Chodzi o stołki. Dlatego nie mogę milczeć [rozmowa]
Marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki: - Teraz, gdy rozwijamy się coraz lepiej, przychodzi nowy rząd i mówi: my, w Warszawie wiemy lepiej, jak i co macie robić.
Sporo dyskusji wzbudziła decyzja pana i radnych Sejmiku, by Jan Paweł II został patronem województwa. Mamy przecież świeckie państwo. I nie chodzi o to, że mieszkańcy mają coś przeciwko wybitnemu Polakowi. Wielu jednak twierdzi, że decyzja państwa nie ma nic wspólnego z dbałością o poziom życia w regionie, do czego Sejmik jest powołany, a pomników nam przecież nie brakuje. Do czego patronat Jana Pawła II jest potrzebny województwu?
Jak trwoga to do Boga ? Gdy papież był potrzebny, aby walczyć z komuną, to nikt nie protestował. Czy teraz jego idee są nieaktualne? Wydaje mi się, że jeszcze bardziej są na czasie.
Sugeruje pan, że powołanie na patrona Jana Pawła II to przeciwwaga dla tego, co PiS robi z państwem prawa?
To, co się dzieje w samorządach, jest bardzo złe i obyśmy mieli silnych patronów, którzy będą sprzyjać tworzeniu dobrego i silnego społeczeństwa. Dla wielu Jan Paweł II jest osobą świętą, a dla niewierzących jest wybitnym Polakiem. Przecież Jan Paweł II jest tym, który spiął województwo: Włocławek - Bydgoszcz - Toruń poprzez wizytę tutaj.
Ale patronat papieża nie zapobiegnie temu, czego marszałkowie obawiają się najbardziej - przejęciu samorządów przez PiS.
Jest to palący, gorzki problem i musimy zrobić wszystko, aby wytłumaczyć każdemu mieszkańcowi, dlaczego samorząd jest fundamentem rozwoju małych społeczności?
Proszę wytłumaczyć, dlaczego?
Bo sami jesteśmy w stanie wyznaczać sobie cele, bez ingerencji centrali i z większym zaangażowaniem i ambicją je realizować. Lepiej przygotuję się do matury, gdy nikt nade mną nie stoi z batem. Tak samo jest w życiu mniejszych społeczności. Jeśli te kompetencje dziś odbiera się samorządom: Ośrodki Doradztwa Rolniczego, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska, melioracje - pomijam, że są to pewnie dla wielu lukratywne miejsca pracy - to działa się na szkodę samorządności w Polsce. Wypracowywaliśmy ten system latami i teraz, gdy rozwijamy się coraz lepiej, przychodzi nowy rząd i mówi: my, w Warszawie, wiemy lepiej, jak i co macie robić, to mam poczucie dramatu państwa, które w pół drogi do skoku wzwyż w każdej dziedzinie życia, właśnie się cofa.
Czuje się pan pod presją?
Nie pod presją, bo nie dam się zastraszyć, ale trudno się pracuje w takich warunkach. Jestem po prostu rozgoryczony tym, że marnujemy dorobek wielu ludzi, kilku pokoleń. W dodatku wrzuca się wszystkich poprzedników obecnie rządzącej partii do jednego worka: że nie umieliśmy, że korupcja, nepotyzm. I bez dowodów, z siłą brutalnej insynuacji.
Niestety, odnoszę wrażenie, że nie chodzi o sprawę, dobro Polaków i zmianę Polski, ale o stołki. I dlatego nie mogę o tym milczeć.
Czy jest pan zadowolony z rozwoju województwa?
Tak. Tempo przyrostu PKB w naszym regionie jest piąte w Polsce. Wspólnie z samorządowcami, przedsiębiorcami, organizacjami pozarządowymi i innymi partnerami najefektywniej w Polsce wykorzystaliśmy dotychczasowe wsparcie z Unii Europejskiej. To widać w regionie, odczuwa to też gospodarka.
Badania naukowców z PAN dowodzą, że pogłębiają się deficyty miejscowości położonych na skraju województw. U nas ten problem jest choćby z regionem włocławskim. Jak w takiej sytuacji mówić o zrównoważonym rozwoju i dbaniu o lokalną tożsamość?
