Co mówią o nas śmieci? Dopiero uczymy się odpowiedzialności
Śmieci są nieocenionym źródłem wiedzy o nas. - Wyrzucamy bardzo dużo żywności. Dziesięć procent w ogóle nie jest rozpakowane - mówi Małgorzata Gotowska z UTP. Bada poziom i jakość naszego życia.
- Archeolodzy grzebią w śmieciach. Bo po odpadkach poznają, jak się żyło naszym przodkom. Pani też grzebie i usiłuje ustalić, jak nam się żyje. Czy poziom i jakość życia idą w parze, sądząc po śmieciach?
- Poziom życia można ustalić po odpadach komunalnych, ale jakość - niekoniecznie. Poziom życia określają czynniki obiektywne - to co kupujemy, na co nas stać: pralkę, lodówkę, laptop, bilet od kina itp. Jakość życia to subiektywne odczucia. Ludzie sami mówią, czy żyje im się dobrze, czy nie.
- A dlaczego pani tym się zajęła?
- Zajmuję się tym, od kiedy rozpoczęłam pracę naukową na uczelni. Już w pracy doktorskiej badałam poziom życia, a potem otrzymałam grant badawczy Narodowego Centrum Nauki na badania poziomu i jakości życia mieszkańców Polski.
Rozpoczynając badania, było dla mnie oczywiste, że w województwach, w których poziom życia rośnie, także jakość życia będzie rosła. A tu niespodzianka, wyszło na odwrót! Tam, gdzie był wysoki poziom życia, czyli generalnie ludzie mieli więcej, wcale nie byli zadowoleni ani tak szczęśliwi, jak w województwach, w których poziom życia był zdecydowanie niższy.
- W regionie poziom życia rośnie?
- Generalnie rośnie, ale jeśli spojrzeć, jak kształtuje się na tle innych, to niestety, nie jest dobrze. Kiedy zakończyłam swój grant badawczy w 2013 r, byliśmy trochę poniżej średniej krajowej. Ostatnie wskaźniki natomiast pokazują, że pod względem poziomu życia znajdujemy się w końcu stawki 16 województw.
- Z czego to wynika?
- Z wysokiej stopy bezrobocia, z problemów ze znalezieniem pracy, z niższych wynagrodzeń za tę sama pracę w stosunku do innych województw. Gdzie indziej na tych samych stanowiskach można zarobić zdecydowanie więcej. Myślę, że to są główne przyczyny. No i upadający przemysł w Bydgoszczy.
- Z jednej strony firmy upadają lub się przenoszą, z drugiej rozwijają się nowe. Trudno powiedzieć o PESIE, że się nie rozwija, o Atosie, że jest firmą małą.
- To są branże, w których potrzebni są wykwalifikowani specjaliści lub ludzie, którzy znają języki obce, jak w przypadku Atosa. To może w jakimś stopniu ograniczać znalezienie tam pracy. Atos ciągle poszukuje pracowników, ale nie każdy dobrze zna dwa języki obce, aby tę pracę dostać.
- Czyli niski poziom życia to wyższy poziom zadowolenia. Tak rzeczywiście u nas jest?
- To jest dziwna zależność. W badaniach z 2013 roku, w których woj. kujawsko-pomorskie pod względem poziomu życia wypadało poniżej średniej, badałam również jakość w dwóch innych województwach: mazowieckim i warmińsko-mazurskim. Okazało się, że najbardziej zadowoleni są mieszkańcy warmińsko-mazurskiego. Dużo zieleni, spokój, czyste powietrze i generalnie dobrze im się tam żyje. W mazowieckim z kolei jednomyślnie wskazywano, że żyje się bardzo ciężko ze względu na tłok na ulicach, korki, zatłoczoną komunikację miejską, dużą pogoń za pracą i pieniędzmi, czyli tzw. wyścig szczurów. To obniża jakość życia.
- A my? Na co zwracaliśmy uwagę?
- U nas generalnie żyje się dobrze, ale przeszkadzają właśnie problemy ze znalezieniem pracy, z niskim wynagrodzeniem. W Poznaniu czy Wrocławiu za tę samą pracę dostanie się zdecydowanie większe pieniądze. I młodzi ludzie, niestety, wyjeżdżają. Jestem wykładowcą i widzę, że trudno zatrzymać u nas młodych ludzi, którzy kończą studia. Wyjeżdżają często do Poznania, a ostatnio popularny stał się Wrocław. Nie mają problemu z dostaniem tam pracy dobrze opłacanej.
Poza tym małe i średnie przedsiębiorstwa mają problemy z utrzymaniem się na rynku.
- To co jest ludziom potrzebne do szczęścia, jeśli dużo pieniędzy i zadowolenie z życia nie idą z sobą w parze?
