Chcę być wyjadaczem, który wydziera punkty na dystansie
Pokazaliśmy ząb, drużynę i do Zielonej Góry pojedziemy powalczyć o zwycięstwo - mówi Grzegorz Zengota po pierwszej wygranej Unii Leszno.
Sparingi bez udziału publiczności i dziennikarzy to dobry sposób na odbudowanie się i przełamanie złej passy?
Mieliśmy wewnętrzny spokój, w końcu mogliśmy skupić się na tym, co jest ważne: na dopasowaniu motocykli i znalezieniu najlepszych ustawień, żeby to funkcjonowało tak jak trzeba. I to nam się udało.
Nie czaiło się gdzieś z tyłu głowy pytanie, co to będzie, jak z Toruniem też przegracie?
No, na pewno, bo presja narastała. Ale umiejętnie skupiliśmy się na pracy, która przyniosła efekt w postaci dobrego wyniku.
Grzegorz Zengota jest w formie bardzo dobrej, dobrej czy takiej, która pozostawia jeszcze sporo do życzenia?
Nie mnie to oceniać. Ja staram się robić to, co potrafię najlepiej. Od oceniania są kibice, dziennikarze... Ale myślę, że mogę sobie wystawić cztery plus, może cztery. Bo wiem, że mogłem parę punktów więcej dorzucić, szczególnie w pierwszym starcie, gdzie Peter Kildemand po prostu mnie nie zauważył, a liczyłem na to, że się ustawimy w parę. Momentalnie wykorzystał to Greg Hancock. Byłyby dwa punkty więcej i ocena cztery plus, może nawet pięć minus. Ale na razie jest stabilnie. Fajnie, że mogę na dobrym, wysokim poziomie jechać. Oczywiście to jest dopiero początek, trzeci mecz, to jeszcze mało. Jeżeli przez cały sezon uda się utrzymać taką dyspozycję, wtedy będę mógł usiąść i spokojnie powiedzieć, że było dobrze.
Z trybun wyglądało to tak, że dość ciężko te punkty panu przychodziły.
Musiałem walczyć. Nie było lekko, ale... na ogół nie jest lekko. A komu punkty przyszły łatwo? Każdy potracił, każdy walczył. Ja staram się, mimo straconych pozycji, cały czas gonić. Nie chcę być zawodnikiem, który wyjeżdża ze startu i dowozi to, co mu się uda, tylko typowym wyjadaczem, który potrafi wydzierać punkty na dystansie. Może i patrząc okiem kibica, te punkty nie przyszły mi łatwo, ale zdobyłem ich 11, po walce, więc może czasami mają większą wartość, aniżeli takie przywiezione przez zawodnika, który przyjeżdża 30 metrów z przodu.
Na konferencji prasowej Piotr Pawlicki powiedział, że Unia wraca do gry i zaczyna znów walczyć.
Bardzo chcieliśmy, żeby wszystko się poukładało, żebyśmy zwyciężyli, bo to będzie taki zwrot dla nas. Myślę, że pokazaliśmy siłę jako drużyna zarówno w parkingu, jak i na torze. Wygraliśmy z dziesięciopunktową zaliczką, więc również bonus jest w naszym zasięgu. A pamiętajmy, że zespół z Torunia jest stawiany w roli faworyta tegorocznych rozgrywek. Wielu spodziewało się, że to on zwycięży, ale my potrafiliśmy się przeciwstawić i pokazać siłę drużynowego mistrza Polski z roku ubiegłego.
1 maja Unia przyjedzie do Zielonej Góry. Falubaz powinien się bać?
Trudno mi powiedzieć. Nie będę wybiegał tak daleko. Wiadomo, że następny mecz czeka nas w Zielonej Górze, ale jeszcze emocje dobrze nie opadły po spotkaniu z Toruniem, więc nie myślałem o tym, co będzie 1 maja. Pokazaliśmy ząb, drużynę i na pewno pojedziemy do Zielonej Góry powalczyć również o zwycięstwo, bo przez tydzień już ochłoniemy i jeszcze lepiej poukładamy pewne rzeczy. Mam też nadzieję, że do gry wróci Peter Kildemand, który potrzebuje czasu, żeby po tych wszystkich upadkach dojść do siebie. Ma tydzień, żeby się wykurować i wrócić w nasze szeregi z taką siłą, jaką prezentował w ubiegłym roku.
Słyszał pan, co się stało z Kennim Larsenem?
Doszły mnie takie słuchy. Szczerze mówiąc, nie znam informacji, które mówiłyby coś więcej. Tylko tyle, co wyczytałem w mediach. Nieciekawa sytuacja, zszokowało mnie to. A jeszcze kilka dni wcześniej pojawiła się informacja o Ar¬tiomie Wodjakowie... Nie pamiętam, żeby wcześniej takie rzeczy miały miejsce. Dało mi to do myślenia, bo z Artiomem startowałem za czasów juniora, kojarzę go, wielokrotnie rozmawialiśmy. Później te drogi troszeczkę się rozmyły, bo wrócił do Rosji i kontakt się urwał. Szkoda chłopaka, mam nadzieję, że z tego wyjdzie i będzie jeszcze normalnie funkcjonował. Aż trudno uwierzyć, że takie rzeczy się dzieją.