Teledysk do piosenki „Despacito” Luisa Fonsiego obejrzano już ponad 2 miliardy 600 milionów razy.
Lato to taki czas, kiedy chcemy odpoczywać - również słuchając muzyki. Nic więc dziwnego, że to właśnie w tym okresie największą popularność zdobywają piosenki „lekkie, łatwe i przyjemne”. W efekcie już od co najmniej pięciu dekad mamy w sezonie wakacyjnym do czynienia z fenomenem „letniego przeboju”. Jaki utwór jest nim w tym sezonie?
Czy włączymy radio, czy pójdziemy do klubu, czy wybierzemy się na plażę, wszędzie słychać dzisiaj jedną piosenkę. „Despacito” Luisa Fonsiego to nie tylko największy przebój tegorocznego lata, ale też bez wątpienia jeden z największych przebojów muzyki pop wszech czasów.
Świadczą o tym liczby: od premiery 13 stycznia tego roku kupiło go ponad 3,3 miliona osób, w serwisie YouTube zrealizowany do niego teledysk obejrzało ponad 2 miliardy 700 milionów widzów, a w serwisach streamingowych posłuchano go ponad 4 miliardy 600 milionów razy.
Tym samym „Despacito” zbliża się do rekordu ustanowionego w serwisie YouTube przez koreańskiego piosenkarza o pseudonimie PSY z utworem „Gangnam Style”. Do dziś obejrzano go ponad 2 miliardy 900 milionów razy - ale osiągnięcie tego wyniku zajęło aż pięć lat. „Despacito” przekroczy tę barierę zapewne już do końca roku.
Dzięki piosence wzrosło o 45% zainteresowanie wyjazdami do Portoryko
- To chwytliwa piosenka łącząca karaibską rytmikę z latynoską melodyką. Co roku pojawiają się takie letnie przeboje. Stają się integralną częścią kultury popularnej, ponieważ docierają do nas zewsząd, czy tego chcemy, czy nie - tłumaczy Hirek Wrona, dziennikarz muzyczny.
I rzeczywiście - tego rodzaju piosenek było w historii popkultury bez liku. „Daddy Cool” Boney M, „Sun Of Jamaica” Goombay Dance Band, „Sunshine Reggae” Laidback, „Yeke Yeke” Mory Kante, „Macarena” Los Del Rio, „Lambada” Kaomy, „Asereje” Las Ketchup czy „Waka Waka” Shakiry. Porównując cyfry, żadna jednak nie zrobiła tak spektakularnej kariery, jak „Despacito”.
- Pamiętajmy, że w latach 70., 80., a nawet 90. nie było jeszcze internetu ani serwisów streamingowych. Nie działał ani YouTube, ani Spotify. Dzisiaj media społecznościowe sprawiają, że dana piosenka staje się przebojem nie tylko w Europie i Ameryce, ale nawet w najbardziej odległych stronach świata. To jest efekt globalizacji popkultury. Nie można więc porównywać popularności dawnych i obecnych hitów - wyjaśnia Hirek Wrona.
Autorem „Despacito” jest portorykański gwiazdor Luis Fonsi, który śpiewa już od prawie dwudziestu lat. Ma na swoim koncie kilkanaście przebojów i płyt, które jednak do tej pory cieszyły się powodzeniem głównie na latynoskim rynku muzycznym. Nie pomogło mu nawet to, że w 2009 roku wystąpił w Oslo podczas uroczystości wręczania pokojowej nagrody Nobla ówczesnemu prezydentowi USA - Barackowi Obamie. Dopiero „Despacito” przyniosło mu światową sławę, trafiając na szczyty list przebojów w 45 krajach. Mało tego - dzięki piosence wzrosło o 45 proc. zainteresowanie... turystycznymi wyjazdami do Portoryko.
Lustrując listy hitów polskich rozgłośni radiowych trudno znaleźć rodzime kandydatki, mogące konkurować z „Despacito”. „Szerokie wody” Mrozu, „Poczuj już” Bednarka, „Bumerang” Ewy Farny, „My” Andrzeja Piasecznego - to jednak chyba nie ta liga. - Nie ma w tym roku żadnej polskiej piosenki mogącej stać się przebojem wakacji. Nasi wykonawcy przestali śpiewać proste, taneczne i melodyjne utwory. I to dlatego tak popularne jest u nas disco polo - twierdzi Hirek Wrona.
Zostają nam zatem tylko mniej lub bardziej udane rodzime covery „Despacito” (pod tytułami „Siedź tu cicho” lub „Nie tak szybko”) , których namnożyło się już w internecie. Ale i tak żaden nie doścignie latynoskiego oryginału.