Chcieli wlepić mandat. Odwieźli na porodówkę w Białymstoku
Para policjantów z drogówki pilotowała na sygnale prywatny samochód. Dzięki temu do szpitala dojechała rodząca kobieta
- Cieszymy się, że mogliśmy pomóc. Jest nam z tego powodu niezmiernie miło - uśmiecha się sierż. sztab. Ireneusz Konopacki. W policji służy od 10 lat. Jego koleżanka, sierż. sztab. Ewa Broniszewska ma staż o rok krótszy. Przeżyli różne sytuacje. Ale nigdy wcześniej nie eskortowali ciężarnej do szpitala.
Do takiej niecodziennej sytuacji doszło w środę rano. O godz. 8 para policjantów zauważyła dosyć szybko mknący przez buspasy na Sienkiewicza prywatny samochód. To oczywiście wykroczenie.
- Zatrzymaliśmy więc kierowcę - relacjonuje sierż. sztab. Ireneusz Konopacki. Nie ukrywa, że chciał mu nawet wlepić 100 złotych mandatu.
Wtedy zza szyby wychylił się mężczyzna. Błagał, by policjanci mu pomogli, bo jego żona właśnie zaczęła rodzić.
- Żona gorzej się poczuła już w nocy. Do szpitala pojechaliśmy o trzeciej nad ranem. Ale wypisano nas stamtąd. O godz. 4.30 wróciliśmy do domu - opowiada pan Grzegorz. Po kilku godzinach skurcze utrzymywały się nadal. Małżeństwo wracało więc na porodówkę.
- Jechaliśmy buspasem, bo tuż obok na jezdni był duży korek. Nie mieliśmy czasu, by w nim stać. Żona przecież rodziła. Jechałem ostrożnie i w miarę sprawnie - usprawiedliwia się mężczyzna.
Małżonkowie mieli szczęście, że na drodze spotkali życzliwych policjantów.
- Zapytałem tę panią czy wszystko jest w porządku, czy potrzebuje pomocy. Była w siódmym miesiącu ciąży i co chwilę miała skurcze. Pomyślałem, że trzeba spieszyć się do szpitala. Poinformowałem o tym dyżurnego, włączyliśmy sygnały - tłumaczy Ireneusz Konopacki.
Akcja była szybka. Policjanci pilotowali samochód pana Grzegorza, by rodzina jak najszybciej dotarła do szpitala przy ul. Skłodowskiej.
Wszystko skończyło się pomyślnie. O godz. 8.43 na świat przyszła dziewczynka. Jest wcześniakiem, waży 1,5 kg. Jak powiedział nam w środę szczęśliwy tato, jego żona i córeczka czują się dobrze.