Był tak zdesperowany, że z dnia na dzień coraz bardziej zbliżał się do drogi, do ludzi. I faktycznie, to była jego jedyna szansa na przeżycie. Bo Cisna, żyje dzięki człowiekowi.
Dziś to już nie jest słodki miś, lecz spora niedźwiedzica, której choćby zważenie graniczy z cudem. Cisna jest bowiem krnąbrnym niedźwiadkiem, żywym srebrem, który uwielbia pasjami wspinanie się po drzewach, ma wielką frajdę, gdy rozbija lód w stawku na wybiegu. I ani myśli zapaść w zimowy sen, jak każdy niedźwiedź. Wciąż zajada się orzechami, wciąż uwielbia towarzystwo ludzi i wciąż rozczula serca Polaków, którzy przez kilka tygodni żyli losem niedźwiadka, osamotnionego, cudem ocalałego z bieszczadzkich lasów.
Był tak zdesperowany, że z dnia na dzień coraz bardziej zbliżał się do drogi, do ludzi. To była jego jedyna szansa na przeżycie
Z małego misia, duża niedźwiedzica
Cisna ma już siedem miesięcy. Ma też towarzysza - Barriego, psa mastifa tybetańskiego, którego od czasu do czasu zaczepia. Barri Cisnę przegania łapą lub warknięciem. Ale też bywa, że razem biegają po wybiegu, bawią się. Barri to spokojny pies, który rośnie razem z Cisną. Dziś są podobnych rozmiarów, jednak za kilka miesięcy - co oczywiste - Cisna przerośnie go. Barri zamieszkał z Cisną po tym, jak pracownicy poznańskiego ogrodu zoologicznego zobaczyli, że niedźwiadek ma początki choroby sierocej, okalecza się, nie ma humoru, jest apatyczny.
- Trzeba było Cisnej przyjaciela, by z powrotem mogła wojować po wybiegu. Depresja u zwierząt to poważny problem. Nasze inne dwa niedźwiedzie, przyjmowały leki z tego powodu. U zwierząt depresję leczy się podobnie jak u ludzi - wyjaśnia Małgorzata Chodyła, rzeczniczka poznańskiego zoo. - Dziś Cisna wyjada Barriemu z miski jego psią karmę, on z kolei poluje na rybki, przeznaczone dla niedźwiedzicy. Dotrzymują sobie kroku.
Jeszcze parę miesięcy temu nikt nie spodziewałby się, że cudem znaleziony niedźwiedź, który błąkał się samotnie po bieszczadzkim lesie, był głodny i wyczerpany, będzie pewną siebie niedźwiedzicą, która z wdziękiem pokonuje rosnące krzaki, łamie wystające gałązki i wysoko wspina się po drzewach.
- Początki nie były łatwe. To nie tylko chodzi o organizację wszystkiego, o to jak karmić i czym, i skąd na to pieniądze zebrać, bo te w końcowym efekcie jakoś się znalazły. To jednak był niespodziewany gość - opowiada Małgorzata Chodyła.
Pracownicy Nowego Zoo dziś nie wyobrażają sobie ogrodu bez niedźwiadka. Chociaż doskonale zdają sobie sprawę, że Cisna nie zawsze będzie małym, słodkim misiem.
- Dobrze wiemy, że Cisna nie może zachowywać się wobec opiekunów jak 20 kilogramów temu. Teraz każde jej uderzenie łapą rozrywa kieszenie naszych spodni. Cieszy nas jednak, gdy widzimy u niej zachowania jak u dzikich niedźwiedzi - gdy na przykład je orzechy, robi to w taki sam sposób jak niedźwiedzie na wolności. Wiemy, że tej wolności jej nigdy nie oddamy i zawsze będzie zdana na łaskę człowieka, ale chcemy jej zapewnić najbardziej naturalne warunki - opowiada Chodyła.
Dlatego też opiekunowie Cisnej spotkali się z trenerem zwierząt, zoologiem, pracującym na co dzień w amerykańskich ośrodkach dla zwierząt. Ten pokazał im, że Cisna to sprytne zwierzę, które powoli zaczęło swoich opiekunów wychowywać. - Gdy rano przychodziliśmy przygotować dla Cisnej jedzenie i widziała światło z kuchni, zaczynała drzeć się wniebogłosy. Tak strasznie się darła, że od razu trzeba było ją uspokajać. Jak małe dziecko. Okazało się, że niedźwiedzica robiła to specjalnie, by zwrócić na siebie uwagę, by tu i teraz dać jej jeść, bo jest głodna. Dziś już tak nie reaguje. Wie, że to jej przeraźliwe darcie nie robi na nas najmniejszego wrażenia - opowiada Małgorzata Chodyła.
