Ciemno wszędzie, czyli wspomnienie sprzed lat
We wtorek po godzinie 19 połowę Łodzi spowiły ciemności niemal kompletne. Zgasło uliczne oświetlenie, nie było prądu w domach, w wielu miejscach stanęły tramwaje. Nawet reprezentacyjna Piotrkowska tonęła w mroku, którego nie rozpraszały, też ciemne, sklepowe witryny.
Gdyby nie to, że niebo było zachmurzone, w centrum miasta widać by było gołym okiem Drogę Mleczną. Kataklizm trwał godzinę, po czym powtórzył się następnego dnia o tej samej porze, w mniejszym nieco zakresie. Ale i tak dał asumpt do facebookowych rozlicznych komentarzy, z których najłagodniej brzmiał ten, że miasto widocznie za prąd zapomniało zapłacić. Ale były i wpisy, że skandal to niesłychany, upadek i dno.
We mnie zaś - jako że z niejednego już pieca chleb jadłem i nierzadko czerstwy on był - obydwa te wieczory obudziły rzewne wspomnienia sprzed lat blisko czterdziestu, kiedy co wieczór światła w mieszkaniach gasły na długie godziny. Oficjalnie nosiło to nazwę dwudziestego stopnia zasilania, a w języku potocznym dwudziestego stopnia bezsilności. Co zaowocowało finalnie drobnym wyżem demograficznym...