Prawdą jest, że w całej Polsce - również w naszym regionie - rozwój koncentruje się wokół dużych ośrodków miejskich. Wspieramy projekty, które mają pobudzić rozwój podregionów ze słabszą dynamiką. Starostwie, burmistrzowie, wójtowie i radni województwa przyjeżdżają do nas z propozycjami i staramy się, przygotowując konkursy do RPO, uwzględnić ich pomysły. To przynosi efekty. Rozwijają się strefy gospodarcze, coraz lepsze mamy drogi, które są ważne dla inwestorów.
Ale inwestorów wciąż nie mamy za wielu, zwłaszcza stosujących nowe technologie.
Nie mamy się czego wstydzić. Bydgoska PESA, Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych, Apator, Nestle, Mondi, Solvay - to światowi potentaci w swoich branżach. Jest też mnóstwo mniejszych firm, które produkują w oparciu o nowoczesne technologie. Na przykład w powiecie brodnickim powstają podzespoły dla BMW i Audi, a w Bydgoszczy znane gry komputerowe. Naszą rolą jest tworzenie lepszych warunków do rozwoju biznesu.
A jak pan rozumie tworzenie warunków dla biznesu?
Np. poprzez fakt, że w każdym powiecie utworzyliśmy strefy inwestycyjne. Powiat włocławski ma ponad 200 hektarów, na których działają firmy z coraz większym powodzeniem. Teren po Zachemie też jest dobrym przykładem rewitalizacji poprzemysłowej. Z terenu upadłego rozwija się jako prężny obszar gospodarczy.
Skąd więc narzekania, zwłaszcza młodych ludzi, którzy wyjeżdżają z regionu twierdząc, że nie mogą znaleźć pracy, bo dobre miejsca są już zajęte przez krewnych i znajomych. Zostają tylko kiepskie prace w fabrykach i przysłowiowych „Biedronkach”.
W Polsce brakuje około miliona rąk do pracy w takich zawodach, na które jest popyt. W naszym województwie nie jest inaczej. To, że młodzi wybierają Londyn, jest zrozumiałe, bo tam zarabia się pięć razy więcej niż u nas, a ceny żywności są zbliżone do polskich cen. Poza tym istnieje problem wykształcenia. Ponad dwadzieścia lat temu niskie wykształcenie Polaków było oceniane jako powód słabego tempa rozwoju i poziomu cywilizacyjnego. Postanowiono to zmienić. Współczesny świat potrzebuje wysoko wykwalifikowanych specjalistów, co jest podstawą silnej struktury gospodarczej. Sztuką dziś jest to, aby ktoś potrafił określić, jaki rodzaj kształcenia zawodowego na poziomie średnim i wyższym będzie najbardziej przydatny firmom oferującym wysublimowane usługi oraz produkcyjnym.
Ale jakoś w naszym regionie nie widać za bardzo możliwości, byśmy stali się twórcami nowoczesnych technologii.
Ależ nie! Np. Toruńskie Opatrunki wprowadziły bardzo nowoczesną błonę półprzepuszczalną, która spowodowała, że z tego materiału produkuje się teraz wysokiej jakości materiały higieniczne. Ta technologia sprawiła, że firma ma już fabryki na Ukrainie, w Rosji i w Indiach. A w Polsce to właśnie pod Kowalewem Pomorskim ma najnowocześniejszy zakład w Europie.
Ale już naukowcy zajmujący się udoskonaleniami okulistyki wynieśli się do Warszawy. W ogóle naukowcy zajmujący się nowoczesnymi technologiami narzekają, że brakuje spójnego systemu na linii nauka - rządzący - biznes, co pozwoliłoby na większy rozwój biznesu i wzrost gospodarczy.
Biznes nie wspiera naukowców, ale płaci za usługę. Cały świat działa w ten sposób - jeśli coś się przyda w biznesie, biznes płaci za to. Wspieramy też przedsiębiorczość poprzez wynajmowanie taniej powierzchni start-upom, takich miejsc jest kilkanaście w regionie. Na naukę i jej wdrożenie w biznes jest i będzie coraz więcej unijnych pieniędzy, zwłaszcza dla tych, którzy pójdą drogą: mam dobry pomysł, idę do firmy i sprzedaję go.
