Chce sprowadzić Federera
- Nie jest żadną tajemnicą, że byłem przygotowywany do tej funkcji dwa lata. Odbyło się „konklawe”, na którym zostałem wytypowany przez środowisko - przyznał Mirosław Skrzypczyński
Jak długo trwał ten cały proceder nieprawidłowości, o którym wspominał pan już za trwania kadencji poprzedniego zarządu Polskiego Związku Tenisowego?
To działo się latami. Z tym, że środowisko ciągle było dezinformowane. Na zjazdach pojawiał się inny typ ludzi. To był starzy działacze. Dzisiaj zmienia świat się i jest dużo młodzieży. Ja ich promuję i to właśnie też oni mnie wybrali. To inne spojrzenie i zarządzanie. Na przykład w Lubuskim Związku Tenisowym brylują byli zawodnicy, a niedługo będą mogli robić to w centrali. Lubię otaczać się młodzieżą i dobrze czuje się w takim towarzystwie. W pewnym momencie wybrano mnie do zarządu PZT, między innymi po to, aby mieć dojście do dokumentów. One były gdzieś tam chowane. Ten proceder pogłębił się wtedy, kiedy powołano spółkę „Tenis Polski”. To było w 2015 roku. Idea była dobra. Inne federacje powołują takie twory, aby generowały zysk, który może iść potem na szkolenie młodzieży, propagowanie dyscypliny. A tutaj? Pierwsze założenie to uniknięcie płacenia VAT-u, a drugi to przerzucanie pieniędzy z różnego rodzaju eventów i innych rzeczy. Nie było celu, co z tymi funduszami dalej robić, natomiast konsumowano je na wypłaty, nagrody. Najlepiej świadczy o tym, że koszt działalności gospodarczej był wyższy od wymogu. To jest nie do przycięcia. Natomiast tam uważano, że wszystko jest w porządku. PZT było dla nich, a nie do tego, jaka jest jego rola.
Mówi się, że tenis jest sportem elitarnym... Czy dzisiaj istnieje możliwość, że dziecko z biednej rodziny przyjdzie do klubu, to ktoś da mu rakietę i nauczy grać?
Gdybyśmy mieszkali w USA i ktoś by tak powiedział, to byłaby prawda i tam nikomu to nie przeszkadza. Natomiast w Niemczech, Szwecji, Czechach to ogólnodostępny sport. Kiedy tworzyło się takie piramidy finansowe, jak u nas, ten tenis stał się sportem elitarnym. Jednak nie taki był cel. Mam konkretnie zadania na tę kadencję. Nie idę z nimi sam. To musi się udać. Nie jest żadną tajemnicą, że byłem przygotowywany do tej funkcji dwa lata. Sam siebie nie wyznaczyłem, bo odbyło się „konklawe”, na którym zostałem wytypowany przez środowisko. Chcemy stworzyć taki model, że ten tenis będzie dostępny. Poprzez obiekty i to, że nie będzie trzeba wydawać tak dużych sum. Na samym początku nie może być bariery. Co innego, kiedy chcemy otworzyć drzwi do elity. Wówczas mówimy już o produkcie marketingowym i znajdują się sponsorzy. Te podstawy zaczęły powoli tworzyć się w Zielonej Górze. Powstała hala tenisowa, która posiada trzy korty. Jest dostępna dla zawodników za darmo, codziennie od godz. 7.00 do 19.00. Obiekty MOSiR-u również. Ten nasz zielonogórski model wystarczy przenieść na grunt ogólnopolski. Wtedy będzie dobrze. Inną rzeczą są pieniądze na trening. To też rola PZT, w pozyskiwaniu partnerów i w rozmowach z samorządami. Na pewno się to uda. Generalnie są to ludzie życzliwi, a żeby odbyć te pierwszy, drugi, trzeci krok nie potrzeba nie wiadomo jakich pieniędzy.
Największym sponsorem PZT był Ryszard Krauze. W piątek zjadłem z nim obiad
Ma pan jakieś obawy?
Odbywam każdego dnia sporo rozmów, cały czas jestem przy telefonie. Miniony poniedziałek przyniósł nam szczęście. Są sygnały, że będzie można pozyskać od sponsorów jeszcze w tym tygodniu dwa miliony złotych. To byłby szybki strzał, takie złapanie powietrza. Zawsze takim największym sponsorem PZT był pan Ryszard Krauze. W piątek zjadłem z nim obiad i znowu jest nadzieja. Jest świetnym zdrowiu i formie, więc będziemy także na niego liczyli. Nie chcemy, żeby był to tylko dawca gotówki, ale partner i miłośnik tenisa.
Jak często będzie pan przebywał w Warszawie?
Jeżeli chodzi o ten tydzień to wyjechałem we wtorek i zostaję do przyszłego. Pojawili się moi prawnicy, którzy bardzo dobrze orientują się w materii stowarzyszeń, związków sportowych. Wykonaliśmy bardzo dużo pracy, musieliśmy przygotować PZT do poważnego audytu. W środę natomiast odbyliśmy pierwsze zebranie zarządu, które poświęciliśmy na ukonstytuowanie i podział funkcji.
A w przyszłości?
Wiadomo, że dzisiaj poprzez rozbudowane przekaźniki można sterować z Zielonej Góry. Natomiast w Warszawie trzeba odbywać spotkania. W przyszłym tygodniu będę widział się z ministrem sportu. Trzeba tego człowieka przeprosić za działania poprzedniego zarządu. Największy chlebodawca PZT był ostatnio mało poważnie traktowany, a wręcz oszukiwany.
Jak ocenia pan działania tego ministerstwa?
Są pozytywne. Jest program „KLUB”, który odczuli te małe ośrodki. Uważam, że wielki klub zawsze sobie jakoś poradzi. A te malutkie, UKS-y? Nagle na głowę spadło im po 10-15 tysięcy złotych. To nie są pieniądze dzięki którym można kąpać się w złocie, ale na przykład dzieci pojechałyby sobie na obóz, zorganizowano by jakiś turniej. Postają inne inicjatywy. Generalnie widać, że chcą pomagać i należy to docenić, bez względu na barwy polityczne. Każdego sponsora trzeba szanować. Oni nie muszą dawać tych pieniędzy. To przywilej.
Do naprawienia chyba nieco nadszarpniętej marki i wizerunku związku będzie pan chciał w jakiś sposób wykorzystać najbardziej znanych zawodników lub zawodniczki?
Tak. W tym tygodniu w Radomiu nastąpiło otwarcie międzynarodowego turnieju do lat 14. Powstał nowy obiekt. Nie mogłem być tam osobiście. Pojechali menadżerowie z działu sportu oraz Michał Przysiężny, nasz reprezentant w Davis Cup. To się nigdy wcześniej nie zdarzało. W ten sposób też będziemy promować tenis. Najlepsi zawodnicy mają uczestniczyć w tych eventach. Ludzie chcą ich zobaczyć, podać rękę, wziąć autograf. Wcześniej nasza dyscyplina była pozostawiana sam sobie. Nas, w Zielonej Górze traktowano jak… wieśniaków. Raz, przy otwarciu wspomnianej wcześniej hali zdarzyło się, że ktoś przyjechał, dużo naobiecywał, a potem i tak nie było to realizowane.
Ma pan takie ambicje i plany, aby ściągnąć do Polski gwiazdy światowego formatu?
W naszym projekcie pozyskiwania środków są turnieje pokazowe. Wcześniej tego nie stosowano. Wspólnie z Piotrkiem Radwańskim prowadzimy już rozmowy, aby zorganizować takie wydarzenie. Chodzi o dwa pojedynki jednego dnia. W Polsce nigdy nie było Rogera Federera. To byłoby widowisko i dużo zastrzyk gotówki. Nie mówię tutaj o biletach. Nie ukrywam, że wstępnie negocjujemy. Jeżeli udałoby się to w 2018 roku, byłoby super. Może na miejsce takiego występu wybralibyśmy Zieloną Górę. Jest tutaj dobry gospodarz, miasto jest hojne na tego typu eventy, hala jest piękna. To mogłoby być takie wiano, które mógłbym wnieść dla naszego regionu.
Rozumiem, że lubuski tenis może sporo zyskać poprzez pański wybór?
Tak, aczkolwiek nie można tego zbyt mocno forować. Chodzi o zły odbiór. Natomiast wiadomo, że koszula bliższa ciału. Z inicjatywy lokalnych klubów wyszła impreza, która ma odbyć się w przyszłym roku. To mistrzostwa Polski weteranów, które gromadzą blisko 400 uczestników. To już coś naprawdę dużego. Konkurencja zawsze jest ogromna, ale miejmy nadzieję, że uda się właśnie w Zielonej Górze.
Co dalej z lokalnym związkiem?
Wybory są w przyszłym roku.
W Polsce nigdy nie było Rogera Federera. Nie ukrywam: wstępnie negocjujemy
Czyli będzie pan łączył obie funkcje?
To w niczym nie przeszkadza, ale zastanawialiśmy się jak to rozwiązać. Wkrótce będziemy mieli zebranie zarządu, więc zobaczymy. Dla mojego następcy mogłoby to stanowić pewną trudność, aby obejmować stery na ostatnie dni. Aczkolwiek wiceprezesem jest Piotr Fabich, mocno zaangażowany biznesmen. On jest moim cichym kandydatem na ten fotel. To powinna być osoba stabilna i zrównoważona w sensie sportowym, organizacyjnym i finansowym. Musi to trzymać i łączyć.
Martyna Kubka to obecnie pierwszoplanowa postać jeżeli chodzi o lubuski tenis. A co z innymi? Czy jest jakieś światełko w tunelu, że za jakiś czas pojawi się ktoś jeszcze?
Faktycznie, ona jest w tej chwili numerem jeden. To nie podlega dyskusji. Co dalej? Parę lat pojawiła się dziura w szkoleniu, którą lekceważono. Ja przed tym przestrzegałem. Ta sytuacja nastąpiła już po Martynie. Wcześniej było tych graczy mnóstwo. Jednak jest jakiś promyk nadziei. Są zrobione nabory, z tym, że oni mają dzisiaj dopiero po dziewięć, dziesięć lat. Widać, że w tym gronie znajduje się paru zdolnych graczy. Poczekajmy rok, dwa i zobaczymy co tego będzie. Natomiast o Martynę musimy dbać, żeby nam gdzieś nie uciekła. Jeżeli chodzi o bazę to warunki ma świetne. Brakuje tylko trochę finansów. Świetnie by było, jakby udało się stworzyć dla niej specjalne stypendium. To byłby wspaniały sygnał, także dla innych, że warto być w tej Zielonej Górze, bo tutaj dobrze się dzieje.
Który lubuski klub, ośrodek ma obecnie największy potencjał?
Kiedyś była to GKT Nafta Zielona Góra. Tam nastąpiło mnóstwo różnych zmian. Nie wiem jak je określić. Pojawiały się problemy związane z głównym sponsorem oraz takie organizacyjno-szkoleniowe. Dzisiaj właściwie nie ma jakiegoś mocno wiodącego klubu. W Zielonej Górze działają cztery i można powiedzieć, że pracują na podobnym poziomie. Nie oceniam tego po liczbie osób w szkółce, tylko po wynikach.