Chory Antoś nie istnieje. Wyłudzono 500 tys. zł
Zbiórkę pieniędzy na leczenie Antosia, rzekomo chorującego na nowotwór oka, organizowano m.in. przy pomocy wrocławskiego portalu zrzutka.pl. Dziś okazuje się, że Antoś, który „bał się ciemności”, to postać fikcyjna.
Wrocławska Prokuratura Okręgowa wszczęła już śledztwo. Jednym z pokrzywdzonych jest najlepszy polski piłkarz Robert Lewandowski. Razem z żoną Anną przelali 100 tys. zł „dla Antosia”. Płacili też inni znani ludzie - gwiazdy sportu, aktorzy, dziennikarze.
Kiedy sprawa stała się głośna i pojawiły się wątpliwości, organizator zbiórki, pochodzący z Gorzowa Michał Siniecki, zapewnił, że odda pieniądze. Przestraszył się konsekwencji?
Lewandowski oficjalnie wczoraj potwierdził, że odzyskał swoje 100 tys. zł. Zapowiedział, że przekaże je na inny dobroczynny cel.
Firma, do której należy zrzutka.pl, zapowiada zmianę zasad, by historia z Antosiem już się nie powtórzyła. - Myślę, że rodzice dzieci, które potrzebują dużych pieniędzy na leczenie, będą mieli kłopot. Drżą zapewne, czy im się uda zebrać potrzebną sumę - mówi Agnieszka Aleksandrowicz, prezes wrocławskiej Fundacji na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową.
Tomasz Chołast, młody przedsiębiorca, który prowadzi portal, twierdzi, że zweryfikował osobę organizującą zbiórkę „na Antosia”. Jak? Sprawdził dane osobowe organizatora. Ale nie sprawdził, czy Antoś w ogóle istnieje, czy jest chory i czy jego rodzice wiedzą o akcji.
Szef portalu złożył już w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, wszczęto śledztwo. Prowadzi je specjalny wydział wrocławskiej Prokuratury Okręgowej zajmujący się przestępstwami internetowymi.
Zrzutka.pl to portal działający na zasadzie zaufania. Każdy może się tu zarejestrować i zbierać pieniądze na dowolny cel. Portal jest darmowy. Nie pobiera opłat ani prowizji. Żyje z dobrowolnych datków klientów.
Kierujący portalem wyciągnęli już wnioski ze skandalu „z Antosiem”. Każdy organizator zbiórki będzie mógł przesłać do weryfikacji dokumenty potwierdzające, że cel zbiórki jest autentyczny. Wtedy pojawi się przy informacji o zbiórce stosowna uwaga.
Zaś przy zbiórkach charytatywnych na kwoty większe niż 50 tys. zł przekazanie pieniędzy organizatorowi przez zrzutkę.pl będzie uzależnione od okazania dokumentów medycznych, potwierdzających zasadność zbiórki.
Nie tylko zrzutka.pl dała się nabrać. O historii Antosia pisały media w całej Polsce. Rozgłos przyniosła akcji wpłata Roberta Lewandowskiego.
Ta zbiórka nie jest pierwszym oszustwem, w którym wykorzystuje się łatwowierność ludzi. Na Dolnym Śląsku najbardziej spektakularna była fundacja „Help”. Jej historię przypominaliśmy niedawno w „Gazecie Wrocławskiej”. Z ustaleń śledztwa i procesu wynika, że założono ją specjalnie po to, by dokonać przekrętu. Miała pomagać dzieciom - ofiarom wypadków drogowych. Powstała wtedy, gdy Sejm uchwalił prawo przeciwko pijanym kierowcom. Sądu musiały skazywać ich na płacenie nawiązek właśnie na organizacje pomagające ofiarom wypadków. „Help” przez długi czas był jedyny w Polsce, szefowie zdefraudowali kilka milionów złotych.
Regularnie zdarzają się też inne, drobniejsze oszustwa. Najczęściej są to fikcyjni wolontariusze kwestujący na chore dziecko czy inny szczytny cel. Kilka miesięcy temu takiego fałszywego uczestnika fikcyjnej zbiórki złapano w Strzegomiu. Okazało się, że to mieszkaniec Jeleniej Góry.
We wrześniu ubiegłego roku w Wałbrzychu policja zatrzymała mężczyznę zbierającego pieniądze na schronisko dla zwierząt. Miał podrobiony identyfikator i pełnomocnictwo. Podobnych fałszywych kwest na schroniska było więcej.
We Wrocławiu sądzona była m.in. oszustka, która opowiadała o swojej śmiertelnej chorobie i naciągała ludzi na pieniądze.