Toruń, w zamian za dopisanie miasta do oficjalnej nazwy Portu Lotniczego w Bydgoszczy, miałby zapłacić 5 mln zł. Jaki to ma sens?
- Dodanie w nazwie Torunia, który wpisany na listę UNESCO, ma ogromną rozpoznawalność w kraju i za granicą, wpływać będzie na pozytywny odbiór regionu, na pozyskiwanie pasażerów, turystów czy inwestorów - mówił niedawno Artur Niedźwiecki, rzecznik portu.
Za dwuczłonową nazwą głosowało czterech członków rady nadzorczej lotniska, przeciw było dwóch - z Bydgoszczy. Ostateczna decyzja w sprawie nowej nazwy portu zapadnie na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy. Jak już informowaliśmy, odbędzie się ono jeszcze w pierwszej połowie lipca.
Po co to wszystko?
Prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski uważa, że to stała taktyka stosowana przez władze samorządowe województwa - postawić znak równości pomiędzy miastami.
- Na tej operacji zyska tylko Toruń, a Bydgoszcz straci - mówił.
Tomasz Moraczewski, prezes zarządu portu lotniczego, uważa, że dzięki dodaniu w nazwie słowa „Toruń” wzrośnie liczba pasażerów z Torunia korzystających z bydgoskiego lotniska. Szef marketingu bydgoskiej Pesy Maciej Grześkowiak również argumentuje, że zmiany mogą zwiększyć zainteresowanie portem lotniczym.
Tylko co ma do tego zmiana nazwy?
Andrzej Walkowiak, radny sejmiku z ramienia PiS, uważa, że nazwa portu lotniczego w Bydgoszczy powinna możliwie precyzyjnie określać jego położenie. A więc skoro lotnisko znajduje się w Bydgoszczy, to obecna nazwa jest jak najbardziej właściwa.
- Dodanie dodatkowego członu i nazwanie lotniska „Bydgoszcz - Toruń” jest nieracjonalne, wprowadzające w błąd
- Bydgoszcz zainwestowała w budowę i rozwój portu 63 miliony złotych, więc wejście w nazwę Torunia za jednorazową kwotę 5 milionów złotych jest rażąco niesprawiedliwe - mówi.
Radny uważa, że realizacja tego pomysłu powinna być poprzedzona szeroką dyskusją społeczną, z jej centralnym punktem w samorządzie województwa. - Sposób, który próbuje przeforsować pan marszałek, jest kolejnym przykładem na jego drastycznie niesprawiedliwe traktowanie Bydgoszczy - dodaje. - Siłowa próba wprowadzenia nowej nazwy zamiast procesu integracji, wprowadza kolejną awanturę i daje kolejne argumenty przeciwnikom spójności województwa.
Zdaniem Adama Banaszaka, wiceprzewodniczącego sejmiku, lotnisko o charakterze regionalnym nie ma szans funkcjonowania bez środków zewnętrznych. Władze regionów i miast w całej Europie dokładają do działalności swoich portów poprzez opłaty promocyjne dla linii lotniczych, podnoszenie kapitału i finansowanie inwestycji. W zamian uzyskują „okno na świat”, czyli dostęp do swojego regionu dla szeroko rozumianego „biznesu”. - Mamy tu tylko dwa warianty: albo lotnisko będzie się rozwijać, zwiększając liczbę połączeń biznesowych (z tzw. hubami), i będzie z niego korzystać cały region (realnie ok. 1-1,2 mln mieszkańców - północ województwa korzystać będzie raczej z Gdańska), albo będzie skarbonką z dziurą na dnie, która niezależnie ile się do niej wrzuci, i tak zawsze będzie pusta - przekonuje.
Pomysł dodania do nazwy lotniska słowa „Toruń” jest, jego zdaniem, bardzo dobry. Bo skorzystają na nim wszyscy. Województwo i Bydgoszcz, bo pojawia się nowy partner do pokrywania obecnych i przyszłych kosztów funkcjonowania portu, który zawsze będzie deficytowy - ale w tym przypadku ten deficyt może być mniejszy. Lotnisko - bo ma dodatkowego inwestora, bardziej rozpoznawalną w Europie i na świecie markę, duże szanse na pozyskanie nowej rzeszy klientów, którzy dotychczas korzystali z lotniska w Gdańsku.
- To powinno zaowocować wzrostem zainteresowania linii lotniczych i zwiększeniem liczby tzw. lotów biznesowych - przekonuje i dodaje, że oprócz Torunia, skorzysta też np. Inowrocław, bo większa liczba pasażerów to łatwiej pozyskiwane środki na infrastrukturę drogową i kolejową łączącą z portem.
Większy ruch na lotnisku w Bydgoszczy
Są takie rozwiązania
Wielkim zwolennikiem pomysłu jest prezydent Torunia Michał Zaleski. Twierdzi, że uwzględnienie w nazwie drugiego dużego miasta, położonego ledwie 40 km od portu, to rozsądne wykorzystanie szansy na zwiększenie popularności lotniska. - Jest to zabieg powszechnie stosowany w przypadku wielu portów na świecie, a także w kraju, a nie, jak twierdzą niektórzy, zabieg absurdalny - mówi.
I przypomina podobne pomysły, które się sprawdziły:
- lotniska Szczecin - Goleniów,
- Warszawa - Modlin,
- Frankfurt - Hahn (116 km od Frankfurtu),
- Bruksela - Charleroi (60 km),
- Paryż - Beuavais (90 km),
- Glasgow - Prestwick (50 km),
- Mediolan - Bergamo (50 km).
Politologa, dr Agnieszkę Bryc z UMK nie interesuje aspekt rywalizacji obu miast. Ciekawi ją jednak inna sprawa. - Czy efekt marketingowy, czyli wyeksponowanie „Toruń - Bydgoszcz” w nazwie lotniska, powinien skłonić samorząd toruński do przekierowania w tę - wydaje mi się - ryzykowną inicjatywę aż tak dużej kwoty? - pyta. Autostradą z Torunia do Gdańska to niewiele ponad godzinę, natomiast do Okęcia w Warszawie niewiele ponad dwie godziny.
- Nie wiem więc, jak atrakcyjną ofertę cenową i kierunków musiałoby przedstawić lotnisko Toruń - Bydgoszcz, żeby mieszkańcom Torunia nie opłacało się skorzystać z tych większych i lepiej skomunikowanych ze światem - zastanawia się politolog.