A jak to możliwe, że w latach 2007-13 nasz region najefektywniej w Polsce wykorzystał środki unijne, a teraz jesteśmy w ogonie kraju - tylko 4 proc. zagospodarowania unijnych pieniędzy?
W tej chwili już mamy 11,5 proc. zakontraktowanych pieniędzy z RPO, a do końca roku będzie to 45 proc. Nasze działanie jest świadome. Kontraktacja, czyli podpisanie umowy z beneficjentem nie oznaczają jeszcze wydatkowania środków unijnych. Fakt zawarcia umowy o możliwości uzyskania dofinansowania nie oznacza jeszcze rzeczywistej realizacji projektu, np. można podpisać kontrakt, a nie mieć pozwolenia na budowę drogi, wybranej firmy wykonawczej, czyli nie dokonuje się rzeczywisty przerób tych środków. W Polsce dużo się mówi o kontraktacji, a nie o faktycznie zaangażowanych środkach, a to odzwierciedla efektywność wykorzystania środków UE. Właśnie za tę efektywność w poprzedniej perspektywie zostaliśmy najwyżej ocenieni w Polsce. Jestem pewien, że wykorzystamy więcej niż sto proc. środków z RPO, a dowodem prawdziwości moich przekonań niech będzie fakt, że w minionej perspektywie unijnej dostaliśmy ponad pół miliarda złotych dodatkowych środków, w ramach tzw. nadkontraktacji. Zamierzamy też na realizację inwestycji publicznych pozyskać więcej pieniędzy z tzw. Planu Junckera (Fundusz Europejskich Inwestycji Strategicznych zarządzany przez Europejski Bank Inwestycyjny EBI). Już zdobyliśmy te pieniądze dla toruńskiego szpitala na Bielanach i jesteśmy ze swoim pomysłem pierwsi w Europie środkowo-wschodniej. Gwarantem spłaty tego kredytu jest UE, więc urzędnicy brukselscy skrupulatnie i długo sprawdzają samorząd przed podjęciem decyzji, czy zaproponowany przez nas biznesplan jest realny i dochodowy. Przedstawiciele EBI byli na oddziałach szpitalnych, sprawdzali każdy szczegół inwestycji, oceniali usługi medyczne pod kontem rentowności i uznali, że inwestycja będzie w stanie obsłużyć to zadłużenie. To pierwszy krok do kolejnych starań o pieniądze dla regionu z Planu Junckera.
Wróćmy do RPO. Padają zarzuty, że dzieli pan pieniądze w konkursach między swoich, a przez to podmioty, które panu nie podlegają, nie mogą wnioskować o unijne wsparcie. Tak było w przypadku szkoleń dla dorosłych. Poseł Piotr Król z PiS złożył zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie.
W przypadku szkoleń, o których mówimy, chcieliśmy zaproponować mieszkańcom vouchery na naukę języka i umiejętności IT, zamiast finansowania działalności szkół językowych i firm szkoleniowych. Ta propozycja była transparentna, ale najwidoczniej nie wszystkim się spodobała. Nie wiem, z jakiego powodu Piotr Król złożył zawiadomienie do prokuratury.
Centralne Biuro Antykorupcyjne prześwietla wszystkie urzędy marszałkowskie pod kątem zarządzania funduszami unijnymi. PiS zarzuca PO, że za czasów rządów Platformy dochodziło do wielu nieprawidłowości.
Odnoszę wrażenie, że takie działania, podobnie jak postępowanie pana posła Króla zmierzają do wywołania wrażenia wśród społeczeństwa o rzekomych nieprawidłowościach. To przykre i pachnie mi nagonką.
Społecznicy z regionu zajmujący się działalnością kulturalną mają panu za złe, że granty na kulturę są przydzielane na zasadzie każdemu po trochu, co np. na wydarzeniach cyklicznych, sprawdzonych, które promują województwo odbija się drastycznym niedofinansowaniem. To problem zwłaszcza w małych miejscowościach.
Bez naszego wsparcia wiele tych małych imprez w ogóle by nie zaistniało, bo nie dostałyby żadnych pieniędzy. Zależy nam, aby się odbywały, by ich organizatorzy zdobywali doświadczenie. Wiele z tych projektów ma szansę rozwinąć się i stać się imprezą o uznanej marce nie tylko w regionie, ale w kraju i na świecie. Niemal wszystkie nasze największe wydarzenia kulturalne przeszły taką drogę.
