Lasy otaczają Zieloną Górę z każdej strony. To przeszkoda dla każdej inwestycji. Ale też ratunek dla powietrza...
Zielona Góra to wyjątkowe miejsce. Żadne inne miasto w Polsce nie ma w swoich granicach tylu lasów. Od dwóch lat, po włączeniu otaczającej gminy, lasy i parki zajmują obszar większy niż tereny zabudowane. To wielka szansa: czyste powietrze i drzewa za oknami? Nie do końca, bo z powietrzem mamy w mieście kłopot. Ale z drugiej strony las nam w tej walce o zdrowy oddech pomaga. A może jednak las to duży problem - brak terenów pod budowę, bez wycinania sosen i dębów?
- Bez wycinania drzew nie można zbudować żadnej drogi wychodzącej z naszego miasta i zrealizować wielu innych inwestycji - mówił prezydent Janusz Kubicki na Uniwersytecie Zielonogórskim, gdzie w tym tygodniu odbyła się konferencja ,,Lasy na terenach aglomeracji miejskich.” - Spójrzmy na mapę. Od razu widać, że Zielona Góra to polana otoczona lasami. Czy możliwy jest jej rozwój bez ingerencji w zieleń?
Następnie wymienił kilka inwestycji, których realizacja nie byłaby możliwa bez wycinania drzew. Wskazał m.in. na: budowę Trasy Północnej, łącznika S3 z os. Pomorskim, ul. Pileckiego, drogę przez park Piastowski, CRS. Dodał, że wszystkie warianty południowej obwodnicy zakładały ingerencję w las.
- Zielonej Góry nigdy nie planowano, jako miasta w którym mieszka 140 tys. ludzi - wyjaśniał prezydent. - Przed w wojną była małym ośrodkiem i jako taki budowali go Niemcy. Wtedy zakładali wzrost liczby ludności do 30 tys.
Rzeczywiście, gdy spojrzymy na statystyki, Winny Gród w 1939 r. był niewielkim miasteczkiem. W chwili rozpoczęcia wojny mieszkało tu ok. 26 tys. osób. To niewiele więcej niż w Nowej Soli, która w tym samym roku liczyła 17 tys. Za to dużo mniej niż w Gorzowie, gdzie żyło wtedy 48 tys. ludzi.
Gwałtowny rozwój rozpoczął się po wojnie. Centrum małego miasteczka otoczono setkami wielkich bloków. Pod budowę likwidowano winnice, część parków i lasów. W skutek takiej polityki, tysiące napływowychosób dostało nowe mieszkania. Jednocześnie zniszczono wiele cennych obszarów zielonych, które powinniśmy odzyskać, by oddychać świeżym powietrzem.
- Zieleń w mieście jest niezbędna i konieczna - tłumaczy prof. Leszek Jerzak, z wydziału biologii UZ. - Jej wprowadzanie rozładowuje mnóstwo problemów związanych z życiem wśród bloków. Należą do nich, po pierwsze zbyt wysoka temperatura i niska wilgotność w centrach latem, a po drugie, zanieczyszczenia powietrza powodowane przez pojazdy mechaniczne i ogrzewanie mieszkań.
Według prof. Jerzaka, fragmenty zieleni pozostawione w naszym mieście jeszcze z okresu przedwojennego, świetnie funkcjonują, natomiast zostały poprzerywane w wyniku szybkiego rozwoju miasta.
Trzeba zrobić wszystko, żeby je odtworzyć.
Jeśli w powstałe po wojnie dziury, ponownie nasadzimy drzewa, pnącza i inną zieleń, uda nam się odtworzyć tzw. korytarze przewietrzające. Takie kliny zieleni połączą miejskie parki z otaczającymi Zieloną Górę lasami.
- Gdy takie połączenie działa, gorące powietrze z centrum unosi się do góry i powoli zasysa wilgotne i chłodniejsze powietrze z zewnątrz, a komfort życia w centrum wzrasta - podsumowuje prof. Jerzak.
Dodajmy, że takie rozwiązanie Niemcy przyjęli już w latach 20. ubiegłego wieku. Ważne jest też, że gdy system pasów zieleni działa, do centrum miasta docierają m.in. gatunki drapieżnych ptaków. One przeprowadzają naturalną selekcję. Wyłapują słabsze gołębie czy gawrony. W rezultacie nie ma problemu z nadmiarem tych ptaków.
Warto, żeby w odbudowę zieleni w naszym mieście włączyli się też budujący dziś na potęgę deweloperzy. A jak wskazują badania, jest to w ich interesie.
- Analizy w biurach nieruchomości wykazują, że ludzie kupując mieszkania szukają ich w okolicach zielonych - tłumaczy prof. Jerzak. - Mieszkania oddalone do 15 min. spacerem do parku czy lasu są droższe o ok. 20 proc. od mieszkań w blokowiskach bez zieleni.
Jak ważne są lasy, mówi się też przy okazji poruszania kwestii czystości powietrza w mieście. Okazuje się, że nie tylko brakuje nam jodu (Niemcy wieszali na latarniach kosze z solą, a miasto chce teraz wybudować tężnię). Naszym problemem są przekraczane od siedmiu lat normy związane z benzo-(a)pirenem, który powoduje nowotwory i inne choroby (ta toksyczna substancja może upośledzić płodność, powodować wady genetyczne, działać szkodliwie na dziecko w łonie matki). A wszystko przez to, że palimy węglem niskiej jakości, ale także wrzucamy do pieca plastiki, szmaty, buty... Wszystko to osadza się w naszych płucach. Rocznie z tego powodu umiera w Polsce 47 tysięcy osób. Wiele szkód wyrządzają też samochody, autobusy... Miasto ma nadzieję, że sytuacja poprawi się, gdy na ulice wjadą autobusy na prąd. Powstanie więcej ścieżek rowerowych i więcej zielonogórzan zostawi swoje auta w garażach.
Leśnik i radny Mariusz Rosik podkreśla, że drzewa odgrywają w tej kwestii bardzo dużą rolę. Powinniśmy więc myśleć o nowych nasadzeniach. Mariusz Marchewka postuluje, by posadzić ich 2.000. Zdaniem radnego, lekarza Roberta Sapy, nie chodzi o ilość, lecz jakość i sposób nasadzeń. To ma duże znaczenie.
Do drzew dostarczających największej ilości tlenu należą: buk pospolity (1,1 kg), klon (1,1 kg), robinia akacjowa (1,1 kg), wierzba i dąb (0,8 kg), lipa i jesion (0,7 kg). Podobne ilości wydzielają drzewa iglaste. Jedno drzewo produkuje w ciągu roku tyle tlenu, ile zużywa człowiek w ciągu dwóch lat życia.
Drzewa pochłaniają i neutralizują substancje toksyczne, takie jak: dwutlenek węgla, dwutlenek siarki oraz metale ciężkie (ołów, kadm, miedź, cynk). Najdoskonalej filtruje powietrze las świerkowy. Żywopłot świerkowy, posadzony wzdłuż ruchliwej ulicy, potrafi zatrzymać do 70 procent zanieczyszczeń.