Chce wiedzieć więcej. „Ściśle Jawne” w Inie
KCK nie chce zdradzić, ile kosztuje prowadzenie telewizji miejskiej. - To jest kropla, która przelała czarę - przekonuje Maciej Kasperkowiak.
Jest mieszkańcem Inowrocławia, dla którego przejrzystość życia publicznego jest szczególnie ważna. Od dłuższego czasu obserwował niechęć przeróżnych instytucji do dzielenia się informacją o swojej pracy, a w szczególności o wydawanych przez nie publicznych pieniądzach.
- Kilka lat temu myślałem, że tak być musi i obywatel nie ma praw, żeby te rzeczy poznać. Przypadkiem trafiłem na szkolenie organizowane przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska. To co mnie urzekło na szkoleniu, to uświadomienie zarówno mnie, jak i innych osób, że to my - obywatele tak naprawdę powinniśmy być podmiotem działań i mamy prawo do wglądu, jak wybranym przez nas władzom „idzie” zaspokajanie naszych zbiorowych potrzeb - wspomina Maciej Kasperkowiak.
I pewnie tylko narzekałby sobie w gronie znajomych, gdyby nie sprawa telewizji miejskiej. Od wielu już lat radni i dziennikarze próbują dowiedzieć się, ile miasto płaci prywatnej firmie za realizowane tu programy. KCK nie chce podać kwoty. Zasłaniania się tajemnicą handlową.
- To jest kropla, która przelała czarę - tłumaczy Maciej Kasperkowiak.
Podkreśla, że tajemnica ta prowokuje do myślenia. Miasto może płacić 500 zł, ale również 10 tys. zł, 50 tys. zł, 100 tys. zł, a może jeszcze więcej. - Dlaczego to się zataja? Oczywiście tego pytań by nie było, jeśli wszystkie umowy byłyby publikowane w formie rejestru w BIP odpowiedniego urzędu czy instytucji. Tak robi już bardzo wiele miast w Polsce i w mojej ocenie jest to oznaką pełnego szacunku do obywatela - wyznaje.
Dlatego założył grupę „Ściśle Jawne”. Wspólnie ze znajomymi chce sprawdzać czy władze lokalne chętnie dzielą się informacją publiczną. Będą słać zapytania i publikować odpowiedzi na Facebooku (Ściśle Jawne - Inowrocław). Docelowo akcja ma również doprowadzić do publikowania rejestru umów przez urzędy i spółki należące do miasta
- Zależy nam na tym, aby w tej akcji nie było żadnego polityka, ponieważ wartością nadrzędną, z której wszyscy skorzystają, ma być właśnie jawność i transparentność działań, a nie promowanie jakiejkolwiek opcji politycznej - tłumaczy. Zachęca naszych Czytelników, by korzystali ze swojego prawa i zadawali pytania urzędnikom.
- Wybieramy w wyborach władze i zgadzamy się na to, aby zarządzały naszymi pieniędzmi i kreowały przestrzeń, w której żyjemy. Możemy w pełni władzy ufać, ale jako obywatele mamy prawo podnieść rękę i powiedzieć „sprawdzam”. W tym nie ma nic nadzwyczajnego. Kontrola obywatelska jest zdrowa tak samo dla obywateli, jak dla władzy i wierzę, że urzędnicy to wiedzą - komentuje Maciej Kasperkowiak.