Chrześcijańska koncepcja obrony obywateli
Wśród młodzieży, alarmują naukowcy, panuje moda na niewiedzę. To osobliwy trend, stokroć dziwniejszy niż dekatyzowane spodnie, ale zostaje nam tylko wyrywanie włosów z głowy: po prostu dziś modnie jest być ignorantem i nie odróżniać Jagiełły od Jagienki. Żarty żartami, a sytuacja robi się naprawdę poważna, bo ten wirus rozprzestrzenia się również na starsze roczniki.
Jedną z ofiar nowej mody stał się na przykład minister Mariusz Błaszczak. Jak na krzyżowca dobrej zmiany przystało, walczy ofiarnie na wielu frontach - zwłaszcza na tym (anty)uchodźczym - godząc przeciwników kopią własnego intelektu. W jednym z wywiadów odniósł się do opinii - nawiasem mówiąc, sam ją przywołał - „ważnego polityka z zachodniej Europy”, który miał stwierdzić, że należy opracować jakąś koncepcję intelektualną dotyczącą integracji. Minister wziął głęboki wdech, rozwinął husarskie skrzydła i dźgnął prowadzącego oraz słuchaczy złotą myślą: „Taka koncepcja powstała dwa tysiące lat temu. Nazywa się chrześcijaństwo”.
Czasem pojawiają się, zupełnie nieoczekiwanie, dowody, że w sumie niepotrzebnie zawracamy sobie głowę edukacją. Że jednak nieważne, czy chodziłeś do szkoły w PRL, w III czy IV Rzeczpospolitej, nieistotne, czy to był system gimnazjalny czy osiem plus cztery i ile miałeś godzin historii tygodniowo. Po prostu są tacy, którzy za cholerę jej się nie nauczą i nic z niej nie zrozumieją. A skoro zalicza się do nich minister, przedstawiciel nowej elity, to nietrudno wysnuć wniosek, że problem z przyswojeniem podstawowej wiedzy ma większość z nas.
Minister nie wie nic o długiej drodze chrześcijaństwa. O wyprawach krzyżowych, Świętej Inkwizycji, wojnach religijnych, kolonizacji, niewolnictwie, segregacji rasowej. Bo zakładam optymistycznie, że to jednak nie jest właśnie owa koncepcja integracji, o której realizowaniu myśli.
Co mogłoby się w niej mieścić? Obowiązkowy chrzest dla przybijających do brzegów Lampedusy i Lesbos? Widzę to: zanim do akcji wkroczą ratownicy, armia księży ministra Błaszczaka chrzci innowierców przez zanurzenie. Ci, którzy nie chcą, na ląd nie wyjdą. „I nadaję ci imię Bożydar, Jagna, Przemysława, Mariusz…”. A jeśli Europa się nie zgodzi, to będziemy chrzcić uchodźców w - zależy skąd przyjdą - Bugu, Odrze i źródłach Wisły, to będą nasze święte rzeki, nasze Gangesy.
Może to miała na myśli premier Beata Szydło, przypominając ostatnio w Auschwitz o konieczności obrony własnych obywateli. Przy okazji zainicjowano budowę Muzeum Sprawiedliwych. Na tym polu też mamy bardzo poważny problem z logiką. Nie ma przecież większej hipokryzji niż czczenie pamięci o Sprawiedliwych przy jednoczesnej agresywnej niechęci do naśladowania ich postawy.