Chwila przerwy w prezencie od prezydenta
W Sejmie wytworzyła się ciekawa sytuacja po zawetowaniu PiS-owskich ustaw przez Andrzeja Dudę. Urażona taką samowolą partia rządząca jawnie krytykuje prezydenta, a jesienią może kręcić nosem na ustawy przygotowane przez niego w ciągu wakacji.
W każdym razie nadzieję na taki rozwój wypadków już wyraźnie zdradza Grzegorz Schetyna, skwapliwie deklarując dla Dudy poparcie opozycji. Większości parlamentarnej Schetyna zapewnić nie może, ale próbować może. Liczy, że udałoby się pozyskać kilkanaście głosów jakichś PiS-owskich rozłamowców. Po precedensowym głosowaniu młodego posła Łukasza Rzepeckiego, który odważył się sprzeciwić projektowanemu podwyższaniu cen paliw, różne palcem na wodzie pisane poparcia można brać pod uwagę, bo monolit przecież pękł. Nie wiadomo tylko czy prezydent byłby zainteresowany takim qui pro quo, wywracającym wszystko na scenie politycznej.
Ostatnio w wypowiedziach osób nieżyczliwych rządzącej koalicji często można się spotkać z porównaniami do słusznie minionych czasów komuny. Określenia „wszechwładny prokurator generalny”, „Kaczor dyktator” - ewidentnie wskazują krąg skojarzeń narzucających się wielu Polakom. Również metoda działania PiS-u, polegająca na „kupieniu” sobie przychylności społeczeństwa w zamian za pieniądze z programu 500+ może się kojarzyć z działaniami komunistów, którzy w zamian za ziemię z reformy rolnej i pracę dla wszystkich „kupili” sobie spokój społeczny - w nadziei na wieczność, a w praktyce na znacznie krótszy okres.
Trzymając się takiej narracji i nawiązań do przeszłości, widać jednak wyraźną różnicę. Bo przecież manifestacje na ulicach, jakie odbywały się w ostatnich dniach, śpiewy, krzyki, demonstracje powodowały ciągły wzrost napięcia. W czasach komuny sprawa musiałaby zakończyć się pałowaniem, gazowaniem i rozlewem krwi. Zresztą nawet i teraz pewien pan docent z uniwersytetu w Lublinie (historyk) pisał na Facebooku: „Ja bym do tego bydła kazał strzelać!” - mając na myśli demonstrantów spod Pałacu Prezydenckiego, domagających się wetowania ustaw. Dodając do tego sławną sejmową wypowiedź o „mordach zdradzieckich”, widzimy wyraźnie, co pod niejednym deklem buzuje.
Tymczasem na szczęście do żadnych brutalnych zajść nie doszło, choć nikt nie krępował się z wyrażaniem poglądów. Sądzę jednak, że podwójne weto prezydenta Dudy, które niespodziewanie przecięło narastające napięcie, zostało ogłoszone w samą porę. Jednym dało nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone, a drugim przypomniało, że mogą zrobić prawie wszystko, ale jednak nie wszystko.
Prezydent zapewnił rozpolitykowanym rodakom chwilę przerwy, aż szkoda, że tylko do jesieni.