- Wszystko jest nam potrzebne, sfera materialna i niematerialna - w równowadze. Ważne jest, co posiadamy w sferze materialnej, ale też poczucie bezpieczeństwa, szczęścia, przynależności - to, o czym Abraham Maslow mówił dawno temu, kiedy przedstawił swoją hierarchię potrzeb ludzkich. Najniżej są te najbardziej podstawowe, wynikające z funkcji życiowych. Dopiero po ich zaspokojeniu przechodzimy na wyższy poziom - bezpieczeństwo, bycie potrzebnym, przynależność do danej grupy społecznej - to jest bardzo ważne.
- Czy po śmieciach widać, że coraz bardziej zaczynamy myśleć, żeby nie tylko mieć, ale i być?
- Zaczynamy na to zwracać uwagę. Posiadać - bo bez tego nie możemy żyć i się realizować, ale również być. Oczywiście, ci którzy zarabiają najniższą krajową, powiedzą: o czym ona mówi! My ciągle jeszcze potrzebujemy pieniędzy, żeby zaspokoić podstawowe potrzeby! Trudno wyznaczyć próg dochodów, po przekroczeniu którego zaczynamy myśleć o być, a nie o mieć.
Badaliśmy z zespołem odpady komunalne przed rewolucją śmieciową, czyli zmieszane. Można w nich było znaleźć wszystko, co interesuje naukowca: butelki po dobrych alkoholach, butelki po drogich perfumach - notabene nie zawsze puste.
- To jest spirala: chcę mieć większy telewizor, lepszy samochód, dom zamiast mieszkania itp. Można się nakręcać bez końca.
- Prof. Teresa Słaby z SGH zbadała osoby z klasy wyższej, które zarabiają kilkukrotność średniej krajowej. Mówią, że mają dużo, bardzo dużo posiadają, ale nie mają najcenniejszego - czasu. Zaczynamy zauważać, że nasze społeczeństwo staje się coraz bardziej odpowiedzialne społecznie. Za siebie i za innych.
- To widać po śmieciach?
- Zaczyna być widać po śmieciach. 2013 rok był przełomowy, zaczęliśmy „segregować” - ciągle to ujmuję w cudzysłów - odpady. Badaliśmy z zespołem odpady komunalne przed rewolucją śmieciową, czyli zmieszane. Można w nich było znaleźć wszystko, co interesuje naukowca: butelki po dobrych alkoholach, butelki po drogich perfumach - notabene nie zawsze puste. Znajdowaliśmy bardzo dużo odpadów niebezpiecznych, czyli baterie, farby, lekarstwa, rozpuszczalniki. Wyrzucamy bardzo dużo ubrań.
- Ciągle tak jest?
- Jeśli chodzi o ubrania - tak. W tym roku zajęliśmy się odpadami już segregowanymi, badaliśmy je w sierpniu, więc może były to porządki przed rokiem szkolnym. Oznacza to jednak, że nie myślimy odpowiedzialnie społecznie, że te ubrania mogą się jeszcze komuś przydać.
- Tylko że z ubraniami rzeczywiście nie wiadomo, co zrobić. Stoją pojemniki, ale często z nich aż się wysypuje, nie wiadomo, czy ktoś tą odzieżą handluje, czy faktycznie trafia do potrzebujących.
- Bycie odpowiedzialnym społecznie obywatelem czy konsumentem wiąże się z tym, żeby państwo dawało nam odpowiednie narzędzia. To znaczy, by dawało nam, obywatelom, możliwości realizowania tego.
Społeczna odpowiedzialność musi być na różnych poziomach: państwa, przedsiębiorstwa, obywatela. Sami obywatele tego nie zrobią.
- Co się zmieniło po wprowadzeniu segregowania śmieci?
- Coraz więcej osób zaczyna się zastanawiać, gdzie to czy to wrzucić? Co z tego można zrobić? Niedawno podczas konferencji w PTE mówiłam o wynikach swoich badań, o rewolucji śmieciowej i wiele osób pytało, gdzie wyrzucić konkretny odpad? Zaczynamy o tym myśleć, rozważać, a to już jest dobrze. To pierwszy etap, żeby prawidłowo segregować odpady.
- Zajmuje się pani tylko śmieciami z Bydgoszczy. Która dzielnica miasta jest najbogatsza, która najbiedniejsza? Można takie wskazać?
- Wyniki ciągle opracowujemy, więc na razie nie chcę ich zdradzać. Mogę tylko powiedzieć, czym się charakteryzują osiedla, z których przyjeżdżają odpady.
- Jest różnica między śmieciami z dzielnicy domków jednorodzinnych a z bloków?
- Oczywiście! Odpady komunalne można podzielić na te z domów jednorodzinnych i wielorodzinnych, z miasta i wsi, z konkretnych osiedli, zamieszkiwanych przez osoby starsze albo rodziny z dziećmi.
- Osoby starsze to pewnie więcej lekarstw.
- Nie wyrzucają leków do śmieci. Jeśli wnuk powie, żeby zanieść je do apteki, a seniorzy często tam bywają, to zanoszą. Natomiast jest wyraźnie więcej opakowań po lekach. Poza tym żywność, którą kupują starsze osoby, to niestety, najtańsze produkty. To widać po opakowaniach. No i jest dużo pieluch dla dorosłych.
- A śmieci z bloków?
- Na przykład z Fordonu, tzw. sypialni Bydgoszczy, przyjeżdża na wysypisko dużo dziecięcych pieluch. Duży jest udział odpadów po produktach spożywczych dla dzieci. I tu już widać, że zwracamy uwagę, co dajemy dzieciom do jedzenia.
- Grzebie pani w śmieciach sama? Ze studentami?
- Pierwsze badania robiliśmy z grupą studentów. Przyszli z własnej inicjatywy, 15 osób. Ładowarka przywiozła nam jedną wielką "łychę" śmieci i badaliśmy je. To badanie nazywa się morfologią odpadów komunalnych, polska norma przewiduje, jak to się robi. Dzieli się na frakcje, czyli oddzielnie szkło, papier, drewno, żywność.
Szkło dzieli się na białe i kolorowe, a my jeszcze segregowaliśmy na kaucjowane i nie. Jeśli do śmieci trafiają butelki, które można zwrócić do sklepu i dostać za nie pieniądze, to znaczy, że ktoś nie chce zwrotu swoich pieniędzy.
Kiedy byłam dzieckiem zbieraliśmy butelki i oddawaliśmy do skupu, żeby mieć na kieszonkowe.
- A żywność? Dużo, wyrzucamy?
- Patrząc na poziom naszego życia i wynagrodzeń w województwie, teoretycznie nie powinniśmy marnotrawić żywności, a marnujemy jej bardzo dużo. Kupujemy zbyt dużo. To pozostałość gospodarki centralnie sterowanej, kiedy robiliśmy zapasy.
- Kuszą nas promocje?
- Też. Coś jest tańsze, więc kupujemy. 10 proc. żywności, którą znajdujemy w śmieciach jest nieodpakowana. Nieotwarte puszki, opakowania pierogów, jogurty. Nie zdążyliśmy ich zjeść, bo termin przydatności minął.
- Albo kupujemy wielopaki, bo taniej, a potem nie damy rady zjeść. Resztę wyrzucamy, kupujemy następne. I wcale nie wychodzi taniej.
- To są narzędzia promocji wykorzystywane do tego, żeby namówić klienta do zakupu większej ilości. Co potem z tym zrobimy - to inna sprawa.
- Chleba też dużo wyrzucamy?
- Nadal wyrzucamy i nadal bardzo dużo. Nie wiem, czy więcej niż kiedyś. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, też w domu zostawało dużo chleba. Tylko że wtedy przychodził pan, który ten chleb zabierał dla kur.
- Czy badania na temat poziomu i jakości życia zainteresowały władze samorządowe naszego województwa albo władze Bydgoszczy?
- Nikt się do mnie nie zgłosił.
- A gdzie można je przeczytać?
- W czasopismach naukowych jest wiele publikacji z mojego grantu z Narodowego Centrum Nauki. Niestety, większość czyta gazety lokalne, po czasopisma naukowe mało kto sięga. Powstały też dwie książki „Poziom i jakość życia w dobie kryzysu” i „Współczesne uwarunkowania poziomu i jakości życia ludzi w Polsce”. Obie dostępne w wydawnictwie UTP.
- Myślę, że zarówno władze Bydgoszczy, jak i województwa nie mają pojęcia, że pani takie badania robi.
- Być może. Nie robię wokół tych badań reklamy, może to błąd. Ale dzięki zainteresowaniu mediów może władze się dowiedzą, że na UTP są naukowcy, którzy zajmują się takimi tematami. To z kolei może mieć wpływ na podejmowanie niektórych decyzji.
- Co, prócz problemów z pracą i niskich zarobków, utrudnia nam życie na co dzień?
- Wiele osób o tym mówi: brak stabilności politycznej w naszym kraju. Podejmowania decyzji strategicznych, a nie tylko operacyjnych: tu i teraz. Chcemy wiedzieć, co będzie za 5 lat, za 10, bo inaczej są problemy z planowaniem. Swojego życia, ale też z zaplanowaniem funkcjonowania i działalności małych i średnich firm. Przedsiębiorcy muszą wiedzieć, co będzie, bo muszą wiedzieć, jak co zaplanować. Skoro nie ma takich informacji to znaczy, że otoczenie prawne, polityczne może się zmienić w każdej chwili i może to spowodować, że przedsiębiorstwo przestanie istnieć.