Cieszyć się może tylko Falubaz
- Znamy wartość Stilonu, ich możliwości indywidualne i zespołowe. Jeżeli wystarczy nam zdrowia, to może być różnie. Gdyby nie udało nam się ustrzec błędów, albo damy pograć Rafałowi Świtajowi, to będziemy skazani na wyciąganie piłki z siatki. Wszystko będzie opierało się na kondycji, a także pressingu, zaangażowaniu i taktyce. To będzie klucz do tego, aby myśleć o pozytywnym wyniku.
Mamy przygotowanych kilka elementów i miejmy nadzieję, że one wypalą. Musimy dalej szukać możliwości przy stałych fragmentach i spróbować zagrać na zero z tyłu – przewidywał przed pierwszym gwizdkiem sędziego trener Falubazu Zielona Góra Jarosław Miś.
Faktycznie, to najlepszy snajper gorzowian stwarzał największe zagrożenie pod bramką Łukasza Budzyńskiego. W 28 min Świtaj strzelił jeszcze spoza pola karnego, ale w prosto w zie¬lonogórzanina. Za to cztery minuty później kolejny raz, już z szesnastki, ale tym razem nad poprzeczką. Falubaz nie faulował stilonowców w okolicach 20 metra, przez co „Świtek” nie mógł zaprezentować to, co umie najlepiej, a więc strzału z rzutu wolnego. W międzyczasie najlepszą sytuację stworzyli sobie goście. Po uderzeniu głową przez Alberta Cipiora bramkarz gorzowian popisał się kapitalną robinsonadą i odbił piłkę do boku.
Szkoleniowiec Stilonu Gorzów Adam Gołubowski zapowiadał, że od początku do końca będzie chciał zdominować zdominować rywali, grać na wysokim poziomie, ale ten plan od pierwszej minuty nie był realizowany. Miejscowi mieli przewagę, prowadzili grę, ale nic z tego nie wynikało. Aż do 44 min, kiedy główkę Patryka Jakubowskiego wybił sprzed linii bramkowej jeden z obrońców przyjezdnych, a dobitka Bartosza Flisa była niecelna. Przeciwnicy kilka razy wyprowadzili w pierwszej połowie groźne kontrataki, ale do przerwy utrzymał się bezbramkowy remis.
Druga część gry zaczęła się od uderzenia głowa Mateusza Ogrodowskiego, które minimalnie minęło słupek Budzyń¬skiego. Minutę później zrobiło zamieszanie w polu bramkowym Falubazu, ale Piotr Rymar nie trafił w piłkę i futbolówkę wybili zielonogórzanie. Od 50 min więcej działo się na trybunach, niż na boisku, po tym jak sektor gości przybyli kibice przyjezdnych. Wywołało to poruszenie w młynie stilonowców, ale po kilku minutach sytuacja uspokoiła się.
W 58 min sprawdził się scenariusz nakreślony przez Misia. Do wolnego z ostrego kąta podszedł Szymon Kobusiński i niczym wspomniany Świtaj pewnym strzałem w długi róg pokonał Paszkowskiego. Bramkarz Stilon nie interweniował. Po tym golu beniaminek przycisnął i zepchnął do obrony drugiego z naszych trzecioligowców. W 66 min Damian Pawłowski znalazł się sam na sam z Budzyńskim, poszukał długiego rogu, ale po jego strzale futbolówka zatrzymała się na słupku. Niemniej jednak trzy minut później było 1:1. Na piątym metrze najwięcej zimnej krwi zachował rezerwowy Jędrzej Drame i plasowanym uderzeniem pod poprzeczkę umieścił piłkę w siatce. Na więcej żadnej z ekipy nie było więcej stać w niedzielne popołudnie przy ul. Olimpijskiej.
Remis sprawiedliwy, bo ani Stilon, ani Falubaz nie zasłużyli na trzy punkty. Z „oczka” trener zielonogórzan był zadowolony, dla Gołubowskiego jest to strata punktów.