Chleba naszego powszedniego nie wyrzucaj nadaremnie. I nie tylko chleba
Robimy zbyt duże zakupy, przegapiamy termin przydatności do spożycia, przygotowujemy zbyt obfite posiłki. A później wyrzucamy. Szkoda. Bo potrzebujących jest naprawdę wielu. Na szczęście coraz częściej bardziej odpowiedzialnie postępują sklepy i hurtownie żywności.
Wędliny, pieczywo, warzywa, owoce, jogurty, ziemniaki, mięso... W naszych koszach nadal ląduje dużo żywności. Za dużo kupiliśmy, zjedliśmy nieplanowany obiad w mieście, zapomnieliśmy o czym, bo było schowane na dnie szafki... Kto w Polsce głoduje, a kto wyrzuca jedzenie? Zapraszamy do przeczytania raportu Agaty Sawczenko.
Według raportu „Nie marnuj jedzenia 2016” opracowanego przez Federację Polskich Banków Żywności, niemal jedna trzecia Polaków przyznaje się, że zdarza im się wyrzucać żywność. - Po raz pierwszy od lat na pierwszym miejscu listy najczęściej wyrzucanych produktów znalazły się wędliny, nawet tuż przed pieczywem - mówi Maria Kowalewska z Banków Żywności. Z raportu wynika, że oprócz wędlin (43 proc.) i pieczywa (36 proc.) badani Polacy wśród najczęściej wyrzucanych produktów wskazują: warzywa (32 proc.), owoce (27 proc.), jogurty (23 proc.), ziemniaki (20 proc.), mięso (17 proc.), mleko (17 proc.), ser (12 proc.), ryby (8 proc.), dania gotowe (8 proc.) oraz jaja (4 proc.).
Dlaczego wyrzucamy? 38 proc. osób mówi, że zwyczajnie przegapia termin przydatności do spożycia. Zbyt duże zakupy robi 15 proc., a za duże porcje przygotowuje 13 proc. Wśród przyczyn ankietowani wymieniali również: niewłaściwe przechowywanie żywności - 11 proc., zakup złego jakościowo produktu - 9 proc., produkt lub danie niesmaczne - 6 proc., brak pomysłów na wykorzystywania resztek - 3 proc., a brak listy zakupów - 2 proc. Oznacza to, że przyczyną takiej sytuacji nie jest zła wola Polaków, ale ich nieświadomość dotycząca niemarnowania żywności.
CBOS w tegorocznych badaniach „Deklaracje Polaków dotyczące marnowania żywności” wskazuje, że wyrzucanie żywności zdarza się częściej osobom bardziej zamożnym oraz zajmującym wysokie stanowiska. To w zdecydowanie mniejszym stopniu dotyczy osób starszych i tych o niższym poziomie dochodów. Ponadto Polacy deklarują, że wyrzucają mniej jedzenia niż w 2005 roku, co może świadczyć o skuteczności realizowanych kampanii społecznych zachęcających do prawidłowego postępowania z żywnością.
- To właśnie jest najważniejsze - że ten trend wyrzucania żywności przez Polaków się stabilizuje, a nawet nieco spada - przyznaje Maria Kowalewska.
Nikomu nie przeszkadza, że kilka dni z rzędu serwowana jest ryba czy gęś. Inaczej to jedzenie byłoby w koszu.
Jednak żywność marnuje się nie tylko w gospodarstwach domowych. Wyrzucają ją również i producenci, i sklepy. Na szczęście - coraz mniej. Do dobrych trendów przyczyniła się przede wszystkim zmiana przepisów. Bo wcześniej przedsiębiorców o dobrych sercach straszyła skarbówka. Według przepisów nie tylko nie mogli darowizny odpisać od podatku, a wręcz odwrotnie - mieli jeszcze do niej dopłacać.
- Od 2013 roku prawo bardzo sprzyja niewyrzucaniu żywności - mówi Maria Kowalewska. - Wszyscy darczyńcy, którzy zdecydują się przekazać żywność na cele charytatywne, do organizacji pożytku publicznego, są zwolnieni z podatku od darowizn, ale można też tę darowiznę odliczyć od przychodu.
Przeciwko marnowaniu żywności działa też Senat. Pojawił się tu projekt dotyczący ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności. - Ma ona dotyczyć głównie sieci handlowych, sprzedawców, których jeszcze trzeba zachęcić do tego, by przekazywali żywność - wyjaśnia Maria Kowalewska. - Bo mimo tych bardzo przyjaznych regulacji prawnych, jeszcze wielu darczyńców nie zdecydowało się na przekazywanie żywności. Z ich punktu widzenia prostsze jest jej zutylizowanie.
Jednak są tacy, którzy od lat już przekazują żywność potrzebującym. Maria Kowalewska wymienia przede wszystkim wielkie sieci: Tesco, Auchan, Carrefour.
- To ważne, by zmienić sposób myślenia. Bo ta żywność naprawdę się przydaje - mówi. - W zeszłym roku Banki Żywności wsparły 2 miliony osób. Na stałe, co miesiąc z tej pomocy korzysta 800 tys. osób. To osoby żyjące w różnych noclegowniach, samotne matki, dotknięci różnymi chorobami, inwalidztwem, renciści, emeryci. Takie osoby, które są w ciężkiej sytuacji życiowej.
Takie osoby są również i w Białymstoku. I często korzystają z pomocy. - Rodziny, cudzoziemcy, osoby bezdomne... - Michał Gaweł, zastępca dyrektora białostockiej Caritas wymienia, kto korzysta z żywności rozdawanej przez centrum pomocy Samarytanin. - Ludzi potrzebujących nie da się wrzucić do jednego worka.
Ale jest ich naprawdę dużo. Dlatego żywność zawsze jest potrzebna. Caritas organizuje więc dwa razy do roku jej zbiórki. Jeśli czegoś brakuje - jest dokupowane. Pieniądze na ten cel wpłacają wierni, trochę pomaga magistrat, trochę pochodzi z programu unijnego. - Ale czasem tę żywność przywożą nam białostockie firmy - mówi Rafał Gaweł. - To wcale nie przeszkadza, jeśli produkty są z kończącym się wkrótce terminem ważności - przekonuje. Bo zawsze znajdą się potrzebujący, którzy ją wezmą i szybko zużyją.
Takie produkty mogą też być użyte w jadłodajni dla ubogich i potrzebujących, którą prowadzi Caritas. Nikomu to nie przeszkadza, że przez kilka dni z rzędu serwowana tu będzie ryba czy potrawka z gęsi. - Inaczej ta żywność wylądowałaby w koszu - mówi Michał Gaweł. A w jego opinii Polacy mają jednak duże opory, żeby wyrzucać jedzenie.
Żywność dla Caritas oddają i sklepy, i hurtownie, wśród darczyńców zdarzają się też restauracje.
- A my mamy wsparcie przede wszystkim z Polskiej Akcji Humanitarnej - mówi Marta Chomaniuk z Eleosu. Dzięki programowi Pajacyk obiady w świetlicach je około 60 dzieci, a w szkołach - około setki. Jednak PAH to nie wszystko. - Korzystamy też z dobroczynności - potwierdza Marta Chomaniuk. - Nie mamy problemu, czy nasi podopieczni to wezmą. Biorą chętnie. Nawet gdy producenci przekazali nam jabłka. Mamy się cieszyły: ugotuję kompotu, zrobię dżem, upiekę szarlotkę. To świadczy o tym, że tę niepotrzebną zdawałoby się żywność naprawdę warto przekazać potrzebującym.
- Piekarnie zawsze dzielą się żywnością. I tą z poprzedniego dnia, i tą świeżą, np. w tłusty czwartek - mówi Elżbieta Żukowska-Bubienko, prezeska stowarzyszenia Ku dobrej nadziei.
Z innymi jest trochę trudniej. Zwłaszcza od kiedy stowarzyszenie zmieniło siedzibę. Gdy mieściło się przy Żelaznej, studenci z pobliskich akademików potrafili podzielić się zapasami z bezdomnymi, którymi opiekuje się stowarzyszenie. Pomocą też służyły okoliczne restauracje. Niestety, zmiana adresu okazała się przeszkodą.
- Szkoda. Bo taka pomoc jest bardzo potrzebna - ocenia Elżbieta Żukowska-Bubienko.