Początkowo ze zdumieniem, a od niedawna z przerażeniem śledzę walkę części (to bardzo ważne słowo!) bydgoszczan - omamionych przez sprytnych polityków - o oderwanie Collegium Medicum od UMK.
Stopień zacietrzewienia (po stronie „bydgoskich patriotów”) osiągnął wyżyny, z których spadanie może być bardzo bolesne (polecam opinie internautów). W ferworze tego, co nazywane jest walką o bydgoską tożsamość, inicjatorzy akcji zapomnieli podać prawdziwe powody wymuszanego rozwodu. Nie słyszałam ani jednej dyskusji, nie czytałam żadnej wypowiedzi, w której padłyby konkrety. Tymczasem wojna trwa na dobre, tylko nie wiadomo dlaczego.
Szkoda, że bojownikom zabrakło odwagi, by np. powiedzieć tysiącom, których poprowadzili na barykadę, że na jedenaście uczelni medycznych w kraju, CM ma ostatnie miejsce. W 2004 r., w chwili fuzji AM z UMK, nasza akademia była najsłabszą uczelnią medyczną i taką pozostaje. Warto też przyjrzeć się corocznym rankingom szkół wyższych, by zobaczyć, że 10 uczelni medycznych ma bardzo wyrównaną punktację, zaś CM sporo odstaje od konkurencji. Dzieje się tak mimo ewidentnego rozwoju CM (polecam stronę UMK, tam zainteresowani znajdą stosowną informację). Dlatego bardzo chciałabym znać powody takiej a nie innej kondycji CM. Ale o tym rewolucjoniści milczą.