Chcesz być szczęśliwy? Rozmawiaj! [rozmowa]
Przekształciliśmy się w niewolników idących do raju dóbr materialnych i godzących się na wszystko, czego chce pracodawca - mówi prof. Maria Szyszkowska. - I nie ma kto nas obronić.
Czego potrzebujemy do szczęśliwego, dobrego życia?
Szczęście ma wymiar indywidualny i różnimy się między sobą tym, co nas uszczęśliwia. Jestem przekonana, że poza indywidualnym wymiarem szczęścia są pewne warunki, które dla każdego z nas mają istotne znaczenie, jeżeli człowiek ma być szczęśliwy, a powinien być szczęśliwy. Jednym z warunków szczęścia jest odnalezienie wspólnoty z gronem osób o podobnej wrażliwości, poziomie i rozwoju uczuć oraz zbliżonym poglądzie na świat. Bardzo wiele osób żyje zamkniętych przez całe życie w wąskim kręgu rodzinnym i równie wąskim kręgu osób poznanych w pracy. I nie zdają sobie sprawy z tego, o ileż bogatsze - i bardziej szczęśliwe - byłoby ich życie, gdyby doznawali inspiracji płynących z więzi przyjacielskich. Od czasu do czasu spotykaliby się w gronie przyjaciół i tworzyliby wspólnotę. To dziś najważniejsze, ponieważ wiele osób uważa, że kontakt telefoniczny lub internetowy (np. Facebook) im wystarcza. Nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne są spotkania twarzą w twarz.
Młodzi - zgoda - siedzą „na fejsie” i licytują się, kto ma więcej znajomych, ale w weekendy wylegają do klubów. Mają potrzebę spotkania w realu.
Ale nie doceniają wartości wspólnoty. Patrzę również na to, co dzieje się podczas konferencji organizowanych przez uniwersytety. Większość uczestników wygłasza swoje referaty i wychodzi. Nie mają potrzeby dyskusji, ba - nawet nie przewidziano jej w programie konferencji! A przecież przez dyskusję, rozmowę lepiej i głębiej rozumiemy samych siebie. A może nawet zmieniamy własny punkt widzenia, bo dopiero spotkanie i rozmowa otwierają nam na coś oczy. Niedocenianie wspólnoty uwidacznia się przed Wigilią. Zapraszamy rodzinę, a bliskich przyjaciół - nie. Zdarza się, że właśnie w czasie Wigilii ludzie czują się bardzo osamotnieni, bo więzi rodzinne, biologiczne nie gwarantują porozumienia, które przynoszą więzi przyjacielskie.
Żyjemy w epoce bardzo niesprzyjającej rozwojowi duchowemu człowieka - w epoce, w której popularyzuje się hasła rywalizacji i konkurencji. To prowadzi do rozbijania wspólnoty.
A może to się wzięło stąd, że jesteśmy głównie nastawieni na „ja”? Nie potrafimy, nie chcemy słuchać innych.
To nawet nie jest nastawienie na „ja”, a na dobra materialne, co jest drogą donikąd. Rozumiem, sama pracuję, pieniądze są potrzebne, ale nigdy dobra materialne nie były tak niepokojąco wysoko kultywowane, jak obecnie. Zmieniła się hierarchia wartości. Niszczy to człowieka.
Fakt, gonimy za kasą...
...która przesłania nam życiowy horyzont. Także prowadzi do rozbijania przyjacielskich więzi.
Bo skoro ktoś jeździ lepszym autem, to nie popatrzy na tego, który ma gorsze?
Nawet nie będzie chciał się z nim spotkać. Jeśli np. właściciel warsztatu samochodowego przyjaźni się z drugim właścicielem warsztatu, to tylko do czasu gdy zaczynają rywalizować. Rywalizację, dążenie do sukcesu nam wpojono. Żyjemy w atmosferze błędnych pseudowartości. Więzi pryskają i już nie ma mowy o przyjaźni.
Czy w tak materialnym świecie potrzebujemy jeszcze dziesięciu przykazań, odniesienia do Boga, absolutu?
