Co łączy siostrę Zygmunta III Wazy ze ściętym burmistrzem Torunia
Jeśli zdarzy się Państwu wpaść podczas urlopu do Torunia, warto pofatygować się do pięknego kościoła pw. Wziębowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Splatają się tu dwie historie nawiązujące do nietolerancji religijnej i rozgrywania religii przez polityków.
W kościele spoczywa królewna Anna Wazówna, rodzona siostra króla Polski Zygmunta III Wazy. Dlaczego akurat tutaj? Otóż królewna była protestantką, a w Rzeczypospolitej panowała już wtedy atmosfera kontrreformacji. Z tego względu już za życia trzymano królewską siostrę z dala od królewskiego dworu. Po śmierci, jako członek rodziny królewskiej powinna być pochowana na Wawelu, ale papieski zakaz nie dopuszczał pochówku protestantów na katolickich nekropoliach. Na to i król nie mógł, a może nie chciał nic poradzić. Królewnę pochowano więc w dawnym franciszkańskim kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przejętym kilkadziesiąt wcześniej przez protestantów.
Sto lat po śmierci Anny Wazówny katolicy odzyskali kościół, gdzie pochowano królewnę. A stało się w to niezwykle dramatycznych okolicznościach, opisywanych w historii jako tumult toruński.
16 lipca 1724 roku podczas katolickiej procesji obserwowanej przez grupę ewangelickich uczniów, pewien uczeń jezuickiego kolegium zażądał od nich uklęknięcia i zdjęcia czapek. Zaczęła się bijatyka. Zapoczątkowało to całą serię starć młodzieży ewangelickiej i katolickiej. W pewnym momencie uczniowie jezuiccy wzięli zakładnika i zamknęli go w swoim kolegium. Atmosfera była już bardzo napięta i tłum ewangelickich mieszkańców miasta zaatakował kolegium. Doszło wówczas do profancji obrazów, co w świetle ówczesnego prawa było zbrodnią. Dwaj protestanccy burmistrzowie Torunia i dziewięciu uczestników tumultu zostało skazanych przez sąd na śmierć. Król August II Mocny, nie skorzystał z prawa łaski. Ze względów politycznych postanowił popłynąć na fali antyprotestanckich nastrojów.
7 grudnia 1724 roku na placu ratuszowym, który dziś leniwie przemierzają tłumy turystów, spadły głowy skazańców. Co ma do tego kościół? Otóż elementem wyroku był zwrot katolikom kościoła pozostającego we władaniu ewangelików od prawie 170 lat. W czasie wolnym od zajadania toruńskich pierników, warto podumać czym mogą skończyć się błahe incydenty, jeśli trafią na podatny grunt narastającego konfliktu i jak wiele zależy od odpowiedzialności i mądrości rządzących.