Chciałbym przekazywać spokój, nawet nie radość. Ukojenie
Rozmowa z Wojciechem Waglewskim, założycielem i liderem grupy Voo Voo, o sile muzyki i charakteru.
- Nie ma pan telefonu komórkowego! Jak udało się panu uchować?!
- Normalnie. Moja żona ma i czasem korzystam. Nie podobają mi się zachowania związane z mobilnym telefonem. Ludzie np. notorycznie rozmawiają przez komórkę przy jedzeniu. Moim kolegom w aucie wciąż dzwonią telefony, w kinach też, gdy przeżywam jakiś filmowy moment. Zwariowaliśmy z komórkami tak, jak przed laty z taśmami wideo, które wypożyczaliśmy po siedem dziennie, bez opamiętania.
- Ale profil na Facebooku pan ma.
- Od niedawna. Dzięki Facebookowi zgłaszają się do mnie ludzie, o których nie wiedziałem, czy jeszcze żyją. Ale mało się udzielam i szczelnie kontroluję przypływ znajomych.
- Zostaje więcej czasu na tworzenie?
- Czy ja wiem? Pracuję na zamówienie. Czasem nic nie tworzę, ale zajmuję się obserwowaniem tych, którzy tworzą: czytam, słucham. Komórka nie tyle zabiera czas, bo telewizja czy internet zabierają go znacznie więcej, ale psuje maniery.
- W pana przypadku czas działa na korzyść. Co utwór, to dojrzalszy, co piosenka, kompozycja - to większy przebój. To wpływ synów Fisza (Bartosza) i Emade (Piotra)?
- Być może ludzie dorośli do muzyki, jaką tworzę. Wiem, to arogancka odpowiedź, ale mam wrażenie, że żyjemy w kleszczach dwóch kultur. Jedna to kultura masowa, która z muzyki rockowej zamieniła się w disco polo albo disco polo na śmiesznie. To jest świat, który zdominował wszystkie większe i mniejsze imprezy, począwszy od Opola, a na juwenaliach kończąc. Trzeba się z tym pogodzić, mój Boże, o gustach się nie dyskutuje. Jest też drugi świat, niszowy, który jest mi bliski.
Nie tylko o muzyce, ale także o wierze i polityce - w dalszej części rozmowy z Wojciechem Waglewskim.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień