Kolejną przeszkodą Legii Warszawa na drodze do Ligi Mistrzów jest Astana
Prawie 3500 kilometrów. 50 godzin samochodem, około pięciu samolotem. Taki dystans dzieli Warszawę od Astany - miejsca, gdzie dziś piłkarze Legii Warszawa będą walczyć o awans do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów.
- Wyjazd do Kazachstanu będzie bardzo trudny. Leci się tam pięć czy sześć godzin. Będzie gorąco, a mecz rozegramy na sztucznej murawie. Tak czy inaczej jedziemy tam po zwycięstwo, to nie podlega dyskusji. Chcemy zagrać jak najlepiej i wrócić z korzystnym rezultatem przed rewanżem na własnym stadionie. Ważne, żeby coś strzelić. Byłbym zadowolony z dwóch bramek zdobytych na wyjeździe - podkreślał przed podróżą Kasper Hamalainen.
O „ciężkim terenie” w Kazachstanie przekonali się choćby zawodnicy reprezentacji Polski. We wrześniu ubiegłego roku kadra Adama Nawałki właśnie w Astanie rozpoczęła kwalifikacje do mundialu 2018. Po pierwszej połowie prowadziła 2:0, mecz zakończył się jednak remisem. Do tej pory to zresztą jedyne punkty stracone w tych eliminacjach przez biało-czerwonych.
- Na pewno nie będzie łatwo. Ja akurat nie miałem okazji grać w tamtym spotkaniu, ale wielu chłopaków z reprezentacji narzekało na nawierzchnię. Jest duża różnica pomiędzy grą na naturalnej murawie i na sztucznej. Trzeba dobrze się na to przygotować, przyzwyczaić do nowych warunków - przekonuje Krzysztof Mączyński, pomocnik Legii.
Żadnych obaw nie ma za to inny nowy zawodnik Wojskowych Armando Sadiku.
- Astana będzie grała w takich samych warunkach. A kiedy przyjadą na rewanż, rywale też zaliczą długą podróż i będą musieli przyzwyczaić się do naturalnej murawy na naszym stadionie. Będziemy gotowi na mecz w Kazachstanie. Chcemy wrócić stamtąd z korzystnym rezultatem. A w Warszawie cieszyć się z awansu - zapowiada 26-letni napastnik z Albanii.
Piłkarski dystans dzielący Astanę od Legii jest znacznie mniejszy niż ten geograficzny. Od trzech lat, po objęciu posady trenera przez byłego zawodnika i selekcjonera reprezentacji Bułgarii Stanimira Stoiłowa, klub przeżywa najlepszy okres w historii . Zdobył trzy mistrzostwa z rzędu i jest na najlepszej drodze do czwartego. W ubiegłym roku awans do IV rundy eliminacji LM zabrał im gol Celticu z rzutu karnego w ostatniej minucie rewanżu. W grupie Ligi Europy Kazachowie zajęli trzecie miejsce, ale zdobyli pięć punktów w meczach z Olympiakosem Pireus, APOEL-em Nikozja i Young Boys Berno.
Sezon wcześniej, po wyeliminowaniu NK Maribor, HJK Helsinki i APOEL-u, Astana zagrała w fazie grupowej Ligi Mistrzów, gdzie przegrała tylko dwa mecze. Na własnym terenie nie dała się pokonać Atletico Madryt (0:0), Benfice Lizbona (2:2) i Galatasaray Stambuł (1:1). Z Turkami zremisowała na wyjeździe (2:2).
W poprzedniej rundzie Astana męczyła się co prawda z łotewskim Spartaksem Jurmała (1:0 i 1:1), ale lekceważenie jej może się źle skończyć. Nie grają tam też przypadkowi zawodnicy. Obok siedmiu reprezentantów Kazachstanu Stoiłow ma do dyspozycji Białorusinów: Ihara Szytaua (54 mecze w kadrze) i Iwana Majeuskija (14 spotkań), byłego zawodnika Zawiszy Bydgoszcz. Gwiazdami drużyny są wypożyczony z Werderu Brema László Kleinheisler (niedawno mocno interesowały się nim Legia i Lech) oraz afrykańscy napastnicy: Junior Kabananga (w tym roku 16 goli i pięć asyst w 32 meczach) oraz Patrick Twumasi (osiem bramek, sześć asyst).
Pierwszy mecz dziś o godz. 16 czasu polskiego (transmisje na antenach TVP 1 i TVP Sport), rewanż - tydzień później o 20.45.