Co martwe ciało powie o życiu i śmierci?
Na pytanie, czy są szanse na poznanie przyczyn śmierci ofiar katastrofy smoleńskiej, odpowiada Tomasz Igras, lekarz medycyny sądowej.
Na czym polega ekshumacja?
Ekshumacja to inaczej wyciągnięcie szczątków z grobu i przeniesienie ich w inne miejsce, czasem nawet bez otwierania trumny. Nieplanowane ekshumacje to takie, gdzie przypadkowo odnaleziono szczątki ludzkie, np. na placu budowy albo polu. Przeprowadzenie ekshumacji polega wtedy na pochowaniu zwłok w godnych warunkach. Planowa ekshumacja, z grobu do grobu, najczęściej związana jest z potrzebami rodziny i z zachowaniem szczątków bliskich w jednym miejscu. Nie ma tu mowy o poznaniu przyczyny śmierci.
Natomiast sekcja zwłok polega na badaniu poszczególnych narządów ciała, a nawet każdej kości w celu poszukiwania przyczyny śmierci.
Czym odróżniają się ekshumacje smoleńskie?
W przypadku ekshumacji smoleńskich mamy najpierw do czynienia z wyjęciem szczątków ludzkich. Następnie, w trakcie tego procesu, odbędą się również sekcje zwłok, a potem dojdzie do ponownego pochowania zwłok we właściwym miejscu.
Zazwyczaj rodziny zmarłych same zgłaszają się i mówią, że zależy im na ekshumacji. Nierzadko, tak jak w przypadku ofiar katastrofy smoleńskiej, ekshumacje i sekcje zwłok wykonuje się na zlecenie prokuratury. Przepisy pozwalają na to prokuratorowi, nawet bez zgody rodziny zmarłego.
Jak wyglądają zwłoki po kilku latach?
Po latach trumny najczęściej zachowane są w dość dobrym stanie, są szczelne i zwarte. Po usunięciu zabezpieczeń z grobu ziemnego, kilkuletnie ciało jest koloru czarnego, obrysy twarzy są całkowicie zatarte, nie przypomina w żadnej mierze wizerunku osoby za życia. Mięśnie są w stanie zaawansowanego rozkładu. Skóra przy próbie dotyku odpada od kości.
Myśli Pan, że jest sens przeprowadzania ekshumacji smoleńskich po takim czasie?
Jeżeli miałoby to wnieść coś nowego do sprawy, a szanse na to są, to jak najbardziej tak. Być może w niektórych przypadkach uda się stwierdzić przyczynę zgonu. Jednak na pewno ekshumacje pozwolą na ostateczne zweryfikowanie tożsamości ofiar. Chodzi o to, by je potwierdzić lub zanegować i ewentualnie wtedy znaleźć osobę poszukiwaną przez rodzinę w innym miejscu pochówku. Tożsamość stwierdza się za pomocą badań genetycznych. Można je zrobić nawet w przypadku szkieletu i suchych kości, dopóki są one zachowane. Mamy na to dziesiątki lat.
Czyli z ustaleniem przyczyny śmierci może być kłopot?
Na obecnym etapie można znaleźć różne substancje chemiczne, toksyczne i wybuchowe w organizmie. Możliwe jest co najmniej ukierunkowanie wniosków w jakąś stronę, czy to była śmierć naturalna czy w wyniku np. zatrucia. Natomiast bardzo trudne jest stwierdzenie przyczyn zgonu po samych kościach. Nie stwierdzi się na pewno przyczyn chorobowych. Inaczej z urazami, po których może zostać np. otwór w czaszce.
Jak przebiega sekcja zwłok?