W Polsce mamy do czynienia z paradoksalną sytuacją. Większość ludzi wypowiadających najróżniejsze sensowne, ale obrazoburcze poglądy, często kończy rozmowę słowami: tylko proszę o mnie źle nie myśleć, jestem katolikiem. Pewne wskazania tkwią w świadomości, ale absolutnie nie przekładają się na sposób życia. W życiu codziennym obowiązuje obojętność i brutalizm. Osób prawdziwie religijnych, odnoszących swoje życie do Absolutu, Istoty Najwyższej, Boga - jak np. ojciec Pio - jest bardzo niewiele. O tym pisał już filozof Kierkegaard w końcu XIX wieku. Dodawał, że osób prawdziwie religijnych jest niewiele również wśród kapłanów i zakonnic. Ale do dobrego tonu należy chodzenie do kościoła. W mniejszych miejscowościach, jeśli nie pokazujesz się na niedzielnej mszy, to pozostajesz na marginesie grona porządnych obywateli. W dużych miastach takiej kontroli społeczeństwa nad jednostką nie ma. Ponadto istotne jest to, żeby w życiu przyświecały człowiekowi ideały. Możemy pójść drogą Siłaczki, doktora Judyma czy Cezarego Baryki - odwołuję się do lektur, które powinniśmy pamiętać ze szkoły. Sprawa odniesienia do Boga jest bardzo często deklaratywna, a tym, co kształtuje i doskonali człowieka, są ideały. Nie jest prawdą, że ideały, ich wartość umarła. Jeżeli człowiek nie ma w życiu ideałów, które pragnie realizować, jeżeli nie ma wyrazistej pasji życiowej, to jest martwy. Nie rozwija się duchowo. Rodząc się jesteśmy zaledwie zadatkiem człowieka, przecież nie mamy rozwiniętej świadomości, samoświadomości. Poznawanie siebie, świata i dokonywanie wyborów przychodzi wraz z wiekiem. To powinno towarzyszyć nam tak długo, jak długo żyjemy.
A co z naszym pracoholizmem? We Francji wreszcie pracownicy nie będą musieli po godzinach i w weekendy odbierać służbowych telefonów i maili. Może coś takiego potrzebne jest również w Polsce?
Od dwudziestu lat przekształciliśmy się w niewolników idących do raju dóbr materialnych i godzących się na wszystko, czego chce pracodawca. W Polsce jest to o tyle poważne, że nadal trudno jest o pracę. W wielu firmach nie ma związków zawodowych, pracodawca ma nieograniczoną moc nad pracownikiem lękającym się utraty pracy. Chcemy posiadać nowe dobra materialne, więc boimy się utraty pracy i godzimy się na niewolniczą pracę. Nie mamy też instytucji, która obroniłaby nas przed pracodawcą.
Przez ostatnie 27 lat politycy nie najlepiej umeblowali nam kraj, ażebyśmy mogli tu dobrze i szczęśliwie żyć?
Powiedziałabym, że od 22 lat, bo pierwszych pięć było o wiele korzystniejszych dla przeciętnego Polaka i budziły nadzieję, że coś się poprawi. Właśnie robię korektę mojej nowej książki, która wyjdzie w lutym. Przeanalizowałam raz jeszcze 21 postulatów „Solidarności”. Okazuje się, że 19 z nich, o bardzo ważnym znaczeniu społecznym, w ogóle nie zostało wprowadzonych w życie!
A co się udało?
Wprowadzenie wolnych sobót i msza w radio. Tylko mówi się, że społeczeństwo w demokratycznej Polsce powinno być światopoglądowo zróżnicowane, a nie ma w radio nabożeństw wielu innych mniejszościowych wyznań.
Taka nasza specyfika, nikt nie chce o tym rozmawiać.
