Tzw. wydarzenia zielonogórskie były dotychczas tylko hasłem, datą. Dzięki opowieściom naszych Czytelników nabierają one ludzkiego wymiaru. Historia obrony Domu Katolickiego zyskuje nazwiska, twarze...
Jolanta Balcer dłuższą chwilę przyglądała się fotografii, która ukazała się w „Gazecie Lubuskiej”. Pokazała ją jeszcze mamie, sięgnęła po telefon i wykręciła numer redakcji.
– Jestem tą dziewczynką ze zdjęcia – powiedziała. – A ta kobieta z ciemnymi włosami za mną to moja mama.
Miała sześć lat. 30 maja 1960 roku, poniedziałek, wyszła z mamą po zakupy. Niespodziewanie znalazła się w centrum zamieszania.
– Pamiętam fruwające nad głową kawałki brykietu, nie bruku, ale właśnie brykietu – wspomina, przemierzając z nami drogę od kościoła Mariackiego, przez plac... – Mama zaczęła biec, uciekać, aby znaleźć się jak najdalej. Wpadłyśmy do tego budynku. O, nawet drzwi są takie same, jak pamiętam. Ukryłyśmy się, było jak na wojnie. Pytałam mamę, co się dzieje, ale tylko mnie uciszała. Dopiero później powiedziała, że chodziło o Dom Katolicki.
Zdjęcie znajdujące się w zasobach IPN zostało wykonane w chwili, gdy wychodziły z placu. Jego autorem był zapewne funkcjonariusz SB...
Nigdy nie żałował
Z Grażyną Michniuk–Wesołowską spotykamy się w kwiaciarni, w której pracuje. Tutaj także wycinek z „GL” i niewielkie, legitymacyjne zdjęcie. To zdjęcie z 1960 roku przedstawia ojca pani Grażyny, Bazylego Michniuka, żołnierza kampanii wrześniowej, robotnika z Zastalu i więźnia politycznego. Tak, pan Bazyli „siedział” właśnie za wydarzenia zielonogórskie.
Czytaj także: Wydarzenia Zielonogórskie. 5000 ludzi walczyło z ZOMO [WIDEO, ZDJĘCIA, MAPA]
– Tato był w pracy, gdy rozeszła się wieść, że władza zabiera Dom Katolicki – opowiada pani Grażyna. – Był religijnym człowiekiem i z innymi natychmiast pobiegł na plac. Miał wrócić do domu, gdyż mama szła do Polskiej Wełny na drugą zmianę i miał zająć się nami, mną i moją siostrą. Przyszedł później, a wkrótce po nim pojawili się dwaj mężczyźni w charakterystycznych długich prochowcach. Kazali nas odprowadzić do sąsiadów, a ojca zabrali.
Bazyli Michniuk usłyszał wyrok – pięć lat więzienia. Na jego trop Służba Bezpieczeństwa „wpadła” w banalny sposób. Odniósł lekką kontuzję i zgłosił się do szpitala po pomoc. Później znalazł się ktoś życzliwy, kto powiedział o aktywnym udziale w zdarzeniu. Trafił do więzienia w Złotoryi i tylko desperacji żony zawdzięcza, że za kratami spędził o dwa lata mniej niż opiewał wyrok. Dla kilkuletniej pani Grażyny kolejne widzenia to była trauma.
– Przez lata mama wyrzucała ojcu, że zamiast pilnować dzieci, wdał się w awanturę – mówi pani Grażyna. – Podobnie wujek pytał tatę przy każdej okazji, po co mu to było. Ale on nigdy tego nie żałował. I myślę, że zrobiłby to jeszcze raz... Sąsiedzi nie wytykali nas palcami, nikt nie szydził, że ojciec jest po odsiadce, przyjęto go ponownie do Zastalu. Tylko z córkami pewnego ormowca nie mogłyśmy się bawić.
Ale w mieście się leją
– Miałem jedenaście lat – przypomina sobie Janusz Wieczorek. – Tego dnia poruszałem się raczej po obrzeżach wydarzeń, szedłem od strony ratusza w kierunku kościoła. Widziałem tłum ludzi, szum, to jak ludzie szli do przodu, później uciekali. Puścili gaz. Ktoś zaprowadził mnie do apteki, przemyli mi oczy. Potem stałem tutaj pod filarami i na stacji benzynowej na Kasprowicza. Gdy później przyszedłem do domu, mówię do taty: „Ale w mieście się leją”. Ojciec spojrzał na mnie tak jakoś inaczej i dopiero wówczas zobaczyłem trzech ludzi plądrujących, przeszukujących szafy. Tego dnia mama i siostra zniknęły. Później były rozmowy po nocach, mówiono o jakichś widzeniach. Tato pożyczał pieniądze, coś załatwiał... Mama wyszła wcześniej, siostra później.
Barbara, siostra pana Janusza, wspomina, że tego dnia razem z mamą szły do księgarni przy Mariackiej, gdzie pracował ojciec. Wówczas 17-latka, miała wziąć pieniądze i pójść zrobić zakupy.
– Nie wiedzieliśmy o tym, że będzie się coś działo, akurat w niedzielę rodzice nie byli w kościele – wspomina pani Barbara. – Dym, zamieszanie, krzyki, ale byłam tylko mimowolnym świadkiem... I było dla mnie totalnym zaskoczeniem, gdy później przyjechali po nas milicjanci. Dlaczego? Wie pan, jak to ludzie... Ktoś powiedział, że tam byłyśmy. Cóż, wsiadłyśmy do milicyjnego samochodu i trafiłyśmy do aresztu w Nowej Soli. Mamę wypuszczono szybko, ze mną było gorzej. Młoda, głupia, krzyknęłam na sprawie: „Otwórzcie okna, niech sprawiedliwość wejdzie!”. Usłyszałam wyrok: sześć miesięcy...
Na ile ta karta historii zaważyła na losach rodziny? Jak opowiada pan Janusz, i matka, i siostra miały nieprzyjemności. On także, gdy nie przyjęto go do milicji, nie miał wątpliwości dlaczego. Cóż, był z politycznie niepewnej rodziny. I tylko matka spointowała, że nikomu w rodzinie w milicyjnym mundurze nie byłoby do twarzy...
1 czerwca 1960 roku „Gazeta Zielonogórska” opublikowała artykuł „Chuligani – narzędziem antyspołecznych planów ks. dziekana”. Relacjonowano w nim wydarzenia dnia poprzedniego, które przeszły do historii, jako... wypadki zielonogórskie. Było w nim o dynamicznie rozwijającej się Zielonej Górze. Tak dynamicznie, że miasto cierpiało na chroniczny głód lokali. I potrzebę rozwoju kultury. Jednak na drodze stanęły obojętne wobec potrzeb społecznych kręgi kościelne. Nie bacząc, że nie wykorzystują właściwie dawnego domu poewangelickiego i posiadają wiele lokali, a dom stanowi własność państwa. Cytując, to czysta „antyspołeczna zachłanność”. Do tego ks. dziekan Michalski podburza wiernych nie tylko z ambony, doprowadził do zajść i awantur na ulicach miasta. „Społeczeństwo Zielonej Góry z oburzeniem potraktowało karygodne zajście, a milicja robotnicza pomogła władzom w przywróceniu porządku...”.
Czytaj także: Wydarzenia Zielonogórskie. 5000 ludzi walczyło z ZOMO [WIDEO, ZDJĘCIA, MAPA]
„Przywrócić porządek”. Zatrzymano 333 osoby, skazano przed sądem 196 osób, w kolegiach orzekających 48 osób. Kary, zwłaszcza w pierwszych procesach, były wysokie, dwie osoby skazano nawet na pięć lat pozbawienia wolności. Przez lata oni wszyscy byli po prostu chuliganami. I wszyscy jakby starali się o tym, co wydarzyło się 30 maja 1960 roku, zapomnieć. Na tyle skutecznie, że tzw. wydarzenia zielonogórskie nie trafiły do podręczników najnowszej historii. A powinny... Możecie nam w tym pomóc, w dopisaniu tego zielonogórskiego rozdziału.