Otwiera się ciało w trzech miejscach: czaszka, klatka piersiowa i jama brzuszna. Wyjmuje się mózg, oponę twardą, gardło, język, przełyk, oskrzela, płuca, worek osierdziowy, serce, żołądek, jelito grube, cienkie, wątrobę, trzustkę, śledzionę, nerki. Następnie na oddzielnym stoliku dochodzi do kolejnego etapu, czyli szczegółowego badania kolejnych narządów i pobierania materiału do dalszych badań. Sekcja może trwać nawet kilka godzin.
Co się dzieje z ciałem tuż po zgonie?
Wczesne objawy pośmiertne po zatrzymaniu krążenia to głównie postępujące wychłodzenie, czyli spadek temperatury ciała oraz narastanie stężenia pośmiertnego, chodzi o sztywnienie mięśni, które ustępuje po 36 godzinach i ciało z powrotem robi się wiotkie. W ciągu godziny czy dwóch po zgonie zachodzi proces wykształcenia się tzw. plam opadowych. Są to miejsca na naszym ciele, w których grawitacyjnie gromadzi się krew w naczyniach krwionośnych. Opada po prostu do tych części ciała, które są położone najbliżej podłoża, najczęściej są to nogi, choć nie zawsze. Plamy opadowe mogą przybrać kolor od bladoróżowego do sinofioletowego. Po 12 godzinach stają się plamami utrwalonymi, tzn., że są nieprzemieszczalne. Wychłodzenie ciała i sztywność mięśni pozwalają nam godzinowo określić, kiedy mniej więcej nastąpił zgon. Kolejną cechą jest wysychanie rogówek, warg, opuszek palców. Natomiast późne objawy śmierci to gnicie, zeszkieletowanie i zmumifikowanie.
Kiedy zamieniamy się w proch?
Nie tak dawno mieliśmy ekshumacje na cmentarzu przy ul. Unickiej, to były szczątki ludzkie z 1945 roku, wprawdzie pochowane w drewnianych trumnach, po których nie było już śladu, ale w murowanym grobie. Kości zachowały się niemalże w całości po tylu latach. Tzw. prochy w grobach murowanych zachowają się co najmniej jeszcze przez kolejnych 50 lat. W grobach ziemnych ten proces jest krótszy, ale też nie ma reguły, to zależy od rodzaju gleby. Przeciętnie potrzeba kilkunastu lat, aby trup osiągnął całkowitą postać szkieletu. Z kolei w proch zamieniamy się po 70 - 150 latach po śmierci, ale są również wyjątki od tego.
Co Pana najbardziej zaskoczyło, gdy wszedł Pan po raz pierwszy do prosektorium?
Zapach. Ale nie mam na myśli zapachu rozkładu, ale ciał świeżych, po 2 - 3 dniach po zgonie. To jest bardzo specyficzny zapach, którego nie da się opisać. Bardzo utrwala się w pamięci. Jest do niczego nieporównywalny, nie z powodu intensywności czy dramatyczności, lecz niepowtarzalności. W trakcie pierwszego otwierania zwłok największym zaskoczeniem jest czynność otwierania czaszki i wyciągania mózgu. Ma się uczucie, jakby całe życie człowieka, który zmarł, trzymało się w dłoniach.
Jakie przypadki sekcji zwłok były dla Pana najbardziej wstrząsające?
Najbardziej wstrząsające, a zdarza się to niezwykle rzadko, jest odkrycie w trakcie czynności sekcji zwłok płodu w jamie macicy u kobiety, a jeżeli zgon takiej osoby miałby nastąpić z przyczyn kryminalnych, to jest to tym bardziej wstrząsające dla każdego.
Czy mając taką pracę, może Pan w ogóle spokojnie spać?
Jest to bardzo obciążający zawód. Mogę spać po nocach, chociaż na początku pracy zawodowej rzeczywiście były takie okresy, że to, co się robiło w pracy, wracało w snach. Ale raczej były to noce przespane, chociaż przepełnione widokami z sekcji zwłok. Teraz, po 10 latach pracy jako lekarz medycyny sądowej, już nie zdarza mi się coś takiego.