Cieślak z innej strony
Książka bardzo dobrze się sprzedaje i niebawem ruszy dodruk.
Trener Marek Cieślak spotkał się z kibicami w zielonogórskim pubie „Barcelona” i promował biografię „Pół wieku na czarno”. Ciekawy to był wieczór.
- Napisał pan w biografii: matka porządna, ojciec porządny, a ja żużlowiec. Czy to oznacza, że pan nie jest taki do końca porządny? - padło już na wstępie spotkania. - To taka przenośnia, ale żużlowców uważano zwykle, może nie za niższy gatunek, ale za troszkę zwariowanych ludzi - odpowiedział Cieślak.
Wieczór, który poprowadził dziennikarz „Radia Zachód” Maciej Noskowicz, był udany, bo bohater bardzo kolorowy. A dlaczego w ogóle zdecydował się na biografię? - Wojtek Koerber kilka razy namawiał mnie, żeby spisać wspomnienia, ale ja nie widziałem sensu. Moim zdaniem nie miałem w życiu niczego aż tak interesującego, żeby pisać o tym książkę. Przekonał mnie i znalazło się profesjonalne wydawnictwo, które publikuje biografie ludzi sportu. W momencie, kiedy jednak się zdecydowałem, że napiszemy tę biografię założyłem sobie, że nie mogę udawać, ale powiedzieć co myślę i jak było naprawdę. Jednym się to podoba, a innym nie. To jest moja , subiektywna prawda. Wszystko zdarzyło się naprawdę, ale ocena zdarzeń może być bardzo różna w zależności od punktu widzenia i siedzenia - przyznał selekcjoner.
Trener Cieślak opowiedział przy okazji kilka anegdot, które można przeczytać w jego biografii. Choćby tę o Józefie Jarmule. As Włókniarza Częstochowa i klubowy kolega Cieślaka miał osobliwy zwyczaj. Ponieważ przeczuwał przed meczem jakiś „karambolik”, owijał się ciasno bandażami od góry do dołu, niczym mumia. Robił to zwykle w szatni gości czym grubo przed meczem wprowadzał u nich atmosferę grozy. Raz, już owinięty, podszedł do jednego z zawodników z Polonii Bydgoszcz i zapytał: - Jak się nazywasz? - Bolesław Proch - odparł rywal. - To zetrę cię dziś na proch! - zapowiedział Jarmuła i było po Bolku...
Trener opowiadał o swoich przygodach w Anglii, uprawie goździków, pomidorów, ogórków i w ogóle o harówie, która wypełniła jego 66-letnie życie. Był też duży rozdział o kolarstwie, które jest miłością Cieślaka oraz całkiem poważnie o Robercie Dadosie. Opowieść sprowokował jeden z kibiców, który zapytał szkoleniowca o młodych samobójców. Cieślak ze szczegółami opisał dwie nieudane próby samobójcze „Dadiego”, kiedy ten podcinał sobie żyły i wieszał się, by następnie krzyczeć na ratujących go lekarzy. Trzeci raz odebrał sobie życie na dobre. Szkoleniowiec mówił o narkotykach w życiu żużlowca i otoczeniu, które bawiło się z nim w czasach chwały i porzuciło, gdy był w dołku. - On opowiadał mi, że już było fajnie, że już przechodził na drugą stronę. Takiego człowieka nie uratuje nawet najlepszy psycholog - skwitował Cieślak.
Niech żałują ci, którzy nie wykorzystali okazji i nie przyszli na spotkanie. Trener kadry otworzył się w piątkowy wieczór naprawdę szeroko. - Najważniejsze w moim życiu to: żużel, rower i papuga - skwitował w swym stylu i nie mieliśmy wątpliwości, że to szczery i w gruncie rzeczy miły facet.