Chcemy, by nasz Gracjan znów mógł mieszkać w domu
Rodzice czteroletniego Gracjana wzięli się w garść, by chłopak nie musiał dłużej przebywać w pieczy zastępczej. Ale nie potrafią do tego przekonać instytucji zajmujących się rodziną.
W naszym kraju zbyt często powodem odbierania dzieci jest nieporadność rodziców, zły stan zdrowia albo problemy finansowe. W pieczy zastępczej przebywa aż 80 tysięcy dzieci
Pierwsze urodziny Gracjana były bardzo radosnym dniem. Na uroczystość do mieszkania Tomasza i Elwiry przyszła rodzina i znajomi. Były prezenty, życzenia. - Takie żywe to dziecko, wszędzie go pełno. Będziecie mieli z niego dużo radości - uśmiechali się goście.
W pewnym momencie Gracjan upadł, uderzając główką o podłogę. Prawdopodobnie wspinał się na jakieś krzesło. A przynajmniej tak twierdzą jego rodzice. Wieczorem dziecko wymiotowało. Mama przestraszyła się, że mogło dojść do jakiegoś poważniejszego urazu. Zabrała małego do szpitala, który znajduje się niedaleko. Tam lekarze uznali, że dziecko powinno zostać zbadane przez specjalistów z oddziału chirurgii dziecięcej Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.
Zawieziono Gracjana karetką. Z karty informacyjnej leczenia szpitalnego wynika, że nic poważnego dziecku się nie stało. Jego stan określono jako dobry, podczas badań neurologicznych nie stwierdzono tzw. objawów ubytkowych. Po standardowych w takich przypadkach trzech dniach obserwacji maluch został wypisany.
- Przeżyłam szok, gdy dowiedziałam się, że Gracjan nie może wrócić ze mną - mówi pani Elwira. - Odebrano mi dziecko, informując, że tak będzie dla niego lepiej. Z płaczem pojechałam do domu.
Rodzina już wcześniej była na cenzurowanym, bo rodzice mieli mieć problemy z wychowywaniem dzieci. Zdaniem kuratora, który sprawował nadzór, nie można było wykluczyć, że Gracjan uderzył się w wyniku rażącego niedbalstwa opiekunów albo nawet został uderzony przez rodzica. Od tego czasu Tomasz i Elwira walczą o jego odzyskanie.
- Urzędnicy nie chcą się dać przekonać. Najpierw mówili, że mamy złe warunki mieszkaniowe. Kiedy wyremontowaliśmy mieszkanie, to powiedzieli, że dostaniemy dziecko, jak zrobimy centralne ogrzewanie. Centralne zrobiłem, ale dziecka wciąż nie chcą nam oddać - skarży się pan Tomasz.
Z opinii Rodzinnego Ośrodka Dydaktyczno-Opiekuńczego w Opolu wynika, że predyspozycje opiekuńczo-wychowawcze rodziców są ograniczone, co wynika z „uwarunkowań ich fukcjonowania poznawczego i osobowościowego”. A także z powodu problemów zdrowotnych ojca. Jednocześnie RODK nie widzi problemu w tym, by rodzice zajmowali się swoim drugim synem - trzyletnim Natanielem.
Pan Tomasz, lat 33, przy pierwszym kontakcie sprawia wrażenie, jakby był pod wpływem alkoholu. Niewyraźnie mówi, porusza się w sposób trochę nieskoordynowany. To efekt tragicznego wypadku samochodowego, który wydarzył się 15 lat temu. Wracał z kolegą z dyskoteki samochodem Fiat Cinquecento. W pewnym momencie na ich pas zjechała ciężarówka ze Słowacji.
- Kolega zginął na miejscu. Mnie, potwornie zmasakrowanego, podobno też już chciano od razu wsadzać do worka. Ale poruszyłem się - opowiada mężczyzna.
Nieprzytomny trafił na OIOM. Przeszedł trepanację czaszki, leżał w śpiączce. Lekarze nie dawali mu większych szans. Ale po trzech miesiącach pan Tomasz wybudził się. Przez lata rehabilitacji próbował dojść do jakiej takiej sprawności. Mimo to do dzisiaj ma problemy z pamięcią i niedowład części ciała.
Pani Elwira, lat 30, po rozwodzie. Z poprzednim mężem ma 11-letniego syna, który pozostaje pod jego opieką. Życie też jej nie rozpieszczało. Jest po tracheotomii, leczyła się neurologicznie. Dwa lata temu przed sądem toczyło się postępowanie karne o rzekome pobicie przez nią najstarszego syna z poprzedniego związku. Została uniewinniona, ale cała ta sprawa również odbiła się mocno na jej psychice.
- Popełnialiśmy błędy, jak każdy, ale staramy się jak możemy. Nie rozumiemy, dlaczego nie chcą nam odddać naszego dziecka - opowiadają rodzice. - Skoro uważają, że jesteśmy niewydolni, to dlaczego tylko wobec jednego chłopaka, a drugiego, czyli Nataniela, już nie?
Dlaczego w ogóle w tym kraju tak łatwo można komuś odebrać dziecko?
- Początkowo nie było pieniędzy na remont, dlatego mieszkanie zostało trochę zapuszczone - tłumaczą rodzice. Tak zwany asystent rodziny miał także uwagi do sposobu wychowania dziecka. Zanotował, że pan Tomasz i pani Elwira często się kłócą, a mężczyzna lubi sobie wypić. Zalegali też z czynszem za mieszkanie. We wrześniu 2012 sąd ograniczył im prawa rodzicielskie nad Gracjanem. Formalnie wiązało się to z nałożeniem nadzoru kuratora sądowego, ale bez konieczności odbierania dziecka rodzicom.
Przełom nastąpił w styczniu 2013 roku po wspomnianych urodzinach. Wtedy po wizycie w szpitalu chłopczyk został niespodziewanie odebrany rodzicom i umieszczony w rodzinie zastępczej. Jeden z obecnych gości powiadomił opiekę społeczną, że sprawcą urazu głowy Gracjana był jego ojciec, który miał nim rzekomo rzucić o ziemię. Pan Tomasz przyznaje, że jest skłócony z niektórymi członkami rodziny i że ktoś mógł chcieć mu zaszkodzić. Ale mniejsza o intencje i szczegóły. Sprawa o naruszenie nietykalności cielesnej dziecka toczyła się przed sądem.
Pan Tomasz został uznany za winnego, przy czym sąd stwierdził jednak, że dopuścił się on tego czynu, mając w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznawania jego znaczenia oraz kierowania własnym postępowaniem. Sąd uzasadnił to właśnie przebytym wcześniej wypadkiem. Ojciec został skazany na 2 miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu. Nakazano mu się także powstrzymać od picia alkoholu, chociaż pan Tomasz zapewnia, że go nie nadużywał.
W 2013 roku na świat przyszedł Nataniel, młodszy brat Gracjana. Rodzice złożyli wniosek o przywrócenie im władzy rodzicielskiej nad starszym synem. Uzasadnili go między innymi silnym związkiem emocjonalnym pomiędzy rodzeństwem. - W soboty Gracjan do nas przyjeżdża, wtedy chłopcy bardzo fajnie się ze sobą bawią - tłumaczy pani Elwira. Rodzice często zabierają także Gracjana do McDonalda i „Bajkolandii”, czyli sali zabaw dla dzieci. Jednym słowem - starają się.
Aby odzyskać dziecko, musieli jednak otrzymać pozytywną opinię Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów. Pan Tomasz i pani Elwira stawili się tam w zeszłym roku. Przeszli przewidziane procedurami badania. Specjaliści uznali jednak, że rodzice mają „niski wgląd w potrzeby dzieci oraz dysponują ograniczonymi umiejętnościami ich zaspakajania”. W opinii podkreślono także, że pomiędzy ojcem i matką wciąż niekiedy dochodzi do kłótni, a także że nie potrafią się porozumieć ze swoimi sąsiadami.
Specjaliści sądowi badający wniosek rodziców o przywrócenie im władzy rodzicielskiej znaleźli także dobre strony. Stwierdzili, że od czasu odebrania dziecka w domu poprawiły się warunki mieszkaniowe. - Jeżeli wcześniej w domu czegoś brakowało, to tylko dlatego, że mieliśmy mało pieniędzy - tłumaczy pan Tomasz. - Po wielu latach udało mi się jednak zdobyć odszkodowanie za ten pamiętny wypadek. Za pieniądze spłaciłem długi i wyremontowałem mieszkanie. Mamy już centralne ogrzewanie, pokój dziecięcy. Ja pracuję jako ochroniarz, mam też rentę. Nasze łączne dochody to prawie trzy tysiące złotych.
Czy my naprawdę nie możemy sami wychowywać naszego dziecka?
Zdaniem sądowych specjalistów rodzice dobrze wywiązują się z obowiązków opiekuńczych wobec Nataniela oraz Gracjana, gdy ten przebywa u nich. Potwierdzili, że wzięli udział w zajęciach „Szkoły dla rodziców” oraz „warsztatach kompetencji i umiejętności społecznych”. To dodatkowy plus.
Mimo to opinia zespołu sądowych specjalistów była negatywna dla Tomasza i Elwiry. „Mimo podejmowanych wysiłków w kierunku poprawy warunków mieszkaniowych i kompetencji rodzicielskich oraz dostatecznego teoretycznego rozpoznania w potrzebach dziecka, sposób funkcjonowania życiowego, w tym rodzicielskiego, nadal budzi zastrzeżenia” - napisano w opinii. Ponadto zwrócono uwagę na stan zdrowia ojca. W końcowych wnioskach podkreślono, że „powierzenie im wykonywania władzy rodzicielskiej nad synem Gracjanem nie będzie zgodne z dobrem dziecka”.
Na podstawie tej opinii sąd wydał postanowienie o oddaleniu wniosku o przywrócenie władzy rodzicielskiej.
Sami zainteresowani nie potrafią tego zrozumieć. Skoro bowiem z powodu niewydolności rodziców jedno dziecko musi przebywać w pieczy zastępczej, to dlaczego jego młodszy brat już nie? - Takie sytuacje się zdarzają, chociaż trzeba przyznać, że bardzo rzadko - tłumaczy Ewa Bajger, kierownik Opiniodawczego Zespołu Sądowych Specjalistów przy Sądzie Okręgowym w Opolu.
Inaczej uważa Marek Szambelan z fundacji Razem Lepiej. - Niestety, w Polsce zbyt łatwo odbiera się dzieci rodzicom z różnych powodów i przekazuje do rodzin zastępczych - przekonuje. - Problemem jest zwłaszcza ich odzyskanie. Nawet wtedy, gdy rodzice poprawią warunki życia dziecka bądź staną się bardziej zaradni, odwrócić poprzednią decyzję o odebraniu dzieci jest bardzo trudno.
Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w pieczy zastępczej obecnie przebywa 80 tys. dzieci. Najczęstszym powodem umieszczania ich tam są uzależnienia rodziców - to blisko 40 proc. przypadków. Na drugim miejscu jest bezradność w sprawach opiekuńczo-wychowawczych: 25,1 proc. Oficjalnie z powodu ubóstwa do pieczy zastępczej trafiło 1 proc. dzieci; 0,9 proc. z powodu nieodpowiednich warunków mieszkaniowych.
Tomasz Kapica