Małe miasta czują się też pominięte w inwestycjach. Ciechocinianie zastanawiają się, kiedy uratuje pan tężnie, którym grozi ruina i basen termo-solankowy, który stoi odłogiem od ponad 15 lat?
Właśnie przygotowujemy wniosek o środki unijne, aby odrestaurować tężnie. Co do basenu termo-solankowego. Niestety, ten teren, na którym się znajduje, został bezmyślnie w przeszłości sprzedany w prywatne ręce, gdy właścicielem był jeszcze skarb państwa. Proponowaliśmy już właścicielowi, wspólnie z burmistrzem Ciechocinka, nawet zamianę tego terenu na inny. Niestety, nic z tego nie wyszło. Nie robi tam nic i nie zgadza się na negocjacje. Pozostaje mi liczyć na to, że prawo zostanie zmienione na tyle, aby w takich przypadkach, gdy właściciel nie wywiązuje się ze swoich obowiązków w obszarze wyjątkowo cennym i zabytkowym , można było wymówić zawartą z nim umowę. My chcemy przywrócić temu miejscu dawną świetność i odrestaurować, aby znowu było „perłą”.
Bydgoszczanie nie mogą za to panu darować, że zablokował pan swoimi decyzjami utworzenie wydziału stomatologii w budynku przy Dworcowej 63, gdzie jest teraz w części prywatna przychodnia, a drugą część miasto przekazało UMK. Radny PiS Marek Gralik nazwał pana działania sabotażem. Chce pan utworzyć wydział stomatologii w Toruniu?
Prawdę mówiąc, ręce mi opadają na takie słowa. To świadome mylenie faktów. Dziewięć lat temu radni Sejmiku podjęli decyzję, że przekażemy nasze przychodnie ich załogom, aby tworzyli spółki pracownicze (jako województwo przed laty prowadziliśmy przychodnie, taki fakt zastałem). Gdy doszło do zawarcia ostatniej umowy, która obejmowała przekazanie tej siedziby, nagle się okazało, że pojawił się temat stomatologii. Miasto odkupiło od PKP część budynku świadome, że na dole jest przychodnia. Osądzanie mnie, że wprowadziłem tam jakąś blokadę jest godne pożałowania. Moim zdaniem działania Collegium Medicum, miasta i UMK były działaniami, które nie miały żadnego umocowania w realiach i ostatecznie do niczego nie doprowadziły. Stomatologii nie robi się w budynku zabytkowym, który wymaga ogromnych inwestycji, nie wytrzymałyby tego nawet stropy. Jestem za stomatologią w Bydgoszczy i będę wspierał ten projekt, aby powstała, tylko niech odpowiedzialni za ten pomysł zaczną działać.
A co z Teatrem Horzycy?
Pan Romuald Wicza-Pokojski nie przyjął naszych warunków. I nie chodzi o finanse, ale o to, że nie zgodził się, byśmy mieli wpływ na to, kto będzie mu pomagał przy organizacji festiwalu „Kontakt”, który jest dodatkowo finansowany przez Urząd Marszałkowski i Miasto Toruń. Będzie więc konkurs na dyrektora.
A nie zaniepokoiła pana sytuacja w Teatrze Polskim? Dyrektor Paweł Wodziński jeszcze się dobrze nie zadomowił, a już został zastąpiony nowym. Zacierał pan ręce: wreszcie będzie teatr środka, a nie obrazoburcze prowokacje?
Nie sprowokuje mnie pani. Nie zacierałem rąk. Oczywiście, jestem za teatrem środka i uważam, że samorząd, skoro finansuje teatr, powinien mieć prawo do współdecydowania o tym, jaką linię programową przyjmuje teatr, choć wiem też, że Teatr Polski jest teatrem eksperymentalnym. Nie podobał mi się skandaliczny spektakl chorwackiego performera. Wierzę, że nowy dyrektor poradzi sobie z zaistniałą sytuacją. Na pewno jednak odradzam konfliktowanie się z załogą aktorów. To nie jest fabryka, ale sztuka i trzeba to uszanować.