Chcieli mieć dom z klimatem. I mają swój zabytek
Nie sztuka coś zburzyć i postawić od nowa - mówią Marzenna i Piotr Horsztyńscy. Dlatego swój zabytkowy dom w Zwierżanach starali się odnawiać tak, by jak najmniej go zmieniać. Zostawili podwójne okna, stuletnie podłogi, drzwi, kaflową kuchnię, piece i wiele drobnych elementów.
Ich starania doceniła komisja konkursowa. Dom z 1919 roku oraz zabudowania gospodarcze dostały niedawno I nagrodę w konkursie na Najlepiej Zachowany Zabytek Wiejskiego Budownictwa Drewnianego w Województwie Podlaskim. - Cieszymy się bardzo, że nasza praca znalazła uznanie - mówią właściciele. - Włożyliśmy w odnowienie tego dom dużo wysiłku, choć akurat w tym roku niczego szczególnego przy nim nie robiliśmy. Nie przygotowywaliśmy się w żaden sposób do konkursu.
Wygrana ich zaskoczyła
Co ciekawe, zgłosili się w ostatniej chwili. I po długich namowach znajomych. Nie kryją, że nagroda - 6 tys. zł bardzo im się przyda. W domu trzeba jeszcze wiele zrobić. - Mamy takie dwa duże marzenia. Jedno to wymiana dachu, bo teraz jest tam azbest - pamiątka po latach 70-tych - wylicza Piotr Horsztyński. - A przy okazji chcielibyśmy wyremontować poddasze tak, by nasze dzieci miały tam sypialnie.
Są też mniejsze plany. Na przykład w dwóch pokojach trzeba jeszcze wycyklinować deski - wciąż są pokryte ciemną farbą w nieokreślonych kolorze, jak to było w zwyczaju w czasach PRL-u. Przydałoby się też zdjąć płytę z sufitów i wyłożyć je drewnem. Niezależnie od tych potrzeb dom w Zwierżanach robi wrażenie. Wyraźnie wyróżnia się spośród innych we wsi. Przede wszystkim jest wysoki i przestronny - parter ma ponad 100 mkw. Dużo w nim okien - 12, są z każdej strony świata, dzięki czemu w pomieszczeniach jest jasno przez cały dzień. A przy oknach oryginalne, pięknie rzeźbione okiennice i narożniki, dzięki którym dom widać już z daleka.
Horsztyńscy chcieli mieć dom z klimatem. Taki, w którym czuć ducha minionych dziejów. Nie ma tu nic przypadkowego. Wszystko musi do siebie pasować i nawiązywać do czasów przedwojennych. Meble to w większości pamiątki rodzinne.
Horsztyńskim zależało na odnowieniu domu z zachowaniem jak największej ilości tradycyjnych elementów. Nigdy więc nie przyszło im do głowy wymienić okien na plastikowe czy też wyłożyć podłogi panelami. Zanim przystąpili do prac zaprosili do siebie najstarszą mieszkankę wsi. Ta opowiedziała im, jak wyglądał dom przed wojną.
- Mówiła, że okiennice były zielone, a drewniane bale na elewacji bielone wapnem - opowiada Piotr. - Kiedy zaczęliśmy zdrapywać kolejne warstwy farby okazało się, że faktycznie tak było.
Nie wszystko udało się uratować. Nie było na przykład pierwotnych drzwi wejściowych. Nowi właściciele zastali już te wykonane w stylistyce minionego systemu. Piotrowi udało się jednak znaleźć w budynku gospodarczym jedno skrzydło dawnych drzwi. Posłużyły za wzór dla nowych, które wykonał stolarz na zamówienie. Horsztyńscy nie wyobrażali sobie też wymiany ogrzewania w domu. Wciąż korzystają z imponującej kuchni kaflowej i pieców. Instalacje działają bez zarzutu.
Historia to ich wspólna pasja
Horsztyńscy na co dzień mieszkają w Sokółce. Z wykształcenia są historykami, odnawianie domu w duchu tradycji jest więc ich wspólną pasją. Marzenna pracuje w szkole, Piotr w straży granicznej. Posiadłość w Zwierżanach to ich miejsce na ziemi i spełnione marzenie. Znaleźli ją dzięki pomocy znajomych. Z jednej strony cicho tu i spokojnie, z dala od głównych dróg, ale jednocześnie dojechać tu nie jest trudno. Z Sokółki to zaledwie 15 km, a rowerem przez pola tylko 10. W pobliżu jest też stacja kolejowa, gdzie zatrzymują się wszystkie osobowe pociągi jadące do Suwałk.
- W Sokółce wychowałem się w domu podobnym do tego - wspomina Piotr. - Mieszkały w nim trzy pokolenia - dziadków, rodziców i wnuków. Do dziś pamiętam gdzie co stało, gdzie jaka roślina rosła. Pod koniec lat 70-tych wysiedlili nas całą ulicę pod budowę bloków z wielkiej płyty. Zawsze marzyłem, żeby kiedyś jeszcze zamieszkać w takim domu.
Kiedy zobaczyli dom w Zwierżanach, pomyśleli: jest idealny. Ale nie było go łatwo kupić. Horsztyńscy stali się właścicielami posiadłości w 2008 roku. Mimo, że dom stał pusty przez 7 lat, właściciel - już nieżyjący sołtys wsi, nie chciał go sprzedać byle komu. Zanim zgodził się na transakcję, przeprowadził dokładny wywiad. Piotr został poproszony o opowiedzenie historii swojej rodziny do 100 lat wstecz.