O tym się nie mówi. Stałam się „czarną owcą” w kręgu Uniwersytetu Warszawskiego. Powiem dokładnie i precyzyjnie: bardzo cenię reformy społeczne, niektóre edukacyjne i niektóre gospodarcze PiS. One przywracają nam elementy narodowej gospodarki. Powodują, że dzieci mogą iść później do szkoły, a wcześniej ktoś przejdzie na emeryturę. Przecież pracownik fizyczny nie może pracować tak długo, jak chciała PO. Te - przykładowo przytoczone przeze mnie reformy przeprowadzone przez PiS - pozostają zgodne w duchu z dziewiętnastoma postulatami, które nie zostały zrealizowane.
Przez lata nie ukrywała pani profesor niechęci do ustroju opartego tylko na własności prywatnej.
Oczywiście! To jest całkowite nieporozumienie! Po 50 latach oddaje się w prywatne ręce majątki, pałace na które pracowało całe społeczeństwo. Oddaje się - właściwie za bezcen, co jest skandalem. Nie mówiąc o tym, że nie było żadnego powodu, ponieważ prywatyzacja była legalnym aktem prawnym. A w tej chwili prawo działa wstecz i następuje reprywatyzacja. A przecież w Europie obowiązuje prawo rzymskie, które stanowi, że prawo nie może działać wstecz. Bardzo wysoko cenię nieżyjącego papieża Jana XXIII, który jako jedyny papież stwierdził w encyklikach, że własność państwowa i spółdzielcza są na równi zgodne z tzw. prawem naturalnym, co własność prywatna. Pisali o tym również neotomiści, kontynuatorzy myśli Tomasza z Akwinu. Wprowadzono dogmat własności prywatnej. I w tej sytuacji obywatele nawet nie mają do kogo się zwrócić o pomoc. Wraz z powszechną prywatyzacją - inaczej niż w XIX wieku, kiedy wprowadzano liberalizm ekonomiczny - uznano, że państwo nie musi pełnić żadnej roli społecznej, opiekuńczej wobec obywateli. To nieporozumienie. Po co nam państwo, skoro wspiera banki, a nie obywateli?! Kiedy banki w wyniku niesumiennej gospodarki zaczynają mieć kłopoty - pomaga im państwo. Kosztem braku pomocy dla ludzi chorych i potrzebujących.
Banki bywają zbyt chciwe.
Nie tylko były i bywają chciwe, ale ich chciwość została zaspokojona. Przecież udzielano im pomocy z naszego budżetu, z naszych pieniędzy!
Skoro polityka i politycy nas tak bardzo podzielili, to w imię dobrego i szczęśliwego życia powinniśmy się jak najbardziej od niej zdystansować?
Protestuję. W gruncie rzeczy nie ma człowieka apolitycznego. Jeśli ktoś rezygnuje z przynależności do partii, to przecież nadal zachowuje swoje poglądy. Poza ludźmi ogromnie prymitywnymi i kobietami zajętymi wyłącznie dziećmi nie ma osób apolitycznych. Życzyłabym nam, aby w 2017 roku każdy Polak, który jest niezadowolony z najróżniejszych przejawów życia publicznego, czynnie włączył się w to życie. Oczywiście nie w taki sposób jak KOD, bo tu nie chodzi o pomoc w odzyskaniu władzy dla tych, którzy stracili ją w ostatnich wyborach, tylko o włączenie się do działań publicznych, by wnieść coś pozytywnego do życia w Polsce. Stawiamy pomniki Józefowi Piłsudskiemu, a nie pamiętamy o szlachetnej partii PPS, którą założył wraz z Ignacym Daszyńskim. Są wspaniałe idee sformułowane w przeszłości, które warto odrodzić, bo z pewnością byłyby bliskie milionom Polaków.
Prof. Maria Szyszkowska, filozof, była sędzią Trybunału Stanu RP w latach 1993 - 1997 oraz senatorem RP V kadencji.
Autorka wielu książek m.in.: „Dziejów filozofii”, „Odcieni codzienności”, „Etyki” oraz „W opozycji do przeciętności czyli własna droga ku wolności”.
Nagradzana za szerzenie tolerancji.