Ciżemki, trepy i trzewiki, czyli szewska pasja Michała z Krakowa
Mówi się, że dobre czasy dla szewców już minęły. Że nie opłaca się szyć butów na miarę ani ich naprawiać. Ludzie kupują tanio i szybko wyrzucają. A prawdziwy skórzany but powinien trzymać się latami.
- Prawdziwy, dobrze zrobiony i skórzany but powinien trzymać się latami. Mój dziadek poszedł do szewca, kiedy miał 20 lat. Zamówione wtedy buty ma do dziś - mówi nam Michał Wojewodzic.
Michał, trzydziestoletni szewc z Krakowa, postanowił zająć się profesją, której popularność zaczęła zanikać wraz z masową produkcją obuwia w fabrykach. Połączenie tradycji najstarszego rękodzieła - w końcu rzemiosło szewskie należało do najbardziej rozpowszechnionych średniowiecznych zawodów - z technikami XXI wieku jest tym, co w tym rzemiośle ceni najbardziej. I pokazuje, że w czasach, gdy to maszyny robią za nas wszystko, można własnoręcznie stworzyć dobry produkt służący innym. A serce włożone w powstanie każdego buta wykonanego pracą ludzkich rąk, nadaje tym użytkowym arcydziełom dodatkową wartość.
Szydło i kopyto
Mała pracownia oddzielona od reszty mieszkania na ostatnim piętrze starej kamienicy przy ul. Obopólnej w Krakowie to cichy zakątek młodego szewca. Tu przychodzi, by myśleć o projektach kolejnych butów, tu trzyma potrzebne do ich produkcji materiały, tu - wreszcie - skleja obcas z cholewką.
W powietrzu unosi się zapach skóry i drewna, no i para, która wydobywa się z ust podczas mówienia. W zimie w tej małej pracowni jest niewiele cieplej niż na polu. Żeby tu pracować, Michał ogrzewa pomieszczenie jednym piecykiem - wyłączając go raz na czas, bo chodzi za głośno.
Na stołach ustawionych przy ścianach leżą narzędzia. Takie, które dziś można już, pomijając pojedyncze warsztaty szewskie, pooglądać na ekspozycjach w skansenach i muzeach etnograficznych. Są więc: szpilarek, nazywany przez niektórych szpikulcem, szydło, cęgi, młotek, szczecina, kopyta. Białe ściany pracowni przysłaniają regały z modelami różnych par butów. Każdy jest inny.
- Mam wiele modeli buta, ale każdą parę tylko w jednym rozmiarze. Więc każdy but jest inny, z innym dodatkiem, o innym kształcie - wskazuje na nietypowe ciżemki, trzewiki, trepy. - Być może na tym polega oryginalność - dodaje - że klient musi mieć ogromne szczęście, żeby trafić na swój idealny model w swoim rozmiarze, a ja - żeby znaleźć takiego klienta. Ale dzięki temu tylko jedna osoba nosi konkretny model i wzór.
Nie od razu były buty
Zszywanie oryginalnych fasonów obuwia nie było jego pierwszym pomysłem. Jak wspomina, studia rzucił, oznajmiając rodzicom, że idzie szyć sukienki. Tak zaczęło się - najpierw szycie najprostszych bluz, potem tworzenie akcesoriów, które miały udziwniać i uatrakcyjniać tradycyjne stroje.
W końcu przyszła fascynacja haute couture i próba sił w dziale krawiectwa luksusowego, co oznaczało tworzenie ubrań na zamówienie dla konkretnych klientek. To z tego okresu pochodzą zarysowane ołówkiem biało-czarne projekty sukni wywieszone na ścianach warsztatu.
- W 2014 roku otworzyłem własną szwalnię - opowiada. - Byłem przekonany: to jest ten moment - będę robił własne kolekcje, swoje projekty, pokazy. Interes kręcił się dwa lata. Szwalnię zamknął w 2015 roku. Po pierwsze dlatego, że to jednak do końca nie było to, o czym marzył. Po drugie - wciąż za mało było krawcowych specjalizujących się w tym „wysokim” stylu - czasem nad wyraz klasycznym, przy innej kolekcji zahaczającym o egzotyczne zdobnictwo i ornamentykę.
Frustracja i podejmowanie kolejnych prób w poszukiwaniu własnej, właściwej drogi zaprowadziły go do Olkusza. Tam postanowił na dobre zmienić kurs.
Mistrz i uczeń
Z dalszej części tekstu dowiesz się:
- jak Michał odnalazł swoją pasję
- jak wygląda proces tworzenia obuwia
- dlaczego buty Michała są niecodzienne
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień