Chcecie pisać? Nie zastanawiajcie się ani chwili
Rozmowa z Agnieszką Stelmaszyk, mieszkanką Bydgoszczy, autorką wyjątkowych książek dla dzieci - m.in. serii „Kroniki Archeo” i „Odyseusze”.
- Nie czytają, wolą siedzieć z nosem w telewizorze albo w komputerze. Niedługo zapomną, co to książka. Tak mówi się współcześnie o najmłodszych, ale chyba niesłusznie? Szczególnie, jeśli spojrzeć, ilu młodych czytelników pojawia się na spotkaniach z panią.
- Z tym czytelnictwem wśród dzieci nie jest tak źle, jak nam się wydaje. Chyba demonizujemy. Mam naprawdę duże grono młodych czytelników i wszyscy deklarują, że uwielbiają książki. Zdarzają się tacy, którzy za nimi nie przepadają. Ale mam na nich sposób (śmiech). Zachęcam, żeby znaleźli tematy, które ich interesują. Niech to będzie gra komputerowa, ulubiony bohater bajek, sport, moda czy cokolwiek innego. Gdy już dzieciaki odpowiedzą sobie na to pytanie, pozostaje znaleźć książki, które odpowiadają tej tematyce. Od razu się wciągną - gwarantuję. Mam na to dowody - czasem przychodzą do mnie rodzice i mówią, że ich dzieci nie znosiły czytać. Aż do chwili, gdy znalazły swoją tematykę. I teraz nie można ich od książek oderwać.
- To takie proste?
- Proste niekoniecznie, ale trzeba się starać. Proszę mi wierzyć, dzieci mają naprawdę mnóstwo zainteresowań, wystarczy podsunąć im odpowiednią książkę. Uwielbiają marzyć, wyobrażać sobie niestworzone historie. Na moich spotkaniach dzielą się swoimi opowieściami, przynoszą skarby, do których dopowiadają historie. Widać, że tych zainteresowań jest całe mnóstwo. A więc i tematów książek jest spory wybór. Nic, tylko czytać.
- Nawyki wyrobione w domu też pomagają?
- Oczywiście, to naturalne, że dziecko czyta, jeśli rodzice czytają, a w domu zawsze było dużo książek. Ja i mój mąż pochłaniamy literaturę i nasz syn na tym wyrósł.
- Pani pisanie też zaczęło się od czytania...
- Tak. Gdy byłam dzieckiem czytałam bardzo dużo. Szczególnie w czasie takim jak teraz, w okolicach wakacji. Piękna pogoda, atmosfera swobody i beztroski sprawiały, że najchętniej sięgałam po literaturę przygodową, historyczną, książki spod znaku płaszcza i szpady i młodzieżowe kryminały. Zawsze też uwielbiałam ćwiczyć wyobraźnię, układać w głowie różne historie. Bodźcem do tego, żeby zająć się tym na poważnie, były chyba narodziny syna. Na urlopie macierzyńskim miałam czas, by te historie przelewać na papier. I tak to się toczy. Już od ponad 10 lat.
- Na pewno każdy panią o to pyta - planuje pani wydać kiedyś coś dla dorosłych?
- Na razie nie. Najlepiej czuję się w literaturze dla najmłodszych czytelników. Choć ostatnio w głowie kiełkuje mi pomysł na książkę dla ciut starszych dzieci, a właściwie już dla młodzieży. Muszę pamiętać, że moi czytelnicy rosną - ci, którzy są ze mną od początku, są już prawie licealistami. Muszę mieć dla nich jakąś propozycję (śmiech). Najbardziej lubię jednak pisać dla tych najmłodszych odbiorców - to sprawia mi największą frajdę, choć wcale nie jest proste. Wydawałoby się, że krótsze książeczki wymagają mniej pracy i czasu. Nic bardziej mylnego. Poświęcam im tyle samo czasu, co tomom dla starszych dzieci. Muszę się pilnować - dobierać odpowiednie, zrozumiałe słowa, zdania konstruować w prosty sposób. A przy okazji dbać, by były jak najbardziej ciekawe.
- W którymś z wywiadów mówiła pani, że we wszystkim można znaleźć inspiracje.
- Bo tak jest. Nawet idąc do pani, do redakcji, gdy mijałam stare kamienice, kilka pomysłów wpadło mi do głowy. W siedzibie „Pomorskiej” jestem po raz pierwszy. Kto wie, może akcja którejś z książek będzie się działa właśnie w redakcji. Po wizycie w rozgłośni Radia PiK Tomuś Orkiszek, bohater jednej z moich serii, przeżył radiową przygodę. Inspiruje mnie wszystko - moje zainteresowania, wspomnienia, ludzie, których spotkałam nawet na chwilę, podróże, które bardzo lubię. Gdy syn chodził jeszcze do podstawówki inspirowały mnie historie, które przynosił ze szkoły. Bardzo często czytelnicy podsuwają mi także swoje pomysły, a nawet proszą, by mogli się stać bohaterami którejś z książek.
- Książki to nie wszystko...
- W maju na rynku pojawiła się gra planszowa, która powstała na podstawie „Kronik Archeo” - serii, którą pisałam około sześciu lat. Również do „Kronik” został stworzony „Dziennik podróżnika”. I tu muszę zaznaczyć, że kolejnej części „Kronik...” na razie nie będzie. Muszę trochę od nich odpocząć. Mam parę innych pomysłów na nowe książki.
- Jakich?
- Jedną wymyśliłam w podroży do Francji. Ale nie chcę za dużo zdradzać. W tej chwili pracuję nad drugim tomem „Odyseuszy”, bardzo przygodowej i awanturniczej serii o morskich przygodach. Wymyśliłam ją, gdy płynęłam promem do Anglii.
- Gdzie się pisze najlepiej?
- W domu i to wcześnie rano, gdy syn idzie do szkoły, a mąż do pracy. Wtedy mam ciszę, spokój i mogę się skupić. Wieczorami i nocami nie piszę, bo czytam (śmiech).
- A co?
- Aktualnie biografię sióstr Brontë. A poza tym bardzo różną literaturę. Jest jednak coś, do czego zawsze wracam, co zostało mi z dzieciństwa, czyli książki przygodowe i historyczne.
- Jeśli byłabym dzieckiem, no może takim troszkę starszym i powiedziałabym, że też chciałabym pisać - co by mi pani odpowiedziała?
- Żeby to robić, zdecydowanie. Każdy kontakt ze słowem, praca z nim, rozwija język, ułatwia komunikację, rozwija zainteresowania i wyobraźnię. Jest nie do przecenienia także w dorosłym życiu. Słowem - same plusy. Jeśli ktoś ma ochotę - powinien to robić. Uprzedzam tylko, że to zawód, który wymaga ogromnych pokładów cierpliwości. Po pierwsze dlatego, że z pisaniem nie wolno się spieszyć, po drugie, bo często na wydanie książki trzeba czekać i czekać. Ale nie warto się zniechęcać.
- A pani jak dużo tej cierpliwości musiała w sobie mieć?
- Tyle, by wystarczyło na dwa lata czekania - trzeba jednak pamiętać, że wydawnictwa także nie mogą się spieszyć. Spływa do nich bardzo dużo literackich próbek, przez które muszą się przekopać i wybrać te interesujące. Najpierw pisałam do szuflady - szybko nazbierało się sporo opowiadań. Pewnego dnia zobaczyłam na stronie jednego z wydawnictw, że szuka debiutanta. Wysłałam parę swoich opowiadań i od razu o tym zapomniałam, bo wcześniej się nie udawało. Po dwóch tygodniach dostałam informację, że są zainteresowani. Efektem tej współpracy była pierwsza książeczka „Mali agenci”.
- Nie urodziła się pani w Bydgoszczy, ale od wielu lat to właśnie Bydgoszcz jest pani domem i miejscem pracy. Pojawia się w pani książkach, więc chyba jest interesująca?
- Nawet bardzo. Często umieszczam ją w książkach. Staram się jednak nie robić tego zbyt dosłownie. Ale jeśli ktoś jest stąd, na pewno bez trudu odnajdzie w moich książkach Bydgoszcz.