Także pod znakiem zapytania stoi jej wspólne mieszkanie i wychowywanie się z Barrim w przyszłości. - Wszystko zależy od tego, jak zwierzęta będą ze sobą dalej żyły. Gdy Cisna będzie agresywna w stosunku do Barriego, gdy zacznie mu zagrażać, wtedy go zabierzemy. Wierzymy jednak, bo są takie przypadki wśród zwierząt, że ta przyjaźń przetrwa i będzie bezpieczna dla obu stron - dodaje M. Chodyła.
Żyje dzięki ludziom
Przeżyć niedźwiedzicy pomogły setki, tysiące osób. To pracownicy nadleśnictwa Cisna, gdzie niedźwiedź został znaleziony, to pracownicy ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt, pracownicy azylu dla niedźwiedzi - jedyne w Polsce w Poznaniu, niemieckiej fundacji Four Paws - fundatora azylu i wiele tysięcy innych osób, które wsparły finansowo ratowanie Cisnej.
- Wszyscy myśleli, że to żart prima aprillisowy. Mały niedźwiedź, błąkający się samotnie po lesie, znaleziony przez leśników i przewieziony do naszego ośrodka to przecież coś niecodziennego
- mówi Radosław Fedaczyński, weterynarz z Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu.
Dokładnie 1 kwietnia trafił tam dwumiesięczny miś. Wcześniej widziano go w okolicach Komańczy. Był tak zdesperowany, że z dnia na dzień coraz bardziej zbliżał się do drogi, do ludzi. I faktycznie, to była jego jedyna szansa na przeżycie.
- Natychmiast ruszyliśmy w drogę i wkrótce ujrzeliśmy smutny widok: malutki, wychudzony niedźwiadek, który nie uciekał na widok ludzi i trzęsąc się leżał na trawie - opisywali później pracownicy Nadleśnictwa Cisna.
Leśnicy kilka dni obserwowali niedźwiedzia. Musieli mieć pewność, że w okolicy nie ma jego matki i że potrzebuje pomocy. - 15 lat czekaliśmy na takiego pacjenta. Wiedzieliśmy, że kiedyś może się okazać, że młody niedźwiedź będzie potrzebował naszej pomocy, byliśmy więc przygotowani. W teorii. Wcześniej zdarzało się nam mieć do czynienia z ponad 100-kilogramowymi i trzy razy cięższymi niedźwiedziami, które zaplątały się w kłusowniczą sieć i które trzeba było ratować - mówi Radosław Fedaczyński. - Miś był w złym stanie. Wygłodzony, odwodniony, już praktycznie zasypiał. Bez pomocy leśników padłby.
Przez pierwsze dni matkę małej niedźwiedzicy zastępował opiekun zwierząt - Jakub Kotowicz, który w specjalnych rękawicach, niwelujących zapach człowieka, z zakrytą twarzą karmił malucha. A apetyt niedźwiadkowi dopisywał. Maluch zyskał wtedy od weterynarzy przydomek - Puchatka, bo jak mówią, jego sierść była tak miła w dotyku jak u pluszowego misia. Niedźwiedzica zamieszkała w klimatyzowanym pomieszczeniu przeznaczonym dla rysi, w którym panowały warunki podobne do leśnych. Leśnicy zorganizowali też konkurs na imię dla misia. Internauci zdecydowali, że ma nazywać się Cisna.
Nie było też możliwości, by niedźwiadek dalej zamieszkiwał teren ośrodka w Przemyślu. Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska i Ministerstwo Środowiska stwierdzili, że najodpowiedniejszym miejscem dla małego misia będzie poznański azyl dla niedźwiedzi w Nowym Zoo. Decyzja o przyjeździe nowego mieszkańca zoo zbiegła się w czasie z przyjazdem do azylu niedźwiedzic z Braniewa.
- To była szybka akcja - mówi Małgorzata Chodyła. - Nasz azyl to coś unikatowego, ale o zgodę na przyjęcie nieplanowanego mieszkańca musieliśmy pytać inwestora - fundację Four Paws.
Mimo że w azylu mieszka też kilka innych niedźwiedzi, Cisna wychowuje się bez nich. Nikt nie zastąpi jej mamy i życia na wolności, ale wszyscy starają się zapewnić jej godne warunki. Bo jest niedźwiedziem, który przeżył.