Ciężka była robota w roszarni w Nędzy
Niejeden ręcznik lub obrus miał swój początek w Nędzy. W roszarni przetwarzano słomę lnianą na włókna, które później służyły do produkcji nici, tkanin, czy sznurów.
Dziś po dawnej roszarni pozostały tylko budynki, charakterystyczny komin, który od lat jest punktem odniesienia dla mieszkańców Nędzy oraz wspomnienia byłych pracowników. Zakład zatrudniał w sezonie kilkaset osób i był jednym z największych w regionie. Była ciężka praca, ale także imprezy integracyjne, czy wycieczki. Poznajcie Państwo historię roszarni.
Powstała w 1930 roku. Jej ówczesnym właścicielem był Ernest Exner, który wówczas zatrudniał około 12 osób. - Z początku surowiec, z którego wyrabiano włókno konopne, był wyścielany na polach w obrębie obecnych ulic Akacjowej, Lnianej, tzw. Starej Nędzy, gdzie współcześnie znajduje się osiedle mieszkaniowe - podkreśla Krystian Okręt, pasjonat lokalnej historii i nauczyciel języka polskiego w Zespole Szkolno-Gimnazjalnym w Nędzy.
Jeszcze przed II wojną światową unowocześniano zakład kupując maszynę do przeróbki słomy i pakularkę (maszyna służąca do przerabiania słomy na pakuły oraz do oczyszczania pakuł ze zdrewniałych części słomy . W jej tracie wybudowano też baseny do moczenia słomy. Po zakończeniu wojny roszarnia (podobnie jak inne tego typu zakłady) została znacjonalizowana. Ale był to także czas rozwoju. W 1956 r. wybudowano wspomniany komin. Z kolei od 1967 r. powiększono produkcję eksportową o paździerze do RFN i Belgii. Co ciekawe, z tymi państwami nawiązano współpracę, m.in. pozyskano z Belgii turbinę i pakularkę.
Ale co najważniejsze, rozkwit zakładu przyniósł wymierne korzyści. Zatrudniał wielu mieszkańców Nędzy, a także pobliskich miejscowości (m.in. Racibórz i Rydułtowy). - Były to w większości kobiety. I tak dla statystyki: w 1968 r. zakład zatrudniał 276 osób, a już w 1975 r. tylko 198. W następnych latach obniżała się produkcja i wraz z nią zatrudnienie. Warunki pracy były uciążliwe, szczególnie ze względu na produkcyjne wyziewy, które dokuczały prawie wszystkim mieszkańcom Nędzy - tłumaczy Krystian Okręt, który zbierał informacje na temat historii roszarni.
Nie tylko dorośli czerpali korzyści. W zakładzie często widywani byli uczniowie okolicznych szkół. - Sam jako uczeń brałem udział w tych zajęciach. Zawsze ktoś z pracowników opowiadał historię zakładu, a później oprowadzał po nim. Zwiedzało się poszczególne budynki, oglądało maszyny, czy przyglądało się pracownikom - wspomina Krystian Okręt.
Do pracy nie tylko przyjmowano miejscowych, ale także przyjezdnych. Do pracy przyjmowano kobiety z województwa kieleckiego, czy rzeszowskiego. Młode dziewczyny wówczas mieszkały w mieszkaniach zastępczych na terenie zakładu. Wiele z nich powychodziło za mąż i pozostało na stałe w okolicznych miejscowościach.
- Oprócz stałych pracowników w sezonie zatrudniono drugie tyle. Było to związane m.in. z prowadzonymi skupami w różnych częściach województwa. Skupowaliśmy głównie len (red. później też konopie). Podczas skupu do domu przyjeżdżało się tylko na niedzielę, choć i nawet czasami nie. Jeżeli przyjeżdżali rolnicy z towarem, to trzeba było pracować. Zbieraliśmy go w specjalnym jednym miejscu. Gdy towaru było na około 200, 300 ton wiozło się do roszarni - wspomina Władysława Rerich, która w roszarni na różnych stanowiskach pracowała 35 lat.
Roszarnia z Nędzy współpracowała z podobnymi zakładami w Pietrowicach Wielkich, Głogówku, czy mniejszym w Tworkowie. - W sumie wszystkich pracowników było wtedy ponad 2,6 tys. - wspominają mieszkańcy Nędzy.
Roszarnia patronowała m.in. nad Ludowemu Klubowi Sportowemu „Włókniarz” od 1949 r. Dzięki temu prężnie się rozwijał, a w jego ramach funkcjonowały sekcje piłki nożnej, szczypiorniaka (w latach 50-tych II liga wojewódzka) czy zapasów.
Dyrekcja nie tylko wspierała sport. Zakład prowadził też działalność kulturalno-oświatową na rzecz swych pracowników. Organizowano wyjazdy do Operetki Śląskiej w Gliwicach, kin, teatrów, imprez ogólnokrajowych i zakładowych (np. Dzień Włókniarza, Dzień Kobiet, zabawy karnawałowe). Na terenie zakładu istniała świetlica, a także sklep spożywczy.
- Hucznie świętowano uroczystości. Na przykład w Dzień Kobiet każda z pań otrzymywała goździki, a do tego rajstopy, ręczniki, czy obrusy. Organizowano wiele zabaw w Nędzy. Do wygrania zawsze były atrakcyjne nagrody. Człowiek nie tylko żył pracą, było miło - dodaje Władysława Rerich. Pracownicy mogli też wyjeżdżać na wczasy, a ich dzieci na kolonie (zakład miał swoje ośrodki wypoczynkowe w Pucku i Gródku nad Dunajcem).
Miejscowi nazywali roszarnię flaksownią (z niem. Flachsfabrik-roszarnia) i mogli chodzić po miejscowości bez zegarków. Czas wyznaczały syreny fabryczne sygnalizujące zmiany. Przetworzona słoma lniana na włókno (stanowiąca półfabrykat w wyrobie, m.in. nici, lin, tkanin, dzianin, tworzyw zbrojonych) trafiała do fabryk w m.in. Łodzi i Żyrardowie. Pewnie wielu z nas ma w domu jeszcze obrusy, czy ręczniki, które swój początek miały właśnie w Nędzy.
Były też pożary
Jak wspominają mieszkańcy, w roszarni dochodziło też do pożarów (głównie ze względu na występowanie materiałów łatwopalnych). W latach 80. jeden z budynków został też celowo podpalony przez grasującego podpalacza.