- Na szczęście byłem przygotowany, mógłbym opowiedzieć nawet do 200 lat - śmieje się historyk i z wykształcenia, i z pasji. - Gromadzę informacje i pamiątki po swoich przodkach.
Dodatkowo powołał się na rodzinę Naruszewiczów, z której pochodziła mama jego dziadka. Mieszkali oni do 1918 roku w sąsiedniej wsi. Sołtys informacje sprawdził. Kiedy potwierdziły się, zgodził się na sprzedaż domu.
- Dom wymagał wiele pracy, ale nie było tak, że trzeba w nim było wszystko zrobić od początku - wspomina Marzenna.
- Konstrukcja była solidna, wilgoci nie było czuć, ogrzewanie działało - wylicza Piotr.
Pozostało zakasać rękawy i wziąć się do pracy. Nie wszystko dało się zrobić samodzielnie. Nieraz potrzebni byli fachowcy. Wielu ich się tutaj przewinęło. Horsztyńscy do dziś śmieją się z rady, jakiej udzielił im specjalista od cyklinowania podłóg. Kiedy usłyszał, że zamierzają zachować stuletnie deski wypalił: A sprzedajcie wy je do Warszawy! Tam wam tyle zapłacą, że tutaj wystarczy wam na trzy podłogi. - Pewnie tak by było, ale nam nie o to chodziło - mówi Marzenna.
Nie ma tu nic przypadkowego
Horsztyńscy chcieli mieć dom z klimatem. Taki, w którym czuć ducha minionych dziejów. Nie ma tu nic przypadkowego. Wszystko musi do siebie pasować i nawiązywać do czasów przedwojennych. Meble to w większości pamiątki rodzinne. Część zgromadzili sami, część dostali od krewnych i odnowili.
- Nie było nikomu potrzebne, stały gdzieś w piwnicach i garażach, przechowywano w nich słoiki - opowiadają właściciele.
Tutaj zostały odnowione i zyskały nowe życie. Na komodzie w tzw. zielonym saloniku stoją oprawione zdjęcia w sepii. A na nich damy z wysoko upiętymi włosami, w bluzkach z bufiastymi rękawami i sukniach z trenem, a obok nich panowie w surdutach - to przodkowie gospodarzy. Stół nakryty jest zielonym aksamitnym obrusem. Miała go przywieźć z Sankt Petersburga siostra pradziadka - Anna z Kalinowskich Korolczuk. Centralnym punktem w salonie jest imponujący piec wykonany z kafli w butelkowej zieleni. Jest on wprawdzie wykonany współcześnie, ale pasuje tutaj idealnie.
- Do pewnych rzeczy człowiek dojrzewa - zauważa Marzenna. - Jeszcze kilka lat temu, zanim nie mieliśmy tego domu, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym uprawiać ogród. Teraz to uwielbiam.
A rośliny i warzywa jej się odwdzięczają.
- Czego to moja żona nie potrafi zrobić! - nie może się nachwalić Piotr.
Na posesji rosną drzewa owocowe, a szczególną dumą napawa gospodarzy kilkudziesięcioletnia jabłoń. Co dwa lata rodzi tzw. antonówkę sapieżyńską. Horsztyńscy robią więc soki i powidła. Latem posiadłość to prawdziwy raj - mnóstwo drzew, krzewów i kwiatów.
Horsztyńscy pamiętają też o swoich poprzednikach w tym domu. Zdjęcie kaprala kawalerii Wacława Fiedorowicza, ostatniego właściciela, wisi w pokoju.
Nowi gospodarze zaglądają też na groby tej rodziny w Sokolanach.
Najlepiej Zachowany Zabytek Wiejskiego Budownictwa Drewnianego w Województwie Podlaskim to konkurs organizowany od 12 lat. Pierwszym jego organizatorem było Muzeum Podlaskie, a później Muzeum Rolnictwa w Ciechanowcu. Przez wszystkie dycje jury oceniło w sumie 824 budynki z całego regionu. W tym roku wpłynęło 37 zgłoszeń z 25 gmin.
Pozostali laureaci 2016:
- II nagroda- 3 tys. zł: budynek mieszkalny, ul. 11 Listopada 25, Tykocin, właściciele: Jadwiga i Henryk Bielawiec;
- II nagroda - 3 tys. zł: budynek mieszkalny, Soce 53, właścicielka: Maria Ćwikowska;
- II nagroda - 3 tys. zł: zagroda we wsi Borysówka 48, właściciel: Mirosław Maciejuk;
- II nagroda - 3 tys. zł: budynek mieszkalny, ul. Pałacowa, Ciechanowiec, właściciel: Barbara Pratzer-Dietrich;
- III nagroda - 1,6 tys. zł: budynek mieszkalny Soce 52, właściciel Wiera Michalczuk;
- III nagroda - 1,6 tys. zł: budynek mieszkalny, Nowa Przerośl 20, właściciel, Urszula Przytuła,
- III nagroda - 1,6 tys. zł: budynek mieszkalny, Dziecinne 35, właściciel: Magdalena Stopa.