Grupa inicjatywna poinformowała władze gminy o zamiarze przeprowadzenia referendum. By doszło do skutku, w ciągu 60 dni trzeba zebrać wymaganą liczbę podpisów.
Listę poparcia musi podpisać przynajmniej 10 proc. osób uprawnionych do głosowania. W przypadku świdwińskiej gminy podpisów tych trzeba zebrać ponad 490.
Jeśli się to uda, referendum się odbędzie, a mieszkańcy odpowiedzą „tak” lub „nie” na jedno pytanie: „Czy zgadzasz się, by GMO było uprawiane lub hodowane w naszej gminie?”.
By referendum było ważne, musi wziąć w nim udział 30 proc. osób uprawnionych do głosowania. Przed grupą inicjatywną więc sporo pracy nad tym, by przekonać mieszkańców gminy, bo to od nich finalnie zależeć będzie powodzenie całej akcji. Pierwszej takiej w całej Polsce. Do tej pory w żadnej gminie GMO nie było tematem referendum. Gmina Świdwin może być prekursorem.
Stąd też poniedziałkowe spotkanie, w którym jednak wzięło udział mniej osób, niż się spodziewano.
- Zaczynamy od naszej gminy, bo tu są rolnicy tak jak ja zrzeszeni w Eko-landzie, którzy GMO mówią stanowcze nie - mówiła Edyta Jaroszewska-Nowak, pełnomocnik inicjatora referendum.
- Teraz Polska jest wolna od upraw GMO, ale trwają prace nad zmianami przepisów, które - jeśli wejdą w życie - dopuszczą możliwość tworzenia stref upraw GMO w gminach. Do tego nie możemy dopuścić, bo taka koegzystencja bez wpływu na tradycyjne uprawy jest niemożliwa.
Te ostatnie zostaną skażone GMO. A w dalszej perspektywie nimi zastąpione. To będzie na rękę jedynie wielkim koncernom produkującym zmodyfikowane ziarna. Będą mieć rolników w garści. Tak się już dzieje w USA, Kanadzie czy Argentynie. Skończy się ich niezależność, skończy bioróżnorodność. Do tego nie ma dowodów na to, że żywność powstająca z upraw GMO jest bezpieczna dla ludzkiego organizmu, wręcz przeciwnie francuskie badania z 2012 roku wskazują, że GMO mogą być odpowiedzialne za wzrost zachorowań na raka. Czy tego chcemy?
Dzięki referendum będziemy mogli uprzedzić ustawodawcę, uprzedzić korporacje, które coraz bardziej naciskają na Europę, by zgodziła się na uprawę GMO, i gminę Świdwin ogłosić wolną od strefy z GMO. Może uda nam się też wycofać z obrotu żywność z GMO. Na razie w naszej gminie. Obecni na poniedziałkowym spotkaniu nieliczni przedsiębiorcy z branży rolnej nie podzielali takiego entuzjazmu dotyczącego referendum. Zastrzegli, że nie popierają GMO, ale najpierw trzeba mieszkańcom powiedzieć, co to w ogóle jest.
Przydałaby się najpierw akcja informacyjna, bo bez niej referendum, za które zapłaci gmina, więc wszyscy jej mieszkańcy, będzie porażką. Zresztą zaznaczyli, że obecnie w Polsce nie ma upraw GMO. Za to do obrotu wprowadzona jest żywność zawierająca GMO, a krowy karmi się śrutą sojową z soi modyfikowanej genetycznie.
I to jest problem. Można byłoby ją zastąpić paszą z polskich roślin strączkowych, ale rodzimi producenci mają podpisane kontrakty na wiele lat z potężnymi korporacjami, które oferują nic innego jak śrutę sojową.
- Jeden z lokalnych przedsiębiorców działających w branży mięsno-wędliniarskiej oferował lepsze ceny za mięso niekarmione paszą z GMO - padł na spotkaniu głos z sali.
- Po pół roku zrezygnował, bo te eko wyroby, nieco droższe, nie znajdowały nabywców. Niestety dla większości konsumentów liczy się tylko cena. Na etykiety zwracają uwagę ci, którzy mają pieniądze.