Rok 2017 będzie też rokiem wielkich inwestycji. Arcyważna dla całego regionu rozpocznie się w szpitalu w Zielonej Górze. A na północy województwa w grudniu zakończy się budowa wspaniałego parku rozrywki
Kompleksową opieką objęte zostaną tu dzieci do lat 18, a także matki w okresie ciąży i tuż po niej. Będzie też hostel dla rodziców chorych maluchów...
W Wojewódzkim Szpitalu Klinicznym w Zielonej Górze powstanie Centrum Zdrowia Matki i Dziecka. Pod koniec grudnia 2016 roku umowę w tej sprawie podpisali marszałek województwa Elżbieta Anna Polak i prezes lecznicy Stanisław Łobacz.
- To świetna wiadomość. Może doczekamy się dnia, że z chorymi maluchami nie trzeba będzie jeździć do innych ośrodków w Polsce - powiedziała nam Agnieszka Klukowska z zielonogórskiej fundacji Innowacyjny Klub Rodzica, mama niepełnosprawnego dziecka.
Nowy gmach będzie miał siedem kondygnacji nadziemnych i dwie podziemne. I powierzchnię blisko 20 tys. mkw. W Centrum Zdrowia Matki i Dziecka będzie około 120 łóżek.
- Niestety, nie możemy pokazać, jak będzie ten szpital wyglądał, gdyż jeszcze tego nie wiemy - przyznaje Stanisław Łobacz, prezes Wojewódzkiego Szpitala Klinicznego im. Karola Marcinkowskiego w Zielonej Górze. - Centrum powstanie bowiem w systemie „zaprojektuj i buduj”. Wykonawca będzie musiał przygotować całą dokumentację, projekt i na jego podstawie postawić obiekt, który powstanie przy istniejącym oddziale położniczym, w miejscu, gdzie kiedyś lądowały helikoptery ratowników. My musimy teraz wybrać kancelarię, która przygotuje całą dokumentację przetargową.
Budowa Centrum Zdrowia Matki i Dziecka wraz z wyposażeniem ma kosztować 92 mln zł. Z tego dofinansowanie z pieniędzy unijnych w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego wyniesie 56 mln zł. 12 mln zł ze swojego budżetu przekaże samorząd województwa, a brakujące 24 mln zł będą wkładem własnym szpitala, który prawdopodobnie weźmie kredyt. Planowane zakończenie inwestycji to październik 2020 roku.
Pszczółka Maja zaprosi nas w grudniu
- Szacujemy, że nasz park będzie odwiedzało około 300 tysięcy osób rocznie - zapowiada Daniel Heinst, jeden z inwestorów. Chodzi o park rozrywki Maja-land, który powstaje w niewielkiej miejscowości Kownaty pod Torzymiem. - To właśnie lokalizacja i bliskość do autostrady A2 sprawiły, że inwestorzy postawili właśnie na naszą gminę - dodaje burmistrz Ryszard Stanulewicz.
Park rozrywki w Kownatach oraz cały kompleks rekreacyjny, połączony z hotelem, restauracją, domkami letniskowymi, będą kosztowały około 20 mln euro. Całość ma powstać na 10-hektarowej działce.
Główną atrakcją będzie oczywiście Pszczółka Maja, ale też Wiking Vic i Heidi. - Jesteśmy przekonani, że do Kownat będą przyjeżdżali turyści z całej Polski, Niemiec i Czech. W tych krajach Maja jest bardzo popularna. Szczególnie teraz, gdy powstaje nowa, kinowa wersja przygód Pszczółki - wyjaśnia Daniel Heinst.
Podobne parki rozrywki są już w Belgii i Holandii. Park w Kownatach ma przypominać krainę Pszczółki Mai, a głównym punktem będzie ogromne drzewo, wokół którego skupiony będzie cały kompleks. Oczywiście nie zabraknie karuzel i szalonych kolejek. Na świetną zabawę będą mogli tu liczyć zarówno dzieci, jak i dorośli.
- Może przez ten park ruszy się coś u nas. Powstaną hotele, sklepy... Wszędzie będzie ruch, jak zaczną zjeżdżać turyści. Pewnie pracy też będzie przez to więcej - mają nadzieję mieszkańcy gminy. Wystarczy pojawić się w Kownatach i zapytać o Majaland, a ludzie od razu podpowiadają, jak i gdzie składać podania o pracę... - Jest taki motelik przy drodze w Torzymiu i tam prowadzą rekrutację - usłyszeliśmy od jednej z mieszkanek.
Tymczasem inwestorzy dementują. - Owszem, będziemy potrzebowali kilkadziesiąt osób do pracy, ale na razie rekrutacja nie ruszyła. Jeśli tylko się rozpocznie, poinformujemy o niej - zapewnia nas Daniel Heinst. Na razie nie jest pewne, ile dokładnie osób znajdzie pracę w Majalandzie.
Znany jest natomiast bardzo istotny termin: w grudniu tego roku zakończy się budowa i park zacznie działać!
A z dawnej fabryki nici uda się uszyć...
To, jak ważne miejsce zajmowała - i wciąż zajmuje - w sercach nowosolan fabryka nici „Odra”, najlepiej wiedzą sami mieszkańcy miasta. Nic dziwnego, że gdy na początku września 2016 roku pojawiła się tam ekipa wyburzeniowa, teren starej fabryki regularnie odwiedzała grupka ludzi, którzy z nieukrywanym sentymentem obserwowali, jak cegła po cegle dwa największe budynki kompleksu zamieniają się w sterty gruzu. Wśród nich był Krzysztof Rola. - Tu pracowały nasze matki i nasi ojcowie. Szkoda, że niektórzy już tego nie zobaczą. Przecież ludzie zostawili tu kawał życia. Ale to, co mnie najbardziej nurtuje, to jak to się stało, że ta największa fabryka w Europie upadła. Czy musiała upaść? - zastanawiał się.
- Ta fabryka to historia mojej rodziny. Mój wujek tu pracował, ojciec pracował, mama... I ja, dwa lata. Szkoda tej fabryki - wzdychał Mirosław Górski.
W najlepszych latach „Odra” zatrudniała 5 tys. osób. Zakład miał własny żłobek, przedszkole, stołówkę, ambulatorium, bibliotekę, dom kultury i klub sportowy. Wydawał też zakładową gazetę. Potężna fabryka nie przetrwała jednak transformacji ustrojowej. „Odra” upadła w połowie lat 90., a jej budynki zostały wyprzedane między kilkudziesięciu prywatnych przedsiębiorców. Dwa największe stały puste do jesieni ubiegłego roku, kiedy to po latach starań lokalnych władz udało się pozyskać 2 mln zł na ich wyburzenie. Rozbiórka miała miejsce dokładnie 200 lat od roku założenia pierwszej przędzalni...
Ale dzięki wyburzeniom pofabryczny teren czeka druga młodość. Władzom Nowej Soli udało się bowiem zdobyć 13,5 mln zł unijnego dofinansowania na rewitalizację. Całkowity koszt projektu to 16-17 mln zł.
- Wzięliśmy na siebie ciężar zbudowania pełnej infrastruktury. Powstaną drogi, kompletne uzbrojenie, place, parkingi... Przy okazji uda się nam wyhodować kwiatek, którym będzie zdewastowany dziś Park Odry. Projekt mamy od dawna, ale nie mieliśmy pieniędzy. Więc przy okazji zrobimy piękny park - tłumaczy prezydent Wadim Tyszkiewicz i podkreśla, że kolejny ruch będzie należał do przedsiębiorców ulokowanych w budynkach dawnej „Odry”. - Bardzo liczymy na to, że jak zbudujemy infrastrukturę, to oni zainwestują, by swoje obiekty doprowadzić do jakiegoś stanu.
Jak zaznacza Tyszkiewicz, rewitalizacja to nie „odpacykowanie kamienicy”. Składa się na nią wiele elementów, a jednym z ważniejszych jest czynnik ludzki. Stąd właśnie kompromis wypracowany między miastem a przeciwnikami burzenia, polegający na ocaleniu od rozbiórki wieży zegarowej i zwróceniu jej mieszkańcom. Zostaną do niej dobudowane kolejne pomieszczenia, swój dom ma tam znaleźć Solanin Film Festiwal. - To będzie taka sala multimedialna na 20-30 osób - wyjaśnia Grzegorz Potęga, dyrektor festiwalu. - Mamy też pomysł, by w tym naszym kinie pokazywać starą Nową Sól. Chcemy znaleźć w Polskich Kronikach Filmowych lub jeszcze gdzie indziej jakieś materiały z „Odry” czy innych części miasta.
Sławomir Stańczak, prezes stowarzyszenia eksploracyjnego „Nadodrze”, brał udział w konsultacjach w sprawie wyburzenia fabryki i dał się poznać jako zwolennik ocalenia choć części „Odry”. Dziś cieszy się, że wypracowany kompromis znalazł poparcie w postaci unijnych pieniędzy. - To, co udało się wypracować, to jedyne racjonalne i zdrowe podejście. Sam fakt, że miasto uzyskało dotację, już świadczy o tym, że dokumentacja była przygotowana dobrze, z kontekstem społecznym - przyznaje.
Rewitalizacja rozłożona jest na lata, całość ma się zakończyć w 2019 roku.