników. Ta niespotykana w historii USA przegrana wojna prezydenta z demokracją tworzy nowe szanse dla tych wszystkich, którzy chcą wolności i poszanowania prawa dla wszystkich i przez wszystkich.